Wiek? 20-50. Zawód? Każdy. Stan cywilny: żonaty/w związku. Zainteresowania: od suchej krakowskiej po softball. Mieszczuch klasy średniej. Bliżej mu do Hugo Bossa niż do klapek kubota, choć zdarzają się i typowi Janusze. Znaki charakterystyczne: jeden, kluczowy. Nadużywa czasownika „rżnąć”. W myśli, słowie i w spojrzeniu. Bo na pewno nie w czynie.
Szlachetny
Stoimy, oboje z butelkami piwa w dłoniach. On oparty o ścianę, ale pochylony lekko w moją stronę, ja – o wiele niższa, więc podświadomie wspinająca się na palce, tak by dosięgnąć uchem jego głosu. Wiem, że kogoś ma. On wie, że jestem sama.
Spojrzenia, uśmiechy, gesty. Moje podświadome zagarnianie włosów do góry i opuszczanie ich jedną ręką po lewej stronie twarzy. Jego dłoń na moim ramieniu, kiedy ktoś próbuje się przecisnąć obok. Trochę wspólnego bansowania przy Beastie Boys. Ma dobre ruchy – kocur na parkiecie. Podoba mi się jego twarz. Kręci mnie, że słucha Zamilskiej i Foreign Beggars. A jego mózg wyssałabym na raty, żeby dawkować przyjemność. Za dobrze się bawię, żeby przestać. Za bardzo jestem prawilna, by przekroczyć granicę.
– Zerżnąłbym cię, wiesz? – cedzi mi do ucha pomiędzy „za ciepły ten browar” a „nie ściągam muzyki z torrentów”. – Pieprzyłbym Cię jak dziki, ale wiesz… Nie zrobiłbym tego swojej dziewczynie.
Wygodny
Pierwsza praca, końcówka studiów. Poważna firma, kariera, plany. Wiadomo. Człowiek po raz pierwszy w życiu dostaje dwa koła na rękę i myśli, że złapał pana boga za nogę.
Ruda zorientowała się, że coś jest na rzeczy, kiedy po raz kolejny poczuła na sobie jego spojrzenie. W drodze do kuchni. Przy regale z segregatorami. Znad drukarki. Wcześniej mógł w zasadzie nie istnieć. Teraz był jak Chuck Norris – wszędzie.
Pierwsza impreza firmowa, zasiedzieli się. Coraz mniej osób przy stoliku, w końcu zostają sami. Patrzy na nią, napięcie rośnie. Jest chemia. Oh, kurwa – Ruda czuje, jak ta chemia zjeżdża jej do podbrzusza i zaraz wybuchnie. Co ja wyprawiam – myśli, wstaje na miękkich nogach, musi stąd wyjść. Chuck chwyta ją za łokieć:
– Zostań.
– Nie mogę. Ty masz kogoś, ja mam kogoś.
– No właśnie… Tak sobie pomyślałem, że teraz w końcu mamy symetryczną sytuację.
– Symetryczną? – Rudej się wyrywa, Ruda nie chce usłyszeć tego, co za chwilę usłyszy.
– Wcześniej, jak byłaś sama, bym ci tego nie zaproponował. Ale teraz, kiedy już masz faceta… Układ idealny. W końcu mógłbym cię zerżnąć bez poczucia, że to ja jestem tym złym.
Zapobiegawczy
Męczył Aśkę o tę kawę, aż w końcu się zgodziła. Potem było kino. Piwo raz. Jakiś lunch, butelka wina. Kiedy – po dokładnie sześciu „nazwijmy to randkach” – szli na imprezę, Aśka po raz pierwszy pomyślała, że chyba go lubi. W zasadzie to świetnie się przy nim czuje. Zaczyna go pragnąć. Nie tak, jak pragnie się kiecki z okładki magazynu, ani nie tak, jak pragnie się zdrowia dla najbliższych. Pragnie go tak, jak Baby Johnny’ego w „Dirty Dancing”.
Pomiędzy trzecim drinkiem a mocnym chwytem za tyłek, Aśka słyszy „Zerżnąłbym cię, ale mam wrażenie, że chyba za bardzo mnie lubisz na taki układ”.
Każdy
Ten, który idąc z dziewczyną pod rękę, pożera wzrokiem Twoje nogi w kusej spódniczce. Ten, który z dzieckiem w spacerówce, listą zakupów w jednej dłoni i telefonem od swojej Mariolki w drugiej patrzy na ciebie jak na kawał mięcha, którego nie zdążył zapakować do wózka. Ten, który uśmiecha się obleśnie i mówi wzrokiem „Rżnąłbym cię. Rżnąłbym, choć mam żonę, dzieci i kredyt hipoteczny”.
Każdy taki spuszczony ze smyczy samczyk potwierdza stereotyp faceta-świni.
Każda kobieta, która za takim samczykiem pójdzie, potwierdza stereotyp naiwnej puszczalskiej.
Puentę niech każdy sobie dopisze sam.
Fot. Joshua Munoz, Unsplash.com