Cała prawda, święta prawda, gówno prawda

To jakiś dwunasty Nowy Dokument Microsoft Office, który otwieram. A potem zamykam, bez zapisywania.

*

Chciałabym Wam coś powiedzieć, ale nie wiem, co. Nie wiem, o czym. Myślałam, żeby o szczęściu. Że stawiamy sobie cele, które za wszelką cenę staramy się zrealizować, bo wydaje nam się, że jak dopniemy swego, to będziemy szczęśliwi. A więc celujemy: w lepiej płatną, bardziej rozwojową pracę. We własne M2 na kredyt. W nowy związek. Nową figurę. Nową, skórzaną sofę, na której posadzimy naszych nowych znajomych. W nową podróż. W nowe dziecko… Długo by wymieniać. Tak czy siak, oczekujemy, że kiedy już zrealizujemy nowy cel, wszystko się poukłada, życie nabierze sensu, my staniemy się lepszą, pełniejszą wersją siebie. Ale oczywiście chuja tam, bo szczęście to nie nowa życiówka, nowa słit focia z celebrytą na Instagramie, czy nowy blender z pięćdziesięciomasześcioma funkcjami obracania warzyw i owoców. Szczęście to stan umysłu. Jakaś tam samoakeptacja, pogodzenie się, zamknięcie pewnych spraw.

Umówmy się. Szczęśliwi ludzie nie piszą o tym, jak być szczęśliwym.

*

Pomyślałam więc, że może opowiem Wam o tym, jak było na Audioriver. Ale w sumie kogo poza mną to obchodzi? Festiwal jak festiwal. Jedni ćpali, inni chlali, wszyscy słuchali muzyki, było fajnie. Sven Vath i Recondite podbili moje serce, ale przecież to jest mało istotne.

Dla mnie w tym momencie istotniejsza jest świadomość faktu, że w hawirze, którą wynajmowaliśmy na czas festiwalu, pół roku temu 61-letni facet zadźgał nożem swoją 60-letnią konkubinę. Czy tam na odwrót. Dowiedzieliśmy się o tym w niedzielę od taksówkarza, który wiózł nas na busa z Płocka do Warszawy. „Pani, to na pewno ten adres. Wiem, bo syna mam w policji”. Wujek Google potwierdził. Tak zgadza się. Przez dwa dni spaliśmy, imprezowali i jedli w pomieszczeniu, w którym zginął człowiek.

To zdecydowanie nie jest temat, który warto ciągnąć.

*

Potem pomyślałam, że w sumie dawno nie było nic o treningach, więc może napiszę o tym, jak to jest, kiedy trening sam w sobie stanowi wyzwanie. Nie, że zawody, ale trening właśnie. Uber wymagający, taki, który już na dwa dni przed spędza sen z powiek. Ale doszłam do wniosku, że ci, co trenują, doskonale wiedzą, o czym mówię, a ci, którzy nie trenują, mają na to wyjebane.

Więc gdzie tu sens?

*

A teraz, wiecie, siedzę i myślę sobie, że od ponad trzech lat robię całą masę rzeczy, które miały uczynić mnie szczęśliwszym człowiekiem.

Pisanie bloga i osiągnięcie pewnej, stabilnej pozycji w świecie blogosfery.
Znalezienie pracy, w której będę się rozwijać.
Napisanie książki.
Wyrzeźbienie super figury.
Przebiegnięcie maratonu w określonym czasie.

Większość z wyżej wymienionych udało mi się zrealizować w którymś momencie mojego życia. Czy te „osiągnięcia” sprawiły, że jestem szczęśliwa? Spokojna? Pogodzona ze sobą i ze światem?

Nie.

*

Nie wiem, co dalej.

Być może zniknę. Może rozpadnę się na kawałki. Może rzucę to wszystko w pizdu i pojadę na koniec świata, żeby nic nie widzieć i nic nie słyszeć.

Ale prawdopodobnie zostanę tu, tak jak teraz. Leżąc na łóżku i głaszcząc kota. Wiecznie niewystarczająco dobra.

Moja siła tkwiła w oszukiwaniu się. Że to, co robię, jest dla mnie dobre, najlepsze. Że to, co robię, jest dla Was najlepsze. Że dzięki temu, co robię, jestem szczęśliwa.

Dziś moja siła tkwi w tym, że wiem, jak kurewsko słaba jestem. Ale jeszcze nie wiem, co z tym faktem zrobię. 

