Lubię minimalizm w sztuce i w wystroju wnętrz. Wiecie, czarny kwadrat na białym tle i kanapa z Ikei. Skarpety do sandałów plus jeden kubek do kawy, herbaty, mleka i wódki. A tak poważnie – strasznie sentymentalna ze mnie pipa. Przy okazji ostatniej, dokładnie 32 przeprowadzki w moim życiu, zdałam sobie sprawę, jak wiele mam rzeczy, które nie są mi absolutnie do niczego potrzebne. I o ile wszystko byłoby prostsze, gdybym te rzeczy, na poziomie tak fizycznym, jak i mentalnym, ze swojego życiorysu po prostu wyje… rzuciła.
#1 Kiedy ostatnim razem miałaś to na sobie?
Podstawowe pytanie, które należy zadać przy segregacji ciuchów. Wychodzę z założenia, że jeśli jakiejś rzeczy nie założyłam dłużej niż przez ostatni rok, to nie ma sensu trzymać jej w szafie. Tekst „bo to może się jeszcze kiedyś przydać” ma zasadność w jednym przypadku: jeśli cyklicznie chadzasz na przebierane imprezy, na których nie wystarczą dorysowane wąsy, sztuczny nos i gumowe cycki. Jasne, zawsze możesz kombinować i np. z długich dżinsów zrobić krótkie szorty, a dwie bluzki spruć i przeszyć tak, żeby powstała z tego jedna unikatowa konstrukcja. Mnie osobiście tego typu DIY kompletnie nie kręci, co nie znaczy, że nie jest to dobry sposób na kreatywne wykorzystanie zbędnych/złachanych ubrań. Byle rzeczywiście coś z nich zrobić, a nie odłożyć do szafy na kolejne mol-party.
Od niedawna wyznaję też zasadę zero tolerancji dla ciuchów, które zwyczajnie już na mnie nie pasują – są za małe/za duże albo źle leżą przez fakt, że zmieniła mi się budowa ciała. Jak schudniesz do tej sukienki, to kupisz sobie nową, jeszcze krótszą i jeszcze bardziej obcisłą w nagrodę za miesiące wyrzeczeń i wszystkich niezjedzonych czekoladek [R.I.P]. A jak nie schudniesz, to się tylko będziesz niepotrzebnie wkurwiać. No i po co Ci to?
Hint: Zamiast wystawiać niepotrzebne [ale też niezniszczone] ubrania na śmietnik, nie bądź lemingiem i zawieź je do domu samotnej matki/noclegowni albo wrzuć ogłoszenie na Gumtree. Nawet nie wiesz, jak wielu osobom brakuje tego typu materialnego wsparcia.
#2 Czy będziesz tego jeszcze używać?
Zasada podobna, co w przypadku ciuchów, tyle że tutaj mówimy o szeroko pojętych gratach: od monitora do Comodore, przez niedziałającego walkmana z pierwszej komunii [błagam, powiedzcie, że wiecie, o czym mówię] po smycz do kluczy, którą wygrałeś w 8 klasie podstawówki i w zasadzie nadal nie wiesz, czy Ci się ona podoba, ale tak se ją nosisz, bo innej nie masz.
Mnie osobiście przeraził fakt, że wciąż trzymam w domu sześć ładowarek do czterech telefonów, które już dawno zdechły lub zostały wyrzucone. Znalazłam też archaiczną suszarkę do włosów, stertę wyblakłych materiałów do nauki hiszpańskiego oraz książkę o hodowli psów. A następnie doszłam do wniosku, że skoro nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia tych przedmiotów, to nie są mi one do niczego potrzebne. Czyli że out.
Hint: Część tego typu rzeczy jest przetwarzalna. A skoro możesz już zrobić coś dla swojej planety i opóźnić zagładę gatunku ludzkiego… Well, ja bym się dobrze zastanowiła.
#3 Czy musisz mieć całą stertę bibelotów, które kojarzą Ci się z bliskimi?
I tu dochodzimy do części najtrudniejszej, bo najbardziej emocjonalnej. Fajnie jest trzymać wszystkie prezenty od swoich ex, bilety ze wszystkich udanych koncertów, imprez i lotów do momentu, aż nie stwierdzisz, że zamiast żyć teraźniejszością, żyjesz tym, co było. Ewentualnie dopóki nie zdechniesz w męczarniach pod stosem systematycznie zasypujących Cię papierów. Czy to w jakikolwiek sposób przywróci minione chwile? Czy dzięki temu łatwiej będzie Ci przywołać czyjś obraz w pamięci? Nie. No chyba, że mówimy o zdjęciach. Fotografie to kompletnie inna kategoria.
Hint: Zorganizuj sobie jakieś jedno małe pudełko, w którym schowasz po jednej pamiątce najbardziej kojarzącej Ci się z daną osobą/wydarzeniem. Resztę utop, spal, obróć wniwecz. Na cholerę Ci to wszystko?
Odgrać się. Będziesz lżejszy na wiosnę.