Potłuczeni

Wchodzi do domu. Zapala światło. Pies rzuca się na nią, jak to pies. Odsuwa go. Zdejmuje buty. Najpierw jeden. Później drugi. Bez słowa. Bez uczuć. Jak nie człowiek. Siada na podłodze, bo na nic więcej nie ma siły. I pęka. Ryczy. Ryczy jak dziecko, którym nigdy do końca nie była. Bo dopiero teraz, w wieku 32 lat, płaci. Za wszystko.

Znam ją bardzo dobrze, często spotykamy się na kawie. W zasadzie mogłaby być mną. Tobą. Sąsiadką spod 40-stki. Jest nas więcej, niż mogłoby Ci się wydawać. Potłuczone dzieci z potłuczonych domów.

 

Początek

 

Wyobraźcie sobie dziecko, które – odkąd pamięta, żyje w stanie pełnej gotowości. Dziecko wiecznie napięte, choć z uśmiechem na twarzy. Dziecko 24 godziny na dobę oczekujące najgorszego. W ciągłym lęku i niepokoju. Wyobraźcie sobie dziecko robiące dobrą minę do bardzo złej gry. I tak dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku.

W ten sposób funkcjonują dzieci, które żyją w nieszczęśliwych domach. Dzieci, które na co dzień doświadczają przemocy i tę przemoc obserwują. Tak funkcjonują dzieci, które nie wiedzą, co zdarzy się za godzinę, dwie lub pół.

Takie dzieci marzą o rutynie i przewidywalności. Marzą o tym, by wtopić się w tłum. Takie dzieci bardzo chcą być przeciętne i niezauważone.

Nigdy nie będą.

Środek

 

Kiedy toksyczne dziecko wychodzi z toksycznego domu, myśli, że to już koniec jego traum. Cieszy się na nowe życie i nowy początek. Czuje euforię, bo teraz wszystko będzie w końcu tak, jak być powinno. Będzie normalnie. Będzie spokojnie. Przewidywalnie. I dobrze. Tak po prostu. Prawda? Bo przecież to takie proste jest.

Chuja tam.

Schematy, które wynosisz z domu, zostają z Tobą długo, jeśli nie na zawsze. Powielasz je w kontaktach z rówieśnikami. Później w życiu zawodowym. W związkach. A następnie w relacji z własnym dzieckiem.

No chyba, że w porę zauważysz: jestem dokładnie takim człowiekiem, jakim nigdy nie miałem się stać. Popełniam dokładnie te same błędy, które popełniali oni.

 

Koniec

 

Jej wydawało się, że jest lepsza. Przecież dzieciaki z toksycznych domów zwykle uciekają w dragi. Ćmagę, seks i nieślubne ciąże. A ona, nie dość, że astmatyk, na dodatek prawilny kujon [trzy szóstki na maturze], który do dziś pamięta cykl Krebsa i nie bzyka bez gumy, ostatecznie ucieka w sport i osiąga wyniki na tyle dobre, by móc się nimi chwalić.

Idzie do przodu, bo przecież tego nauczyli jej w domu: nigdy nie oglądaj się za siebie. No więc się nie ogląda i napierdala: biegi, boks, wspinaczkę i wszelkie tematy, które pozwolą zagłuszyć wszystko, co boli.

A boli wiele. Najbardziej – wspomnienia. Boli głowa trzymana za włosy nad talerzem zupy. Bolą kurwy, dziwki, chuje. Siniaki matki. Nieprzespane noce i zapłakane oczy.

Bolą coraz częstsze stany depresyjne [„A Xanax? Jak się u pani sprawdził Xanax?”].
Bolą też szczęki – od zaciskania [„Jak pani nie założy aparatu, za 10 lat będziemy montować sztuczne zęby”].
Boli głowa [„To nerwobóle. Proszę się zrelaksować, do SPA pojechać…].
Bolą też barki, plecy i ramiona [„Co się pani dziwi, w końcu to tu kumuluje się stres. Proszę się tak wszystkim nie przejmować. Może pracę zmienić? Urlop wziąć? A męża pani ma? I jak się układa?”].

– Co pomaga ci się odprężyć? – pyta fizjoterapeuta, a ona na to, że sport.
– No to będziesz musiała znaleźć sobie coś innego.

Początek

 

Więc wchodzi do domu, siada na zimnej podłodze. Pies skacze dokoła, ale ona ani drgnie. Przychodzi on. Siada obok. „Zostanę dziś w domu” – mówi, choć miał się spotkać z przyjacielem.