Tak więc poznajmy się. Oto ja. Malvina Pe. Nie czekajcie na mnie.

 

Fot. Sebastian Pichler/unsplash.com

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • Pionierka

    Malv, jesteś wystarczająco dobra. I tak będziemy czekać.

  • Anna Laskowska

    Malv co to za brak mocy ? Mam nadzieję, że to chwilowe. Życie bywa do dupy i lekko nikomu nie jest. Ale żyć trzeba hmmm bardziej odpowiednie – powinno się. Nie myśl zbyt wiele , nie staraj się komukolwiek coś udowadniać. Masz wielu ludzi, którzy Cię czytają, są z Tobą chociaż prawie się nie znacie. Doceń to, że z każdym wpisem pomagałaś komuś w podjęciu ważnej decyzji, poprawiałaś humor czy pokazywałaś, że można coś inaczej ! Jesteś najlepsza ! :) pamiętaj o tym. :)

  • Ewa A.

    Aaaleś sobie skrzydełka podcięła!
    Sprawia Ci frajdę pisanie? Sprawia.
    Czujesz się nieziemsko po bieganiu? Czujesz.
    Wiesz, że wyglądasz świetnie? Wiesz.
    Idziesz we właściwym – obranym świadomie kierunku? Idziesz.
    Więc na ch… drążysz temat i dzielisz włos na czworo?!
    Można w siebie wątpić, bo to chyba wręcz konieczne, żeby była równowaga, ale nie aż dołować się!
    Może mały wgląd we własne priorytety w oparciu o to, co mają (a raczej czego nie mają inni)? Może jakiś wolontariat, żeby dać komuś jeszcze bardziej coś od siebie, tak indywidualnie? Żeby docenić to co się ma i czego się nie straciło…?
    Doceń siebie i to ile osiągnęłaś! Bo, kurde, dla mnie jesteś heroiną (od herosa, nie narkotyku).
    I pozdrawiam. I czekam na kolejne mocne teksty (tego do nich nie zaliczę, sorry).

    • Joanna Otter

      Sorry, ale to pieprzenie.
      Jak człowiek jest na zakręcie, nie wie kompletnie co ze sobą zrobić i czy to co robi ma w ogóle jakikolwiek sens, to porównywanie się do innych nie powoduje, że nagle dostajemy skrzydeł i stwierdzamy „wow, ja to jednak jestem zajebista”. Nie.
      W tym określonym momencie, na skraju depresji i niebytu, to sprawia, że czujemy się jeszcze gorzej. Bo on/ona ma/osiągnął/zrobił/stworzył/etc. to i tamto, a ja nie.
      Nawet jeśli żadna z tych rzeczy nigdy przenigdy nie była na żadnej z naszych list.

      Ale tego nie zrozumie ktoś kto nigdy nie był na skraju niebytu…

      • S.

        Na skraju niebytu trzeba poprostu oddychać. Nigdy nie wiesz co przyniesie jutro.

      • Ewa A.

        No właśnie na skraju niebytu będąc zostałam wolontariuszem, dzięki czemu miałam możliwość spotkania ludzi będących właściwie na skraju nędzy. A więc nie ma mowy o porównywaniu się z lepszymi. To doskonale pokazało mi co naprawdę w życiu osiągnęłam i za co mam być wdzięczna. Mnie pomogło, choć oczywiście to nie jest rada dla każdego, bo każdy ma inną wytrzymałość i wrażliwość. Ale warto rozważyć taką opcję. Polecam.
        A co wybierze Malwina z tych naszych pisań…? – cokolwiek to będzie, to wiem, że zrobi dobrze, bo najlepiej dla siebie.
        Naprawdę trzymamy tu za Ciebie kciuki, Malwino! <3

  • Natalia

    Z zabójstwem było odwrotnie, to kobeta zadźgała faceta. Też czułam się mega nieswojo, mieszkam dosłownie kilka domów obok.

  • Lena Gławdel (BTLmedia)

    Malwinka fajnie piszesz nawet w takim smutku…tzn smutek i ty są spójne. …głowa do góry. …nie będzie zawsze źle. 3mam kciuki

  • Ewa Świerczewska

    A jednak na taką Ciebie czeka się najchętniej. Ściskam gdzieś tam. Inna specjalistka-teoretyczka od szczęścia.

