Trudne pytania przy rodzinnym stole

autor: Tomasz Jakub Sysło

Co roku wiesz, że padną i co roku nie wiesz, jak na nie odpowiedzieć. Pytania o związek bądź jego legalizację. Pytania o karierę i pieniądze. Pytania o dziecko – pierwsze lub kolejne. Pytania o STABILIZACJĘ – magiczne słowo, które w dzisiejszych czasach czyni Cię poważnym, USTATKOWANYM człowiekiem. Gówno prawda, ale o tym za chwilę.

 

No więc oni: babcie/ciotki/stryjki/rodzice chcą wiedzieć, nie – oni żądają natychmiastowej, konstruktywnej odpowiedzi na pytanie CO TY WŁAŚCIWIE ROBISZ ZE SWOIM ŻYCIEM? A Ty siedzisz jak dziecko ze spuszczonym wzrokiem, bawisz się własnymi dłońmi i bąkasz coś pod nosem, ni to z uśmiechem, ni z grymasem, wściekły na nich, że w ogóle pytają i wściekły na siebie, że to kolejny rok, kiedy do rodzinnego stołu siadasz „z niczym”. Scena jak z sawanny: horda hien nad swoją ofiarą. Niby myślisz „chu… wam do tego”, ale na głos tego nie powiesz, bo babcia, bo wujek Zdzisiek, bo zawał i szacunek osobom starszym. I bardzo dobrze, bo nie jesteśmy już w wieku, w którym bunt i tupanie nóżką stanowi jakąkolwiek odpowiedź.

Kluczowe pytanie nie brzmi: kiedy Ty w końcu zaczniesz żyć tak, jak wymaga od Ciebie ciocia Helenka i reszta społeczeństwa, ale czy Ty w ogóle chcesz dla siebie takiego scenariusza?

Jeśli tak, co robisz źle, że jeszcze nie masz przysłowiowego domku z ogródkiem?
Jeśli nie, czy żyjesz w zgodzie ze sobą? Czy wciąż masz poczucie winy, że nie spełniasz cudzych oczekiwań?

 

Z boku

 

Czy kiedykolwiek stanąłeś z boku? Czy z większej perspektywy przyjrzałeś się największemu rozjemcy swojego życia – własnej rodzinie? Tej, która przy świątecznym stole pyta, osądza, oczekuje. Tej, która w mniejszym lub większym stopniu wpędza Cię w poczucie winy.

Czy ciocia Helenka, ze swoimi garnkami z Zeptera, brzuchatym mężem popijającym browar co wieczór i znerwicowanym synem „sprowadzającym samochody z Niemiec” ma prawo dawać Ci przepis na życie? Czy ma prawo robić to Twoja rozwiedziona siostra? Babcia, która przez 45 lat swojego życia z dziadkiem przepłakała przynajmniej 25?

Stabilizacja to nie jest świstek z urzędu stanu cywilnego i mieszkanie na kredyt. Dorosłość to nie bezrefleksyjne podążanie trasą wyznaczoną przez innych ludzi.

To odpowiedź na pytanie „JAK?”. Nie „CZY?”.

 

Schemat

 

Przyzwyczailiśmy się do tego, że poważny, dorosły człowiek ma dobrą pracę, własne mieszkanie i rodzinę. Coś w tym jest, bo żyjąc jak niebieski ptak raczej nie osiądziesz, nie zaplanujesz obiadu na pięć kolejnych dni i nie weźmiesz odpowiedzialności za własne dzieci. Sęk w tym, że powalająca większość ludzi w ogóle nie siada sam na sam ze sobą i nie zadaje sobie pytań typu: czego chcę? Nad czym muszę popracować? Od czego zacząć? Zamiast tego, w gotowych scenariuszach podsuwanych przez innych znajdują swój sposób na życie.

Jak wyjdziesz za mąż, będziesz szczęśliwa.
Gdy urodzisz dziecko, przestaniesz myśleć o pierdołach.
Znajdziesz dobrą pracę, zasadzisz drzewo, kupisz mieszkanie, spłodzisz syna, kupisz kombi, a wszystko samo się ułoży.

Gdyby to tak działało, nie byłoby rozwodów. Nie byłoby mam Madzi, depresji poporodowych, ojców bijących własne dzieci. Nie byłoby bezpańskich psów szwędających się po osiedlach ani płonącej tęczy na Placu Zbawiciela.

 

Sam na sam ze sobą

 

Człowiek jest istotą na tyle sprytną, że skutecznie potrafi oszukiwać samego siebie. I na tyle głupią, że w pewnym momencie łyka swoje własne kłamstwa jak młody pelikan.

Wieczna ucieczka – oto, co ja obserwuję u współczesnych „dorosłych” i „ustabilizowanych”. Brak konfrontacji ze sobą. Brak rachunku sumienia. Brak fundamentalnych pytań, które – postawione samemu sobie – mogą uczynić Cię lepszym człowiekiem. Człowiekiem prawdziwie ze sobą pogodzonym. Wiernym pewnym wartościom. Człowiekiem dobrym, uczciwym. Człowiekiem ludzkim. Świadomym swojej siły i swoich słabości.