A ona siedzi i ryczy. Bo właśnie dotarło, że już nie ma gdzie uciec.

Przychodzi taki moment w życiu, gdy musisz przejąć kontrolę. Nieważne, skąd pochodzisz, nieważne, co zrobiłaś źle, inni nie zrobili tego, co powinni, albo nie byli tym, kim powinni być. Tu chodzi o ciebie.

Koniec z wymówkami.

***


Potłuczone dzieci da się posklejać. Ale ślady zostaną na zawsze.

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • żaan

    Tu nie tylko chodzi o przemoc w rodzinie, każde zachowanie, sytuacja, której byliśmy świadkiem w domu, w dzieciństwie ma na nas wpływ, jak dziewczynka została zostawiona przez ojca, to zawsze będzie miała wizję faceta, jako tego, który ją prędzej czy później zostawi. Każde z nas jest mniej lub bardziej pogwałcone emocjonalnie.

  • VQ

    Malv, a ja myślę, że takie dorosłe dzieci muszą właśnie PRZESTAĆ kontrolować, bo czyniły to całe życie. i pozwolić, by ktoś w końcu zaopiekował się nimi. ale mogę się mylić.

    • chapeau

      o tak. A zanim pozwolą komuś na tę opiekę najpierw muszą tę osobę w ogóle do siebie dopuścić, zdjąć pancerz ochronny, co jest trudne bo od wielu lat je skutecznie (lub nie) chronił.

    • Agata Filewicz

      Nie można. Żeby utrzymywać się na powierzchni. Wiem to.
      Przyznaję rację, że powinno się pozwolić sobą zaopiekować. Tylko że czasami takie osoby mogą mieć kłopoty z doborem partnerów. Wiem to.

  • Karo

    Mocne. Trafia i daje do przemyślenia

  • AA

    Świetny tekst :)

  • Nats

    Jestem dzieckiem ze szklanego domu, w którym często pękały ściany. Raniły wszystkie moje kończyny, a przede wszystkim psychikę. Na szczęście Mama dostała niewyobrażalnej siły i nas podniosła, Ojciec utonął w zapomnieniu i wódce, gaszonej petami.
    Dziś jestem już tylko draśnięta, a nie skaleczona.

    Dziękuję Malwina za ten post, pozdrawiam Ciebie (i Inkę).

  • Magda

    Myślę, że jednego mi tu brakuje. a to ważne.
    Potłuczone dzieci się dzielą:
    – na te co nie umieją kochać
    – i te co tak rozpaczliwie pragną miłości, że zgodzą się na każdą jej formę.
    Oczywiście jak od każdej reguły – są wyjątki, są też osoby które się z tego próbują otrząsnąć lub im się udało. Ale chyba najgorsze jest to dzieciństwo, którego już nie odzyskasz. Kiedy w lustrze na pierwszy rzut oka widzisz dorosłego człowieka ale kiedy spojrzysz sobie głęboko w oczy widzisz bezbronne dziecko, którego największym marzeniem jest to, żeby ktoś je przytulił i powiedział: nie bój się, wszystko będzie dobrze – poradzimy sobie z tym razem. To jest jedna z najtrudniejszych sytuacji w życiu. Bo jak ma się tą podstawę wyniesioną z domu to te przeszkody w życiu codziennym da się przejść ale bez tego cały czas trzymamy się tylko do kolejnej burzy a potem trzeba składać świat od nowa.

  • Aka

    I właśnie ten ból jest najgorszy. Próbujemy go zagłuszyć, wszelkimi sposobami. Jedni objadają się, niemal do porzygu, inni ćwiczą, niemal do utraty świadomości, inni go zapijają. Wszystko po to aby zapomnieć, aby nie myśleć. Bo w życiu jest tak, że wszystko nas w pewien sposób rysuje (skrzywia). Jedni przechodzą przez dzieciństwo i późniejsze lata, mniej lub bardziej porysowani. Nieraz nawet nie wiemy jaki to ma wpływ na nas samych. Ostatnio się nauczyłem, że wszyscy inni też idą przez życie porysowani. I jakże łatwo możemy kogoś pochopnie ocenić. Tak na dobrą sprawę, nigdy do końca nie wiemy co się dzieje za cudzymi drzwiami. Nawet jeżeli wygląda to jak by ktoś miał życie żywcem wyjęte z bajki. Osoba taka może być nieszczęśliwa lub może borykać się z poważnymi problemami. Bo to zawsze jest coś kosztem czegoś. Ktoś ma bogatych rodziców, ale nie mają oni dla niej czasu i czuję się niekochana. Ktoś ma kochającą rodzinę, ale nie ma kasy itd. Jednego jestem teraz pewien. Pozory mylą. Nie można osądzać pochopnie.
    W pełni się z Tobą zgodzę że, najważniejsze jest sobie uświadomić, że wpadamy w pewien schemat i powtarzamy te same błędy. Trzeba wtedy wziąć się w garść i przerwać to błędne koło.
    Tekst prawdziwy, aż do bólu.
    Przyznam, że Twojego bloga znalazłem niedawno ale coś czuję, że zostanę na dłużej. Dobrze się czyta teksty na tematy, na które patrzy się podobnie.