  • Gwiazdka

    Czytając tę notkę czuję się, jakbym czytała samą siebie. Sukcesy, związek, podnoszenie poprzeczki i spełnianie coraz to nowszych postawionych sobie celów. SPEŁNIANIE – nie nawalanie czy odpuszczanie. I to wszystko nie sprawia, że można powiedzieć: jestem szczęśliwa.
    Tak jak myślałam, już zalewa Cię fala komentarzy typu „nie przesadzaj”, „użalasz się nad sobą”.
    Jeśli rzeczywiście czujesz to, co ja, mogę powiedzieć tylko: ci ludzie nie rozumieją i pewnie nie zrozumieją.

    Żałuję, że się nie znamy. Chyba mialybysmy że sobą wiele wspólnego.

    P.S. Ale Audio zazdroszczę tak bardzo :D

  • asd

    dojrzewasz :)

  • Karolina

    To czy spełniamy jakiś cel w życiu, tudzież zestawy się, zakochany czy założymy dobrze prosperującą firmę nie uczyni nas szczęśliwymi podobnie jak wyznaczanie sobie innych celów. Dlaczego? Bo mam gnój pod kopułą ktory scala poczucie „czy to ja jestem zły czy świat” czyli totalny Sajgon, zagubienie się w sobie i nieumiejętność rozpoznania skąd biorą się jakie uczucia. Jako osoba będąca pięć lat na terapii patrzę na to co się wyprawia na tym blogu i mam ochotę opierdolic autorkę za to, że jeszcze nie stanęła oko w oko z psychologiem. Jeśli to zrobiłaś, to zwracam honor. Jeśli nie, zachęcam do zastanowienia się bo będzie tylko gorzej. Pozdro.

    • Łukasz

      Mam podobnie. I też zdecydowałem się na terapię. Jestem na początku, ale powoli zaczynam juz dostrzegać skąd bierze się taki nastrój, mniej więcej podobny do nastroju Malv. Czasem mam ochotę jebnąć wszystko, zaszyć się gdzieś w górach, zdala od wszystkiego. Słyszę w sobie 2 głosy, jeden pcha mnie do przodu, drugi hamuje. Obserwuje, rozmyślam, a im więcej wiem tym kurwa głupszy jestem, albo mi sie tak wydaje. Nie wiem, może taki rocznik (84). Wiem tylko, ze takich tu i naokoło więcej. Póki co szukam rownowagi i poznaje siebie, będąc w tym momencie gdzieś na dnie sinusoidy. Pozdro wszystkich zagubionych i zmieszanych nieco. Słońce jeszcze nam zaświeci. Miłego..

  • VQ

    czy zawsze trzeba być najlepszym?

  • Statler

    zaczekam

  • noname

    Mysle, ze zadne z tych osiagniec nie dalo Ci oczekiwanej satysfakcji, bo nie robilas tego dla siebie. Pozycja w blogosferze, piekna figura, ksiazka – to wszystko po to by inni Cie docenili, zeby widzieli, zeby komplementowali. Nastawiasz sie na efekt, wynik, a szczescie znajdziesz w samej aktywnosci, kiedy w dupie bedziesz miala co i czy cos w ogole z tego wyjdzie. Szczescie to spokoj w glowie a nie czynnosc która sie kiedys konczy.

    Wybacz brak polskich znakow.

  • st

    A co z marzeniami? Pewne rzeczy już osiągnięte, a pewne dopiero się wykluwają…

  • Propaganda nihilizmu

    Malv, podejrzewam, że chwilowo przyjęłaś pesymistyczną perspektywę oglądu swojego życia – i taka jest czasem potrzebna, ale dla własnego komfortu psychicznego nie ma sensu tego stanu zbytnio przeciągać. Dopadają mnie ostatnio podobne refleksje o moim życiu – też osiągnęłam sporo postawionych przed sobą celów i jestem chyba w najlepszym momencie, a jednocześnie sielankę tę spowija cień poważnych problemów, które stanowią cenę za ten sukces. Niedawno z powodu nagłej ulewy musiałam przerwać spacer i, stojąc w tunelu, obserwowałam, jak przez rzęsisty deszcz przebija się ostre słońce – pomyślałam wtedy, że to świetna metafora mojej obecnej sytuacji i że chyba będzie tak już zawsze. I nawet mi to pasuje, bo niby co miałabym robić po osiągnięciu stanu pełnego pogodzenia się? Miałabym problem z usytuowaniem siebie wobec kategorii szczęścia, ale wystarczy mi wypracowane zadowolenie z siebie (zawsze niepełne) i satysfakcja z życia ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. Współczesna myśl humanistyczna skutecznie wpoiła mi czerpanie radości z procesu, a nie osiągnięcia jakiegoś mglistego ostatecznego celu.

