Zawsze niezmiernie bawi wkurwia mnie, kiedy na pytanie „gdzie pracujesz?” odpowiadam, że w agencji. Na twarzach 90% pytających zaczyna błąkać się głupawy uśmieszek, jakbyśmy wciąż żyli w latach 90. ub. wieku, gdy jedyne znane pospólstwu agencje miały logo w kształcie waginy i oferowały w gratisie loda dla stałych klientów. Well. Tamte czasy minęły, więc przestańcie robić z siebie idiotów, bo to mało zabawne jest. I śmierdzi Januszem. Ale do rzeczy.
Kto czyta bloga trochę dłużej, ten wie, że siedem miesięcy temu trafiłam na rozmowę do agencji interaktywnej. Doświadczenia w SM [social media, nie sado maso – przyp. autorka] praktycznie nie posiadałam, poza prowadzeniem blogowego fanpejdża. Wiedziałam, co to jest edge rank i Google Analytics, ale w głębokiej dupie miałam kryzysy w społecznościówce i dane z Sortrendera. Przyjęli mnie, sama się zdziwiłam, no ale dobra, copywriterem jeszcze nie byłam, więc #yolo, #pieklo, #szatan, #zło, zobaczymy, co z to będzie.
Po prawie roku dziennikarskiego freelancowania etat jawił się jako pierwszy krok do popełnienia harakiri. Znajomi nie pomagali.
Idziesz do agencji? Fajnie było cię znać.
Biegasz? Przestaniesz.
Macie tam materac? A prysznic?
Zapisz sobie numer do całodobowej pizzerii w okolicy.
Myślisz, że będziesz miała czas tak za pół roku na kawę?
I tak dalej.
Po ponad 7 miesiącach pracy w agencji nadal żyję, choć mam zdecydowanie większe wory pod oczami i mocniej wyrobiony brzuch. Od śmiechu. Słowem, czuję się na siłach, by objawić Wam prawdę o sado-maso.
7 rzeczy, które musisz wiedzieć o pracy w social media
#1. Zaczynasz rozumieć, że ludzie z agencji są jaki ci trenujący CrossFit – pojebani
Wychodzę z założenia, że jeśli dwóch accountów wita się słowami „Siemasz, mała kurwo”, podając sobie przy tym rękę i szeroko się uśmiechając, to jednak coś z nimi musi być nie tak. Zwłaszcza, jeśli pierwszy twierdzi, że bzykał matkę drugiego, a drugi nie zaprzecza.
#2. Popadasz w stany maniakalno-depresyjne
Generalnie albo śmiejesz się jak szalony, spadasz z krzesła i szczasz pod siebie, albo tłuczesz głową w ścianę i godzinami patrzysz tępo w monitor. To pierwsze zwykle jest oznaką przedawkowania extasy, drugie spalenia się amsterdamskim staffem.
W agencji mamy jednak zakrzywioną rzeczywistość. Wyjesz, kiedy kumpel wrzuca na grupę obrazek z liskiem chytruskiem i wyjesz, gdy o pierwszej w nocy z piątku na sobotę klient wysyła Ci poprawki do poprawek. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
#3. Twój poziom cynizmu wzrasta, a dupa staje się twardsza
Społecznościówka to wciąż branża zdominowana przez mężczyzn. Kobieta, która decyduje się na pracę w soszialu musi mieć szybką reakcję i ciętą ripostę. Kiedy kumpel, zalewając sobie wrzątkiem kawę, stwierdza od niechcenia, że Ci cycki zmalały, Ty, od niechcenia zamykając okno, odpowiadasz, że to z troski o niego, bo mu przeciąg świszczy w rurkach. On Ci odpowie, że jesteś podłą lesbą, Ty jemu, żeby wracał pod spódnicę mamusi. Za kwadrans na lunchu i tak zjaracie fajkę na pół.
#4. Zaczynasz rozumieć, o co chodzi w burzy mózgów
Pogadacie, pośmiejecie się, zapalicie papieroska i po pół godzinie wracacie do swoich biurek w świetnych humorach. Z NICZYM.
#5. Kłamiesz
Kiedy dzwoni szef i pyta, gdzie jest X, odpowiadasz, że od godziny gra w grę i zawala kolejny projekt. Kiedy dzwoni klient, a X gra w grę, zawalając kolejny projekt, odpowiadasz, że jest na spotkaniu z klientem nr 2. Kiedy dzwoni matka X i mówi, że musi pilnie porozmawiać ze swoim synem, mówisz, że syn jest zajęty z kobietą. W AGENCJI.
Kłamiesz. Zawsze kłamiesz.
#6. Nigdy nie wychodzisz z imprezy firmowej jako pierwszy
No chyba, że chcesz, żeby Twoje biurko wyglądało w poniedziałek tak:
#7. Zaczynasz używać nowomowy
Jak masz coś wysłać, to ASAP, a jak spierdolisz, to fakap. Jak Cię dobrze nie zbriefują, to masz czalendż. Kiedy coś ukrywasz, to hide’ujesz, a jak robisz budżet, to czardżujesz. Kejsy omawiasz, prezki nakurwiasz, a potem opierdalasz kumpla, że Cię nie dodał na cc.
Jest jeszcze jedna ważna, ale to bardzo ważna zasada.
#8. Zawsze, ale to zawsze posługujesz się poprawną polszczyzną
W przeciwnym razie nigdy nie zostałbyś copywriterem z prawdziwego zdarzenia ;)