  • aniaja

    Malwo, ja wierzę i wiem, że TRZEBA się kurwa obudzić, żeby zacząć żyć. Można śnić cudowny sen, ale to zawsze będą tylko marzenia. Lepiej przebić tę błonę ułudy, wypruć sobie trzewia, zderzyć się ze sobą i wreszcie docierać do siebie. Ci, którzy spędzają życie z głową w dupie, nigdy nie zasmakują szczęścia. Tacy jak my mają na to szansę :) Love as always!

  • d.

    1.5 roku temu wyjechałam z takiego domu, na studia. Szczęście przeogromne, bo szansa na nowe życie, trochę spokoju i odpoczynku. Dupa. Depresja i nerwica lękowa znacznie się nasiliły, mimo że nie mam bezpośredniego kontaktu z sytuacją w domu. Z jednej strony wolałabym tam być i postarać się skontrolować to co się dzieje niż siedzieć w ciszy i spokoju, zamartwiając się o młodszą siostrę. Każdy telefon to oczekiwanie na najgorsze. Czasami czuję się jak bezduszna egoistka, że zostawiłam to wszystko za sobą zamiast pomóc.

    • aniaja

      dasz radę! każdy krok, nawet najkrótszy, zbliża Cie do celu! stay strong!!!

    • bebe

      Zobacz co napisałam rudej powyżej. Idź na terapię.. MAsz szansę na normalne życie.. (Nie jestem psychologiem..ale przeszłam swoje)

  • Ruda

    Tekst tak prawdziwy, że aż boli.
    Kiedy w wieku 18 lat wyjechałam do innego miasta żeby studiować myślałam że wszystko zostawię za sobą.
    Bitą mamę, kurwy, dziwki i awantury do 5 nad ranem.
    Powrót ze szkoły do domu i strach, że znajdę mamę w kałuży krwi.

    Jednak siedzi to we mnie dalej. Minęło 7 lat a ja dalej czuję strach, zgrzytam zębami tak, że kilka już straciłam, ciągle mam migrenę i boli mnie wszystko.
    Psychicznie jest już dużo lepiej, głównie dzięki mojemu chłopakowi, który uczy mnie jak żyć bez odwracania się za siebie.
    Ale boję się, że nigdy nie posklejam się do końca…
    Chyba faktycznie koniec w wymówkami…

    • bebe

      Ruda. Wychowałam się w rodzinie alkoholowej. I w wieku 26 lat w końcu wyszłam na swoje. Ale po tym jak uciekłam na studia dostałam depresji. Myślałam, że wszystko co najgorsze mam już za sobą, a leżałam całymi dniami w łóżku, nie jadłam i leżałam do momentu kiedy skóra zaczyanała mnie boleć bo nie byłam w stanie się ruszyć. 3 lata taiego stanu weekend w weekend. Któregoś razu wstałam i poszłam do psychiatry po leki – a ona na mnie tylko naskoczyła ‚antydepresanty, lepiej niech pani sport uprawia i pojdzie na terapię’.. Kolejne pół roku takiego życia i nie wytrzymałam poszłam na terapię. Spotkałam ludzi z podobnym problemem. Przez kilka miesięcy miałam takie huśtawki nastrojów, że do tej pory nie wiem jak mój facet ze mną wytrzymał. Terapia, ćwiczenia i rozmowy bolały tak że miałam ochotę wymiotować po każdych zajęciach.. Migreny, zapuchnięte oczy, piekące stawy (wszystko psychosomatyczne objawy stresu)..Ale przeszło. Już nic nie boli, widzę odcienie szarości, nie rzucam się w wir skrajnych emocji i jestem w końcu sobą. Poznałam się i polubiłam. Układam sobie życie co jakiś czas zwracając uwagę na te schematy które jednak popełniam i naprawiam. Da się.. Terapia pozwoliła mi normalnie żyć. Będzie piekielnie ciężko ale to co dostaniesz później jest bardzo ważne.