  • piotrosc .

    Potrzeba wielkiej odwagi, żeby napisać tak szczery tekst. Podziwiam Cię za to. Życie to walka. Dobrze jest wyznaczać sobie ambitne cele i je realizować żeby nie stać w miejscu, ale trzeba potrafić sie cieszyć też drogą do nich, tak po prostu, małymi zwykłymi pierdołami codziennymi, że świeci słońce, że ktoś się uśmiechnął do Ciebie, że zjadłaś coś dobrego, usłyszałaś dobry kawałek muzyki. Bo gdy czekamy tylko na ten moment, w którym osiągamy dany cel to okej, jesteśmy wtedy szczęśliwi, ale jak długo? No właśnie przez moment. Trzymaj się!

  • Wiki

    Rozbita Pani emocjonalnym dołem. Pjona. Nic dodać nic ująć. Świat stał się konsumpcyjnie bezsensowny
    Tylko artyści widzą w czymś sens. Ale z drugiej strony jesteś artystka bo piszesz i masz coś do powiedzenia wiec głową do góry

  • S.

    Żyj, oddychaj, bywaj, doświadczaj przeżywaj. Możliwość doświadczania jest sama w sobie największym szczęściem. A doświadczenia nie zawsze muszą być kolorowe.

  • superunknown

    a może po prostu masz jak ja, czyli jeszcze jesteś w żałobie porozstaniowej. chyba rozstałyśmy się z facetami w podobnym czasie i mimo że od tamtej pory dostałam w pracy awans, podwyżkę, poszłam do fryzjera, uczę się robić sobie samej paznokcie :P wyjeżdżam w cudowne miejsca niemalże co weekend, dogadzam sobie robiąc zakupy/gotując pyszności i planując nadchodzący urlop, i generalnie krok po kroku dochodzę do wszystkiego, czego pragnęłam i spełniam swoje marzenia, to jednak nic mnie nie cieszy, ogarnęła mnie apatia. już nie rozpaczam, coraz rzadziej płaczę w poduszkę, cały czas coś robię, a jednak nie potrafię przestać myśleć, tęsknić, nie umiem zapomnieć i nie umiem znaleźć sensu. choćbym przez 23 godziny i 59 minut w ciągu dnia robiła wszystko, by nie myśleć, to w tej jednej, ostatniej minucie – wspominam, myślę.
    ale to ja. być może Ty masz inaczej. tak czy siak, póki co jest jak jest, i tylko myśl, że wszystko kiedyś jednak mija sprawia, że z rana jakimś cudem zwlekam się z łóżka i nie pogrążam totalnie.
    szkoda tylko, że mija też to, czego pragniemy i co kochamy najmocniej.

    • Rozstanie było przemyślaną, dojrzałą decyzją, którą zaakceptowałam jeszcze przed swoją rozmową z (teraz już) ex. Nie było żadnej żałoby po rozstaniu, rozpaczania i rozpamiętywania. Potraktowałam nasze rozejście jako kolejny krok ku lepszemu, bardziej wartościowemu życiu, bo będąc z nim, przestałam być sobą.

      • Zbyny

        a teraz sobą jesteś?

        • Właśnie ustalam to, kim jestem i jaka jestem ;)

          • S.

            Nie ważne kim i jaka jesteś. Ważne co zamierzasz zrobić ze swoim życiem.

      • Propaganda nihilizmu

        To, że wtedy przestałaś być sobą, było nawet widać na blogu. Twoje podejście do sprawy świadczy o wielkiej sile i szacunku dla siebie – w tej materii jesteś dla mnie wzorem.

      • superunknown

        to bardzo, bardzo zazdroszcze podejscia do sprawy. ja jakos nie umiem pogodzic sie z moim rozsadkiem, ktorego przejawem byla decyzja o rozstaniu :)

        ktos tu napisal, ze to, ze przestalas byc soba, bylo widac nawet na blogu. serio?

        ja na blogu widzialam wtedy przeszczesliwa kobiete :) ale blog to blog, plus co osoba, to inny odbior. mam nadzieje, ze znajdziesz sens i idace za tym szczescie.

  • Nie próbowałam, ale słyszałam, że pomaga. Z tym, że moja gonitwa myśli nie pozwala mi się wyłączyć.