Tylko żeby do takiego stopnia samoświadomości i pogodzenia ze sobą dojść, trzeba najpierw zostać samemu jak palec. Pobić się z myślami. Powyć w poduszkę, pogryźć dywan, walnąć łbem o ścianę. Poczuć zimno tak dogłębne, że uniemożliwiające jakikolwiek ruch.

Trzeba, jak Andy ze „Skazanych na Shawshank” przepłynąć przez rzekę [własnego] gówna, żeby wyjść czyściutkim po drugiej stronie.

A kto normalny chciałby brodzić w gównie?

 

Spotkanie

 

Żadne pytanie nie będzie w stanie wyprowadzić Cię z równowagi, za to Ty będziesz w stanie spojrzeć w oczy bliskim Ci ludziom bez lęku i bez poczucia winy mówić o swoich wyborach i o swoim życiu. I w głębokim chuju, z całym dla nich szacunkiem, będziesz mieć to, co sobie na Twój temat pomyślą. Będziesz żył, po prostu, bez zaciśniętych dłoni, spuszczonego wzroku i przebąkiwania pod nosem o planach na przyszłość.

Takim będziesz człowiekiem, jak już staniesz po drugiej stronie rzeki.

Choć może mieliście trochę inne wrażenie, ja dopiero zdjęłam buty.

 

Ogromne podziękowania dla Tomasza Sysło za stworzenie dedykowanej specjalnie dla tego tekstu grafiki. Ściski, Tomek! Robisz kawał dobrej roboty.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Kuzyn, pierwsza klasa gimnazjum.

    – i życzę Ci, żebyś nie była lesbijką.

    – (oczy taaaaakie) :-)

    – no co, rok temu podziałało. Więc ponawiam.

    Czyli nie masz męża, czyli może wahasz się, czyli może
    lubisz kobiety, czyli w sumie może
    pomyślę? Tyle pięknych w końcu… ;-)

    Chrzestny.

    – odkładałem, odkładałem kolejny rok. A Ty nic, nie
    planujesz. Także wiesz, auto kupiliśmy.

    Czyli wychodź za mąż, stara jesteś, bierz co masz, lepiej
    nie trafisz, a na prezent chuja dostaniesz.

    Ciotka.

    – i żeby ten Twój M. był szczodrzejszy.

    Czyli, serio, serio, tylko te perfumy dostałaś?

    Serio serio. Tylko perfumy. Serio, serio, o kobietach
    pomyślę. I serio serio, za mąż nie wychodzę. ;-)

    Pozdrawiam!

    Magda.

  • Grider

    W tych dniach naprawdę lubię swoją rodzinę, bliższa i dalszą z którą pomimo że mieszkamy od siebie paręnaście kilometrów, spotykamy się raz do roku i to nie na święta :P . A lubię za to że nikt nie zadaję takich durnych pytań :)

  • A ja wolałbym, żeby przy stole ktoś zapytał: „co u was? Jak remont? Czy dajecie sobie radę?” A moja rodzina mnie po prostu olała i mieli mnie kompletnie w d…

  • Dominik Konieczny

    Wszystko zależy od pewności siebie ,mnie nikt nie zapyta o takie sprawy bo wie ze spotka się z riposta która go bardzo dotknie. Czesto się spotykam w gronie innych rodzin z pytaniami ,pretensjami itd i śmieszy mnie jak ludzie nie potrafią tego przerwać, bo kogos uraża. Wystarczy zrobić to raz i masz spokój na całe życie.

  • Anita

    Uwielbiam Cie Kobieto!!
    Przyjechałam do domu na święta i czeka mnie „trudna” rozmowa z rodzicami. Zastanawiam sie, jak powiedzieć rodzicom, że zawaliłam na studiach, ale świat mi sie nie kończy i po Świętach nie zostaję w domu, wracam do mojego miasta. Muszę ich przekonać, że rok do tyłu to nic złego i bardzo się tego boję. Boję sie, że jak wrócę, nie będę wiedziała co ze sobą zrobię. Chociaż mam moją organizacje, przyjaciół, moją randkę.
    Czytając ten tekst serce mi wali, ale wiem, że dam radę. Że następne pół roku będzie wspaniałe, bo postaram się być niezależna.
    Dziękuję!

    • ks

      Anita głowa do góry! To nie jest Twój upadek, tylko mały przystanek. A rokiem do tyłu się nie przejmuj- teraz może to wygląda strasznie jak o tym pomyślisz,ale zobaczysz że te pół roku Ci pomoże.
      Pozdrawiam Cię:)

    • Malwina

      Wiem jak sie teraz czujesz. Ja nabawilam sie zalamania przez te mysl o moim „straconym” roku. Uwierz mi, to nie ma zadnego znaczenia. Nie ma w moim zyciu i nie bedzie mialo w Twoim. Warto wyciagnac wnioski. Zastanowic sie co w przyszlosci zrobic lepiej i tyle. Powodzenia!