  • hyzye

    Napisze tak, jestem potworem, czuje sie potworem, chcialem sie zmienic, opuscilem pancerz, myslalem, ze ludzie sa dobrzy a tylko ja jestem taka bestia. Jednak bedac bezbronny, slaby zobaczylem, ze ludzie cie pchaja jeszcze na dol widzac twoja slabosc. Dlatego stalem sie ponownie potworem, znacznie innym, zrozumialem i tepie ludzi bez empatii, wykorzystujacych i krzywdzacych slabszych. Nie, zebym nie widzial swoich bledow, jednak pewne kurestwo w innych ludziach znam na pamiec, wyczuwam instykntownie…nie jestem w stanie tego zaakceptowac…
    Jednak wciaz w srodku czuje strach, rozumie sama esencje strachu, milosci, boga, jednak nie mam kontrolii nad tym, jedynie ja, to co budowalem pozwala mi zyc. Milosc, strach, bog nie znacza dla mnie nic.
    pozdrawiam

  • Andrrrus

    I nagle wszyscy jesteśmy potłuczeni…

  • mKa ka Fe!

    No i ryczę… Siedzę nad talerzem z jajecznicą i ryczę :/ Bo wszystko to tak cholernie pasuje. I tylko ci, co powinni, nigdy tego nie rozumieli. Chyba faktycznie pora przejąć kontrolę. 32 lata, najwyższa pora -.-

  • Marta

    Świetny tekst!

  • PT

    A ja się czepię, bo tak mam w naturze, a z natury też jaki koń jest każdy widzi. Czytam od jakiegoś czasu Twoje/Pani (jak kto woli) teksty i pierwszy raz się zamierzam udzielić; niczym moczem w publicznej toalecie, po męsku i bez klasy, pokazać, że „ja tu był”. Tekst moim zdaniem (co podkreślam) najgorszy chyba z dotychczasowych, jakie przyszło mi czytać, spod tych samych rąk wychodzący. Z całym szacunkiem to piszę, bo brak powodów do jego braku, ale – niedopracowany, pisany naprędce, może z potrzeby chwili i nie przemyślany do końca (taki smaczny a brudny owoc) – ot moje wrażenia. Doczytany tekst został do końca, co było bardziej wynikiem zmuszenia niż chęci płynącej z przyjemności czytania. Bo nawet o makabrze może się czytać „dobrze”, jeśli jest odpowiednio napisana. Wydaje mi się, że poprzeczki, jaka została postawiona samemu sobie przez Ciebie, Autorko, ten tekst nawet nie sięga. Wiadomym jest, że problematyka to jedno, a forma to drugie. Ale – właśnie, ale -czytając te słowa odczucia były podobne do czytania większości teksów z tanich czasopism. Pozdrawiam.

    • Tekst przemyślany i pisany wiele godzin. Mogę Ci wymienić moje słabe teksty bez zająknięcia i bez zbędnej spinki. Ten tekst nie jest jednym z nich.

      Pozdrawiam,
      M.

      P.S. Jeśli masz zamiar kontynuować rozmowę, podpisz się. Nie lubię wchodzić w dyskusję z anonimami.

  • Daniel K

    Czytałem kilka takich tekstów nie tylko z tego bloga i za każdym razem się zastanawiam – no to jak się skleja ludzi? Przecież żyjemy w Polsce tutaj prawie każdy jest wychowany w patologicznej rodzinie, dźwigamy na sobie ciężar prlowskiej mentalności, nawet jak ojciec nie bił, nie chlał, nie klął to mógł mówić – idź do szkoły nie wychylaj się zdobywaj dobre oceny, i mamy gotowego bezrobotnego. Macie jakieś doświadczenia w zmienianiu mentalności takiej bardzo patologicznej i mniej ? Czy jedynie psychoterapeuta powinien się tym zajmować ?