    • Nie do końca słusznie myśli się o medytacji jedynie w kategorii „wyłączania myśli”. Prawda jest taka, że ta ostateczna umiejętność wyłączania przychodzi po latach intensywnej praktyki (co istotne – praktyki medytacji, a nie praktyki wyłączania myśli).
      A mnie chodzi tylko o to, żebyś wyłączyła OSĄDZANIE tych myśli i emocji, które ciągle lądują przed Twoimi oczami. To o wiele łatwiejsze. Myśli pojawiają się w formie obrazów i Twoich przekonań na swój temat, atakują Cię z każdej strony, niejednokrotnie Cię wkurwiają, sprawiają, że nic Ci się nie chce, albo że nie wiesz, czego właściwie chcesz, albo jesteś smutna, a za chwile dostajesz olśnienia i jesteś szczęśliwa, a potem znowu się okazuje, że to wszystko i tak jest gówno warte i tak dalej…
      Ale jeśli spojrzysz na to wszystko z boku, bez oceniania tych myśli i nastrojów, i za każdym razem będziesz przypominała swojej głowie, że to nic złego, że czujesz się tak, jak się czujesz, że to nie jest Twoja WINA, zaczniesz odczuwać coraz większy spokój. Zaakceptuj te skrajne emocje, które Tobą szarpią albo ten brak emocji, który sprawia, że nie jesteś zdolna do zrobienia czegokolwiek i rób to za każdym razem tak długo, aż poczujesz coś w rodzaju spokojnej, pozytywnej obojętności, czy nawet ulgi. Siądź gdzieś w ciszy i niech Twój umysł robi, co zechce. Jedyne co musisz zrobić, to uchwycić ten moment, kiedy zaczynasz oceniać obrazy, które przelatują Ci przed oczami i przestać je rozdrapywać. Odpuść sobie. To jest medytacja dla początkujących.

      Mam nadzieję, że nie brzmię jak jakiś fanatyk! Mnie po prostu żyje się o niebo lepiej, od kiedy podałam rękę na zgodę własnej głowie.

  • Karolina

    Malv, nosz kurwa. ;)
    Pierwsza fundamentalna zasada – jeśli chcesz się wydostać z dołka po pierwsze musisz przestać kopać.

    Więc, weź niepierdol (odsyłam do „reklamy” na yt ;), popraw koronę i zasuwaj ;)

  • Szczęście to jest nie cel, szczęście to droga.
    Jeśli samo pisanie książki nie daje Ci radości i satysfakcji, to jebać tę książkę. Tak samo z blogiem, bieganiem i w ogóle wszystkim.
    Jak droga do celu nie sprawia Ci jakiejś radości i satysfakcji, to chrzanić ten cel.
    Szczęście to nie jest stan permanentny. Wydaje nam się, że to jest wyższy stan harmonii i równowagi ze światem. Gówno prawda. Łapanie równowagi polega na gibaniu się raz w prawo, raz w lewo. A szczęście zawsze ma w sobie pasma smutku. Ying-yang i tak dalej.

    Ogarniesz. Zawsze ogarniasz :)

  • marcus1a

    Juz Ci to mialem pisac pare tygodni temu.
    Zagladnij do mnie Malv, do Rzymu.
    Inne powietrze, inny makaron, niedaleko morze, inni ludzie, inny swiat, inna grawitacja.
    Mam obiecane najazdy ludzi z poczatkiem wrzesnia, ale jakis mily termin sie wygrzebie i cos pozytywnego sie upichci.
    Drzwi otwarte

  • Malvina, trzymaj się! Nieważne, czy wiesz że my tu na Ciebie czekamy. Problem to Twoja świadomość, że nie ma sensu uciekać, bo nie ma dokąd spierdolić przed samym sobą. Nic dla nas, teraz wszystko dla siebie. Że samą siebie potrafisz zrozumieć to wiadomo, ale czy mimo wszystko potrafisz pokochać i odpuścić sobie chociaż trochę…

  • Kari Na

    :) I like :)

