Co roku wiesz, że padną i co roku nie wiesz, jak na nie odpowiedzieć. Pytania o związek bądź jego legalizację. Pytania o karierę i pieniądze. Pytania o dziecko – pierwsze lub kolejne. Pytania o STABILIZACJĘ – magiczne słowo, które w dzisiejszych czasach czyni Cię poważnym, USTATKOWANYM człowiekiem. Gówno prawda, ale o tym za chwilę.
No więc oni: babcie/ciotki/stryjki/rodzice chcą wiedzieć, nie – oni żądają natychmiastowej, konstruktywnej odpowiedzi na pytanie CO TY WŁAŚCIWIE ROBISZ ZE SWOIM ŻYCIEM? A Ty siedzisz jak dziecko ze spuszczonym wzrokiem, bawisz się własnymi dłońmi i bąkasz coś pod nosem, ni to z uśmiechem, ni z grymasem, wściekły na nich, że w ogóle pytają i wściekły na siebie, że to kolejny rok, kiedy do rodzinnego stołu siadasz „z niczym”. Scena jak z sawanny: horda hien nad swoją ofiarą. Niby myślisz „chu… wam do tego”, ale na głos tego nie powiesz, bo babcia, bo wujek Zdzisiek, bo zawał i szacunek osobom starszym. I bardzo dobrze, bo nie jesteśmy już w wieku, w którym bunt i tupanie nóżką stanowi jakąkolwiek odpowiedź.
Kluczowe pytanie nie brzmi: kiedy Ty w końcu zaczniesz żyć tak, jak wymaga od Ciebie ciocia Helenka i reszta społeczeństwa, ale czy Ty w ogóle chcesz dla siebie takiego scenariusza?
Jeśli tak, co robisz źle, że jeszcze nie masz przysłowiowego domku z ogródkiem?
Jeśli nie, czy żyjesz w zgodzie ze sobą? Czy wciąż masz poczucie winy, że nie spełniasz cudzych oczekiwań?
Z boku
Czy kiedykolwiek stanąłeś z boku? Czy z większej perspektywy przyjrzałeś się największemu rozjemcy swojego życia – własnej rodzinie? Tej, która przy świątecznym stole pyta, osądza, oczekuje. Tej, która w mniejszym lub większym stopniu wpędza Cię w poczucie winy.
Czy ciocia Helenka, ze swoimi garnkami z Zeptera, brzuchatym mężem popijającym browar co wieczór i znerwicowanym synem „sprowadzającym samochody z Niemiec” ma prawo dawać Ci przepis na życie? Czy ma prawo robić to Twoja rozwiedziona siostra? Babcia, która przez 45 lat swojego życia z dziadkiem przepłakała przynajmniej 25?
Stabilizacja to nie jest świstek z urzędu stanu cywilnego i mieszkanie na kredyt. Dorosłość to nie bezrefleksyjne podążanie trasą wyznaczoną przez innych ludzi.
To odpowiedź na pytanie „JAK?”. Nie „CZY?”.
Schemat
Przyzwyczailiśmy się do tego, że poważny, dorosły człowiek ma dobrą pracę, własne mieszkanie i rodzinę. Coś w tym jest, bo żyjąc jak niebieski ptak raczej nie osiądziesz, nie zaplanujesz obiadu na pięć kolejnych dni i nie weźmiesz odpowiedzialności za własne dzieci. Sęk w tym, że powalająca większość ludzi w ogóle nie siada sam na sam ze sobą i nie zadaje sobie pytań typu: czego chcę? Nad czym muszę popracować? Od czego zacząć? Zamiast tego, w gotowych scenariuszach podsuwanych przez innych znajdują swój sposób na życie.
Jak wyjdziesz za mąż, będziesz szczęśliwa.
Gdy urodzisz dziecko, przestaniesz myśleć o pierdołach.
Znajdziesz dobrą pracę, zasadzisz drzewo, kupisz mieszkanie, spłodzisz syna, kupisz kombi, a wszystko samo się ułoży.
Gdyby to tak działało, nie byłoby rozwodów. Nie byłoby mam Madzi, depresji poporodowych, ojców bijących własne dzieci. Nie byłoby bezpańskich psów szwędających się po osiedlach ani płonącej tęczy na Placu Zbawiciela.
Sam na sam ze sobą
Człowiek jest istotą na tyle sprytną, że skutecznie potrafi oszukiwać samego siebie. I na tyle głupią, że w pewnym momencie łyka swoje własne kłamstwa jak młody pelikan.
Wieczna ucieczka – oto, co ja obserwuję u współczesnych „dorosłych” i „ustabilizowanych”. Brak konfrontacji ze sobą. Brak rachunku sumienia. Brak fundamentalnych pytań, które – postawione samemu sobie – mogą uczynić Cię lepszym człowiekiem. Człowiekiem prawdziwie ze sobą pogodzonym. Wiernym pewnym wartościom. Człowiekiem dobrym, uczciwym. Człowiekiem ludzkim. Świadomym swojej siły i swoich słabości.
Tylko żeby do takiego stopnia samoświadomości i pogodzenia ze sobą dojść, trzeba najpierw zostać samemu jak palec. Pobić się z myślami. Powyć w poduszkę, pogryźć dywan, walnąć łbem o ścianę. Poczuć zimno tak dogłębne, że uniemożliwiające jakikolwiek ruch.
Trzeba, jak Andy ze „Skazanych na Shawshank” przepłynąć przez rzekę [własnego] gówna, żeby wyjść czyściutkim po drugiej stronie.
A kto normalny chciałby brodzić w gównie?
Spotkanie
Żadne pytanie nie będzie w stanie wyprowadzić Cię z równowagi, za to Ty będziesz w stanie spojrzeć w oczy bliskim Ci ludziom bez lęku i bez poczucia winy mówić o swoich wyborach i o swoim życiu. I w głębokim chuju, z całym dla nich szacunkiem, będziesz mieć to, co sobie na Twój temat pomyślą. Będziesz żył, po prostu, bez zaciśniętych dłoni, spuszczonego wzroku i przebąkiwania pod nosem o planach na przyszłość.
Takim będziesz człowiekiem, jak już staniesz po drugiej stronie rzeki.
Choć może mieliście trochę inne wrażenie, ja dopiero zdjęłam buty.
Ogromne podziękowania dla Tomasza Sysło za stworzenie dedykowanej specjalnie dla tego tekstu grafiki. Ściski, Tomek! Robisz kawał dobrej roboty.