    • VQ

      hmm, trochę mnie irytuje to określenie „toksyczne dziecko” w tekście Malv oraz „patologiczna rodzina” w Twej wypowiedzi – może pozostaniemy przy określeniu dzieci/ludzie z rodzin dysfunkcyjnych, co? skrzywienie socjologa ;)
      zgadzam się z Tobą, że prawie wszyscy jesteśmy z rodzin dysfunkcjonalnych, więc dotyczy to ogromu ludzi. i nie sądzę, że większość nas jest skazana na wizyty u psychoterapeutów. jestem zdania, że wiele ludzi jest w stanie samemu poradzić sobie z pewnymi traumami (?), pod warunkiem, że mają czas na hmm dotarcie do siebie. na zastanowienie się nad pewnymi sprawami, schematami postępowania, na zrozumienie kwestii, które ich bolą, dotarcie do głębszych aspektów własnej świadomości – ogólnie mówiąc – jeśli mają czas / możliwość na rozszerzenie swojego ja, nie wiem, jak to jeszcze nazwać. i wcale nie potrzebują do tego terapeutów, bo często wystarczą rozmowy z innymi ludźmi, którzy mieli do czynienia z podobnymi problemami. a jeśli nie ma się tych ludzi wokół siebie, można dotrzeć do pewnych informacji czytając wartościowe książki, oglądając filmy, które mają pierdolnięcie (nie takie, które zjesz i jutro wysrasz, ale takie, które będziesz trawił przez miesiąc, jak boa), słuchając muzyki i leżąc na łóżku (ja wolę podłogę) rozkminiając, jadąc pociągiem (raczej nie pendolino, qrwa) i gapiąc się w obrazy za oknem, oglądając prezentację TEDx na YT (a nie jakieś zduppingi, czy inne śmieszne, ale nic nie dające pierdy), robiąc coś, co kochasz (zdjęcia, naprawiając stare radia…nie wiem), w końcu – idąc sobie do lasu posłuchać śpiewu ptaków i patrząc, jak rośnie mech i dlaczego na północy. albo medytując (joga jest OK, ale medytować można również myjąc naczynia, albo robiąc na szydełku), czy ćwicząc (niekoniecznie na siłce, bo tam przeważnie napierdala pseudotekno).
      tyle o samoświadomości.
      co do zmiany mentalności postperelowskiej, tzw polaczkowości, to ekspertem w tym jest Mateusz Grzesiak – świetny facet, którego uwielbiam – zajrzyj do niego. fajnie pisał też o tym Kołakowski. w skrócie – samodzielne myślenie, które pozwala na zrzucenie kajdan homo sovieticusa oraz wyjście/wychodzenie poza (tak modną ostatnio) strefę komfortu. Walkiewicz tez o tym mówił.
      podsumowując – mniej pieprzenia o depresjach (całe pokolenie je już ma?), więcej samodzielnego myślenia, doświadczania, czytania, rozmawiania z ludźmi, którzy coś wnoszą do naszego życia, a nie którzy wykańczają nas psychicznie, wysysając dobrą energię. w rodzinie się rodzimy, ale nie jest to równoznaczne z tym, że musimy z nią przebywać do końca życia. czasem lepiej jest się odciąć i wybrać kogoś, kto nas uskrzydla, a nie ciągnie w dół i tłamsi nasze marzenia.
      fear is the prison – im wcześniej to zrozumiemy, tym lepiej będzie nam się żyło.

      takie jest moje zdanie, każdy – jak dupę – ma swoje.

      pozdrawiam, Danielu (wybacz moje dosadne słownictwo – jestem Vulgaryzatorem)
      Malv – sorry za rozpisanie się, ale miałam flow, forgive me. (u know)

  • Norbert Jurkiewicz

    Proszę Cię autorko. Zrób tak żebym mógł czytać Twoje teksty na komórce nie tracąc kolejnych dioptrii. Już doszedłem do minus 8.

  • Paulina

    Tylko jak znaleźć w sobie odpowiednio dużo siły na posklejanie?
    Tekst prawdziwy do bólu..

  • Be

    Seronil do śniadania, sympramol do kolacji i jakoś da się żyć.

  • Faktycznie ma rację, uważając się za szczęściarę. I według mnie nie pozostaje nic innego niż napierdalać terapię. Leczenie stanów depresyjnych, dla mnie, pięć lat temu 19latki, która zaczęła leczyć się na poważną (!) chorobę psychicznią, jest naprawdę bardzo słabe, nieodpowiednie i nierozsądne. Co dwa miesiące widzę w poczekalni do psychiatry ludzi, którzy przychodza po tabletki na szczęście. Pewnie, że ich nie znam, nie wiem. Ale słyszę co mówią, a z tego wychodzi, że większość przychodzi po coś na sen, niepokój, chuj wie co. Ludzie naprawdę kładą na sobie chuja. Nie starają się myśleć. Jest szczęściarą, bo wie że coś jest nie tak. I sama na terapię jeszcze nie chodzę, bo odwlekam to pomagając sobie samodzielnie, przepracowując własne uczucia, emocje itd. Ale jak ktos nie jest tak ogarnięty jak ja to niech zapierdala na terapię.