  • Dawid Marecki

    Cześć. Zacząłem Cię czytywać jakieś 2 lata temu i może nie jestem szczególnie aktywnie komentującym ale zaglądam tu często i zwykle się nie zawodzę – lubię Cię czytać i chyba nawet… lubię Ciebie w roli w jakiej pojawiasz się tutaj. Zwykle jest tak (co Cię pewnie nie zaskoczy), że w paru kwestiach się z Tobą zgadzam, w paru nie ale… o to chyba chodzi w tej grze prawda? ;)
    Czy naprawdę uważasz, że opłaca się Tobie w tym miejscu (na swoim blogu) pokazywać to bardzo intymne, bardzo Osobiste oblicze? Tu jesteś MalvinaPe – blogerka. Zbudowałaś ją z Malwiny Pająk ale zastanów się, która z Was dzisiaj pisała tego posta? To bardzo ważne – jeśli nie widzisz różnicy między Wami nie czytaj dalej ;)
    Jeśli faktycznie Malvina Pe – tak jak się podpisałaś to weź NiePierdol – minie Ci a poważnie to poszukaj dla Niej nowych wyzwań i pogódź się z faktem, że każde zwierze jest smutne po obcowaniu (czytaj: po realizacji ambitnych celów może przyjść czarny pies)
    Jeśli zaś posta napisała Malwina Pająk to… welcome to real world baby. Będzie trudno, będzie niezrozumiale, będzie bardzo bardzo… szukając Sensu – nie ma lekko. Jeśli byłabyś kijanką (a nie Pająkiem ;) to Twoja rola na tym świecie byłaby jasno określona. Tymczasem Jesteś. I pewna część w Tobie, nie ulega degradacji w czasie, nie zużywa się, nie starzeje a więc jest faktycznie REALNA. Pogadaj z „tym”. Trudne ale warto. Potrzeba ciszy.
    Trzymam za Ciebie kciuki!

    • Nigdy nie było dwóch wersji mnie. Blog to ja – moje myśli, poglądy, uczucia. A że ja się zmieniam, to blog zmienia się razem ze mną.

      • Dawid Marecki

        :) Rozumiem. Dziękuję za odpowiedź i kibicuję w dochodzeniu do prawdziwej siebie.

  • Panna nikt

    Takie, jakie mamy dzieciństwo, takie mamy całe dorosłe życie! I można się buntowac, zaprzeczać, starać – skończyć psychologię, iść na trapię ale to i tak nic nie da. Ludzie szczęśliwi w dorosłości to ludzie mający szczęśliwe i bezpieczne dzieciństwo. Tak niestety jest, bez względu na to, ile czasu komuś zajmie odkrycie tego.

    • S.

      A jak się mierzy to szczęśliwe i bezpieczne dzieciństwo ? Jest do tego jakaś norma, instrukcja czy dyrektywa unijna? Są jakieś jednostki w których się to mierzy?

      Wg tego co napisałaś to każdy, kto miał nieudane dzieciństwo jest skazany marazm i nigdy w życiu nie zazna szczęścia.

  • sink.zodiac

    „Fake it till you make it”: https://www.youtube.com/watch?v=Ks-_Mh1QhMc.

    Malvina, trzymam za Ciebie kciuki. Może jesień już nadchodzi? Wysyłam priorytetem trochę słońca!

  • Sama musisz poszukac sensu, spełnienia, radości, szczęscia czy co tylko uznasz za cel życia. Nikt tego nie znajdzie ani za Ciebie ani za mnie ani za kogokolwiek innego. A nawet jeśli to bęzie jego/jej cel a nie Twój.

    Obecnie mam ten sam problem, więc realizuje poszukiwania przez próbowanie i doświadczanie. Nie wiem czy inny pomysł jest dobry, ale nie mam obecnie lepszego. Z drugiej strony i tak na koniec wszyscy idziemy do piachu, więc co mamy do stracenia :)

    • S.

      Próbowanie i doświadczanie. O tuż to. Ludzie myślą, że szczęście to cel, meta stan ostateczny. Szczęście to droga. Człowiek w trakcie przebywania tej drogi się zmienia to i jego wizja szczęścia ulega zmianie.