      • Adresspamowy.wordpress.com

        Rok to jeszcze nic. Co powiesz o „straconych” a w zasadzie straconych (bez cudzysłowa) 5 latach? A o straconym całym życiu? Srać na jeden rok…

    • ania

      Anita, zawalony rok na studiach to naprawdę nie tragedia. Sama to zauważyłam, ale takie refleksje przychodzą z czasem. Trzymaj się ciepło. Na pewno dasz radę!

  • Można żyć po swojemu i mieć w dupie, co inni pomyślą, ale fakt pozostaje faktem – te pytania „zatroskanych” cioć nadal będą irytować. W każdym razie ciężko się na nie znieczulić, we mnie aż się gotuje gdy po raz n-ty słyszę pytanie o dziecko (notabene, od osoby która zaliczyła klasyczną wpadkę w hmm, młodym wieku) i z przyklejonym uśmiechem odpowiadam: „niedługo, niedługo!”, byle tylko uciąć tą rozmowę. To nie jest łatwy temat, bo rodziny ani mentalności niektórych (szczególnie starszych) osób nie zmienisz. Możesz robić swoje i myśleć swoje, ale jak odpowiadać na te pytania? Postawisz jasno sprawę, a ryzykujesz kłótnię z rodziną – tego raczej nikt nie chce.

  • Moi nie zadają takich pytań, bo boją się, że jeszcze ich poinformuję, że znowu się zaręczyłam. to byłby już trzeci raz… Albo, ze znów kupuję mieszkanie, a decyzję podjęłam w sumie spontanicznie, w 15 minut. Wolą nie wywoływać wilka z lasu,

    • Adresspamowy.wordpress.com

      hahaha :) 3 raz :) dobre :)

  • kamien

    jestes rewelacyjna

  • Otóż to. Większość nie jest w stanie przyznać się do swoich słabości i zasłania się maską, która „działa”.

  • Stabilizacja.. Zawsze myślę wtedy o Jacku Walkiewiczu, który mówił na wykładzie, że największą miał wtedy, jak mu dysk wypadł.

  • radosny

    Malvina – dobrze, że jesteś. Bo czytając Cię jednocześnie doceniam, jakie mam proste, ułożone i zajebiste życie z dala od problemów z Twojego bloga. Dziękuję!!

  • To ja mam jakąś cudowną rodzinę – nikt mi nie zadał żadnego z tych pytań :D

  • Ja bratowej która spytała „kiedy ślub bo ona by potańczyła na weselu” sugeruje pójść po prostu na dyskotekę.

    A na serio – masz absolutną rację, dobre rady od ludzi którzy sami mają pierdzielnik w życiorysie zostawmy tam gdzie ich miejsce czyli między bajkami.

  • Człowiek po prostu przyzwyczaja się do swojego cierpienia i w pewnym momencie już go nie zauważa.

  • ciemny

    Fajnie by było, gdyby rodzina nie musiała o nic pytać, bo wszystko by wiedzieli, a nie np zadają ci pytania, które są tak ogólne jak to tylko możliwe, niby coś wiesz, ale jednak nic.
    Nie wiesz co ta osoba myśli, co ją gnębi.

  • Olga

    Jesteś genialna!

  • Myślę, że wiele rodzin jest złych, okrutnych, nietaktownych i nie lubiących się. Nie wiem jak można wpaść na pomysł zadawania publicznie intymnych pytań. Jeśli się martwisz albo interesujesz, o takie rzeczy pyta się w prywatnej rozmowie, jeśli ma się z kimś bliską relację. W innym wypadku to popis lub znęcanie się.

  • W pewnym momencie…
    .
    .
    .
    …wyrasta się ze strachu przed takimi pytaniami, tak jak wyrasta się z prymitywnej rywalizacji z koleżankami/kolegami i innych nieistotnych bzdur.

    W tym samym momencie uświadamia sobie człowiek, że wbrew teorii iż nie ma głupich pytań, one jednak są, i można je, ot tak, zbyć uśmiechem politowania, nawet jeśli pytający nie zrozumie.

  • Adresspamowy.wordpress.com

    „…Tylko
    żeby do takiego stopnia samoświadomości i pogodzenia ze sobą dojść,
    trzeba najpierw zostać samemu jak palec. Pobić się z myślami. Powyć w 
    poduszkę, pogryźć dywan, walnąć łbem o ścianę. Poczuć zimno tak 
    dogłębne, że uniemożliwiające jakikolwiek ruch….” I o tym jest „zmiana” u mnie.

  • JoannaKamila

    Masz rację, tylko niektórzy nie wiedzą, że jak kobieta nie dojdzie do ładu i składu sama ze sobą, to nie zbuduje nic wartościowego. A być z kimś, po to tylko, aby nie gadali, to kompletny bezsens.

  • Przybijam Ci piątkę za ten tekst. Ja również dopiero ściągnęłam buty ;)