  • lena

    nie jestem potłuczonym dzieckiem. Ale moja przyjaciółka jest. Wiem, że często siłę na to żeby być przy niej znajdowałam bo miałam moich rodziców, rodzeństwo. A to równie często stawało się powodem, że mogłam tylko być i słuchać, bo tak bardzo nie rozumiałam o czym mówi, jaki świat mi opisuje.

    I właściwie chociaż dzisiaj obie jesteśmy dorosłe, wygląda to tak samo. A ja mam tylko nadzieję, że znajdzie kogoś kto naprawdę ją poskleja i przy kim poczuje się bezpieczna.

    • Tony Halik

      Drugi człowiek tego nie potrafi. Posklejać można się tylko samemu.

  • 32

    Dzieciństwo wyglądało „normalnie”, a dzisiaj nie jestem w stanie otworzyć się, zaufać… stworzyć związek.

  • cholera, sama nie wiem do czego zaczac..wiec chyba najlepiej od konca.
    przez wiele lat szukalam takich potluczonych jak Ja. trzymałam z nimi. czasem szlam z nimi na dno.odkad probuje cos zmienic w swoim zyciu staram się czerpac siłę od tych, którym udalo się zmienic swoje życie na lepsze.

    Kiedyś rajcowalo mnie wspólne babranie się ze znajomymi w domowych brudach, braterstwo krwi. wydawało mi się że jesteśmy tacy super pojebani, że w tym nasza siła…

    dopóki, sama nie zostałam matką i nie zaczęłam powielac schematów zachowań z rodzinnego domu. gdy nagle w przy tych małych istotach nagle czułam się bezbronna, bez wplywu na wszystko..kiedy nie rozumialam ich emocji i nie mialam pojęcia jak ich wychowywac. starając się jedynie uciekac od „jedynej, znanej i słusznej” metodzie wychowawczej moich rodziców,

    a ktora przecież zadawała mi tylko ból i cierpienie…
    Ja sama nie udźwignęłam prawdziwej dorosłości. brałam leki, choc krótko bo wiedziałam, że one służą tylko na początku.
    najtrudniej jest wypracowac nowe zachowania bez pomocy farmakologii, wtedy łatwiej je utrwalic. Ja bez pomocy terapeuty nie dałam bym rady.
    Po każdej sesji czułam się jakbym przerzuciła tonę węgla, a Ja tylko utrwalałam w mózgu jedno z nowych zachowań…w miejsce toksycznego…
    i nie napisze, że teraz żyje jak pączek w maśle…

    Nie, wręcz przeciwnie, wprawdzie terapia pozwoliła mi zrzucic pancerz zimnej suki i ogromnego dystansu jaki miałam do ludzi, i do samej siebie, ale zabrała mi „komfort” bycia nieświadomą…
    Bo mając świadomośc swego zachowania i jego przyczyn, mam wybór….kiedyś go nie miałam, bo nie nie znałam innej drogi. Ukształtowały mnie na pewno studia, nowi ludzie napotkani na mojej drodze, nowe miejsca pracy, wyzwania …ale mnie zależało aby pozbyc sie tego „bagna” jakie tkwiło przez tyle lat w moim sercu.

    I napiszę jeszcze jedno….to nie jest tak, że pstryk i już jestem zajebiście szczęśliwa…
    Poznawanie i odkrywanie siebie samej, wpływ na moje zachowanie to długi proces…on może trwac do końca życia..ale fajnie wiedziec, że na pewne rzeczy mam wpływ…a przestac kontrolowac to co ode mnie nie zalezy…ale warto wejśc na tą ściężkę…choc czasem zboczę..w końcu jestem tylko człowiekiem…z drugiej stronie mam wrażenie że jestem już jedną nogą po drugiej stronie lustra…dziwne odczucie :)

  • Guest

    Czytałaś „Toksycznych rodziców” Susan Forward? Ja się dopiero zabieram za to, ale mam nadzieję, że znajdę tam jakieś odpowiedzi dotyczące mojego życia;) Nie pochodzę z patologiczniej rodziny, albo przynajmniej w moim rozumieniu taką nie jest. Skończyłem studia poza rodzinnym miastem, tam też pracuję, jestem całkowicie niezależny, ale ile razy gadając z ludźmi pojawia się temat rodziny to mam wrażenie, że u mnie wszystko wyglądało i dalej wygląda inaczej niż u większości. Swojej rodziny oczywiście jeszcze się nie dorobiłem i zajebiście przeraża mnie fakt posiadania jej, więc możliwe, że jest coś na rzeczy. Albo to tylko ja się tak udałem;) Pozdrawiam!