  • Paulina Ogłódek

    powiem tak. zawsze swoimi postami dodawałaś mi sił, napawałaś entuzjazmem, i ściągałaś jakiś tam ciężar z mej duszy, który zawsze towarzyszy przy jakiejś spierdolinie życiowej, jesteś dla mnie czymś w rodzaju guru, bratnią duszą i zawsze z niecierpliwością czekam na Twój nowy post. Po przeczytaniu tego posta zwątpiłam we wszystko, bo jeżeli Ty czujesz zwątpienie, to już nie ma dla nikogo nadziei. Czasem odnoszę wrażenie, że jedynym ratunkiem dla każdego jest one love, true love, chociaż w dzisiejszych czasach ciężko taką znaleźć, a my świrujemy, bo „człowiek nie jest przystosowany do życia w samotności,” nawet kiedy jest otoczony dziesiątkami znajomych, to i tak chuja z tego, bo wracasz do łóżka i śpisz sam, i budzisz się sam, i jesz śniadanie sam. Kiedy kolejny raz ktoś odchodzi, a ja zostaję, czuję, że nic nie ma sensu, chociaż wiem, że te wszystkie negatywne myśli są wytworem naszej wyobraźni i wystarczyłoby po prostu się ogarnąć i zmienić nastawienie, nie ma radości jeśli nasze myśli nie są czyste. Sami siebie tworzymy i unicestwiamy, chociaż często zwalamy winę na otoczenie, gówno prawda.

  • Malvina, drzemy łacha od kiedy się tu pojawiłem. Na przeważającą większość tego co piszesz mam diametralnie odmienne zdanie. To, że się różnimy i co często artykułuję, wcale nie oznacza złych motywów. Piszesz fajnie i z jajem, choć w subiektywnej opinii uważam, że część z tego jest pozą.
    Na przestrzeni ostatnich kilkunastu tygodni masz duże wahania formy emocjonalnej. Jeżeli faktycznie jest to wyraz tego co w danej chwili czujesz, to musi i budzi to zastanowienie. Rozumiem, że powyższy wpis jest również uzewnętrznieniem aktualnej kondycji emocjonalnej, stanu ducha. Uznałaś, że jest Ci to potrzebne. Gitara. Może jednak bardziej niż wsłuchiwać się w słowa nas wszystkich tu klepiących mądrości ludowe, skorzystać z pomocy wykwalifikowanej? Może zwykła rozmowa wystarczy. Nie trzeba będzie wykonywać radykalnych zwrotów przez sztag?
    Połowa sukcesu, to zdiagnozowanie co Cię gniecie. Dziś masz kryzys, jutro może Ci się wydawać, że minął, lecz dopóki nie będziesz wiedziała co Cię uwiera, będzie wracało. I to być może z coraz większą mocą. Warto więc może rozważyć wsparcie fachowca?

  • Malcoo

    ‚Happiness only real when shared..’ :/

    • barrow8

      A może… trzeba być najpierw szczęśliwym żeby sie podzielić?

  • Trzeba wyluzować. Zwolnić. Będzie dobrze.

  • maja

    Cześć Malwina Pe. Pierwszy fantastyczny tekst. Bardzo mi bliski. Widzę tutaj kobietę, człowieka takiego jak ja;) Dotychczas był tylko i wyłącznie „robokop – megapieprzonykołcz”, który wie wszystko o życiu, zawsze wygrywa, nigdy się nie poddaje i nie ma ludzkich słabości. Dziękuję Ci:)))

  • Marta

    http://volantification.pl/2016/07/24/jesli-idziesz-przez-pieklo-nie-zatrzymuj-sie

    Myślę sobie, że już to czytałaś. Jeżeli nie to przeczytaj i po prostu rób swoje. Nie myśl, że chcesz być szczęśliwa. Po prostu dalej trenuj, pracuj, poznawaj ludzi, głaszcz kota, pisz. Pewnego dnia okaże się, że to jest TEN moment, a Ty nie będziesz zaskoczona, bo przecież cały czasu tu byłaś.
    Będzie dobrze Malwina. Naprawdę życie ma sens.

  • Misiaiaiaia

    Hm, chyba wiem w czym problem. Nie jestem pewna ale chodzi o osobę która ma byc obok ( facet ). ? Szczerze? ostatnio sobie uświadomiłam ze nie wiadomo ile rzeczy by mi sie udało w zyciu osiągnąć , czy nawet jak bym miała ful pieniędzy czy tez innych rzeczy , nie byłabym szczęśliwa, nie mając u boku osoby która mnie kocha, jest ze mną mimo wszystko i nie wyobraża sobie zycia beze mnie. Fakt powinnyśmy doceniac to co mamy wokół siebie, ale nie oszukujmy się miłość uskrzydla , i daje więcej szczęścia niz osiągnięcia czy pieniądze. Nie chce tez narzucać bo moze po prostu tak sobie stwierdzilas , ze nie jestes szczesliwa a o facecie nawet przez chwile nie pomyślałaś pisząc to. Ale głowa do góry!