    • Nela

      Ja czytałam. Książka trudna, ale jeśli do niej rzetelnie podejdziesz, to pomaga spojrzeć na dzieciństwo i rodziców z trochę innej perspektywy. Najważniejsze chyba zachować równowagę między tym, co kotłuje się w Tobie, a tym co jest rzeczywistością. Ale warto. Warto szukać powodów takich swoich a nie innych zachowań, które na kreują. Powodzenia :)

  • sink.zodiac

    Nie znam takich ludzi (albo raczej: nie znam ich trudnej przeszłości). Dzięki za ten tekst, otwiera mi oczy.

  • Ciekawe, ile prestiżowych wyróżnień dla współczesnych psychologów przyznano za przeprowadzenie wnikliwych badań udowadniających prawdziwość przysłowia „niedaleko pada jabłko od jabłoni” czy „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”, powtarzanych już pewnie przez nie potrafiących nawet czytać chłopów pańszczyźnianych.

    Może to zabrzmi strasznie, ale kiedyś gadałem z kumplem, który z racji zawodu bliżej przyglądał się postaci niejakiego Trynkiewicza, i powiedział, że gdybyśmy znali wyłącznie historię jego dzieciństwa, to nie moglibyśmy mu nie współczuć.

    • VQ

      hmm, gdy owego czasu czytałam biografie polskich seryjnych zabójców i gwałcicieli, miałam podobne myśli. jednak nie z każdego potłuczonego wyrasta Trynkiewicz, nie? to jest dla mnie zastanawiające i badacze mogliby pójść bardziej w tym kierunku, tak se myślę. chciałabym poczytać o ludziach z „patologicznych” domów, którzy zmieniają świat na lepszy, naprawdę. to motywuje ludzi, zwłaszcza młodych, którzy po wyjściu z takich domów, nie wierzą, że spotka ich w życiu coś lepszego.
      qrwa, chyba wrócę na studia…

      • Jasne, że nie każdy „potłuczony” zostanie socjopatą, nie każdy bity będzie bił – nie miałem tego na myśli. Ten koszmarny determinizm na szczęście nie jest nie do przezwyciężenia i nie jest absolutny – gdyby był, to pojęcie „wolnej woli” należałoby włożyć między bajki.

        Ale ten determinizm istnieje, niestety. Nie wiem, jak jest silny, jaki odsetek „potłuczonych” w dorosłym życiu „tłucze” swoje dzieci, ale jaki by ten odsetek nie był mały – i tak jest zbyt duży.

  • Smok

    Popłakane. „Idź na masaż”, „Ja też mam spięte plecy… *dotyka moich* Ja pierdole! Jak to możliwe?”, „A może *wstaw nazwę psychotropów*?”, dwa razy szpital, dwa razy diagnoza nerwobóle, „Czym ty się tak przejmujesz? Przecież nie masz czym”, „Ciebie zawsze coś boli”, „Tobie zawsze coś jest”, „To nie jest depresja, tylko leniwy psychiatra”, „Wymyślasz sobie problemy”. Oh i moje ulubione „Jesteś za młoda, żeby mieć takie problemy. Czy ty aby nie przesadzasz?”. A najlepsze jest to, że autentycznie nie wiem co to u mnie powoduje.

  • Karolina

    A mogę prosić o post, opisujący historię kogoś kto z takiej sytuacji wyszedł na prostą?

  • Marcus

    Malvino, chcialbym zapytac o jedna sprawe.
    Otoz kiedys popelnilas taki tekst o odcinaniu sie od toksycznych ludzi, od tych, ktorzy ciagna w dol, wciagaja w toksyczne relacje, etc. etc.
    Dzis piszesz de facto o tym, jak „powstaje” toksyczna osoba. Bo „potluczone dzieci” staja sie toksycznymi osobami, prawda?
    Do ktorego momentu, wedlug Ciebie, nalezy przy nich trwac? Czy istnieje taka chwila, wedlug Ciebie, w ktorej nalezy odciac line asekuracyjna? Zostawic „potluczone dziecko”/toksycznego doroslego, bo jak nie to, utoniesz wraz z nim?

    Oczywiscie wiem, ze probuje przeniesc rozmowe na plaszczyzne bardzo teoretyczna, tymczasem w praktyce, kiedy dostajesz kolejnego kopa od takiej osoby, kiedy nie odzywa sie do ciebie przez 3 miesiace, kiedy widzialisz ja, jak sie puszcza z kolejnym gosciem/wyrywa kolejna laske, po czym, ktoregos poranka, zastajesz ja spiaca na klatce schodowej pod twoimi drzwiami…

    • Ten człowiek powinien przede wszystkim pójść do terapeuty. Bez tego nie pójdzie do przodu – czy to sam, czy z Tobą.

  • orlica

    Tak, ale najgorsze ze przywrocenie kontroli bywa okrotne. Hm… nie masz gdzie uciec… jak wiekszosc z nas. Kazdy mial jakies dziecinstwo. Ja pamietam tylko jego kawalek i to te najlepsze momenty zle dawno wyparłam. Taka walka mojej swiadomosci bym mogla niesfiksowac. Uciec, cale zycie uciekam…. nawet teraz. Czujemy mocniej widzimy wiecej ale czasem specjalnie usypiamy nasza wrazliwosc bo ilez mozna sie katowac! chcemy milosci mocnej namietnej glebokiej tej romantycznej i tej bolesnej – doswiadczamy wszystkiego na fulla. Ale wiesz, ja tego nie zaluje… dzis wiem ze i tak 100razy popelnie te same bledy co rodzice. Bo inaczej nie umiem… 100razy bede plakac i wyc do ksiezyca bo bezradnosc bedzie nie przezwyciezona… ale 100razy popatrze w letnie niebo i podziekuje wszystkiemu za to ze tu jestem i widze to piekno i piekło bez tego nie moglabym zyc. Pozdrawiam.

  • enclosure81

    Mam prawie 34 lata, znam opisany schemat na codzień,.Posklejałam się mniej więcej 8-10 lat temu, jest dobrze czasem nawet bardzo dobrze i nagle ktoś kto jest odpowiedzialny za potłuczone życie moje i moich bliskich umiera i wszystko wraca jak pieprzony bumerang. Jestem twarda, dam radę…jedę na identyfikację zwłok, widzę jak leży tam, taki dziwnie mały i bezbronny, twarzą do ziemi jakby zawstydzony…..czuję jak trzęsą mi się kolana, nie mogę nic z tym zrobić, nijak ukryć…..musi pani zająć się ciałem-słyszę…nikt z rodziny nie chciał przyjechać…więc robię to co umiem najlepiej, zaciskam zęby i żeby skały srały to daję radę…firma pogrzebowa, ksiądz, cmentarz…zajmę się nim choć on nie zajmował się mną, wybiorę mu ubranie do pochówku choć on nie dbał o to czy mam się w co ubrać, wybiorę trumnę dla niego żeby mógł zasnąć na wieki choć on nie dbał o mój spokojny sen, złożę na jego grobie kwiaty, choć on kwiatów mi nie dawał i będę mu towarzyszyć w tej ostatniej drodze….mojemu ojcu….tacie…świętej pamięci….wolę nie pamiętać… Dam radę….. My, potłuczeni, jesteśmy niezniszczalni…to nasze błogosławieństwo i przekleństwo…. Pogrzeb odbył się w zeszłą środę, człowiek leży w ziemi ale zło które wyrządził żyje i zostało przekazane już kolejnemu pokoleniu… Na codzień widuję jego zgniłe owoce. Wiem co zrobię..to co umiem najlepiej, zacisnę zęby i dam radę.

  • TakaJa

    Oto uświadomiłam sobie, że moje dzieci nie są potłuczone, przynajmniej nie powinny. Jeszcze jakoi dzieci podsawówkowe w Dniu Maki podarowały mi niby książkę zrobioną własnoręcznie a w niej wiersz-ściągnięty z kądś- ale odniosłam wrażenie, że świadomy nawet na ich ówczesny wiek i oto on:

  • vero

    dzięki.

  • dziecko toksyczne.pół sierota

    czemu to takie prawdziwe :(

  • Kinga

    Noi przeczytalam o sobie, nawet astma sie zgadza.

  • Uderzający tekst. Byłam takim potłuczonym dzieckiem. Pewnego dnia się przebudziłam. Proces składania do kupy był trudny i bolesny ale się powiódł. Teraz jestem szczęśliwą, dorosłą kobietą, choć w procesie składania straciłam wszystko ;). Lepiej mi się oddycha od kiedy dorosłam.