  • Podobny stan ducha, podobne wnioski, podobne miejsce. Podziwiam, że mimo tego tworzysz(/tworzyłaś?) z taką regularnością, bo ten stan nie zaczął się przecież wczoraj.

    I nie polecam brania Niepierdolu. Nie działa.

  • marzena błońska

    Jesteś nawet bardziej niż wystarczająco dobra! Muszę przyznać, że pomyślałam, że „coś się dzieję” kiedy przeczytałam o Twoim makijażu po morderczym treningu i tym jak opisałaś czemu go robisz. Malwino ZAWSZE jesteś zajebista pamiętaj o tym. Szczęśliwy ludzie (czytaj ja) nie pisza o tym jak być szcześliwym masz rację i nie dam recepty na to jak być. Mogę napisać jedno, każdego dnia jest choć jedna chwila, moment który przćmiewa wszystkie inne i na tym zawsze się skupiam i świadomość, że tak naprawdę wystarczy nam połowa tego czego chcemy bo sami generujemy w sobie bardzo dużo zbędnych potrzeb. Nie zamartwiam się też tym na co wpływu nie mam bo po co a o problemów nie celebruje ale je rozwiązuje. Życzę powrotu Twojej zaraźliwej energi mądra, wartościowa kobieto

  • Anna Laskowska

    Może faktycznie powiało banałem z tym stwierdzeniem. A co do ciężkości w życiu…. Na pozór niektórym jest łatwiej ale to tylko pozór.. Przynajmniej tak mi się wydaje. W moim dość sporym otoczeniu nikt nie ma lekko, więc na tej podstawie wysnułam to stwierdzenie ;) A ostatnie zdanie – miazga ;)
    Pozdrawiam ;)

  • AK

    Szkoda byłoby gdybyś przestała pisać, bo robisz to świetnie…..a z własnego doświadczenia podpowiem receptę na umiejętność bycia ze sobą, własnymi myślami, które układają się w uśmiech i radość, a gdy niknie zewnętrzny szum nawet cisza nie przeraża …dla mnie to było Tai Chi, wymagające cierpliwości i szlifowania ćwiczenia….ale ,,efekt uboczny” wewnętrzny spokój i harmonia. Spróbuj, może przepisany lek zadziała uzdrawiająco, czego Ci serdecznie życzę

  • Anna Baron

    Jeśli to jest reset i wszystko w Tobie na nowo kiełkuje, to mogę tylko powiedzieć, że Ci z całego mózgu kibicuję. I jeśli masz potrzebę, żeby poleżeć plackiem, to leż tak długo, aż nie poczujesz, że możesz wstać. Bo nie ma sensu się kręcić w kółko. A jak już ruszysz, to żebyś doszła tam, gdzie chcesz i żeby w tym miejscu było jak najlepiej.

  • Znam ten stan… Masz poczucie winy. Ktoś Ci zwraca uwagę na rzeczy, które masz w dupie, ale jednak o nich myślisz. To ten moment, kiedy zadajesz sobie pytanie: A jeśli oni mają rację?
    Ignoruj. Pamiętaj, że Ty masz rację. Możesz zmienić zdanie, pogląd i miejsce… Możesz być anonimowa i pisać grzecznym językiem o smarowaniu dupy spirytusem… Ale czy to Ty? Czy czyjeś widzimisię?
    Znikanie może udać się jedynie wtedy, kiedy znikniesz naprawdę.
    A to, że masz moment słabości? Miej! Leż z zapuchniętymi powiekami gapiąc się w sufit. Kiedyś wstaniesz. Słabsza fizycznie. Psychicznie będziesz jak żelbeton.
    Nie wiem kiedy był początek, ale wszystkie stadia depresji trzeba przejść, żeby znowu zmieniać spojrzenie świata na różne tematy. I to tak, jak robiłaś to do tej pory. Z entuzjazmem. Tacy ludzie, jak Ty, nie wypalają się jak ekogroszek w kotłowni. I prawie na koniec, wytarte już, ale jakże trafne… Nie staraj się uszczęśliwiać innych. To Ty masz czuć się znakomicie.
    Nawet, jeśli nie trafiłam z diagnozą, a to możliwe, bo żadna ze mnie doktórka, to powiem Ci w skrócie: Nie pieprz głupot. Kto, jak nie Ty, podmuchem świetnie dobranych słów, wrzuci iskrę i wznieci ogień w spalonych kiedyś na popiół sercach? Kto poruszy zardzewiałe, nie tykające już, mechanizmy mózgów dolewając oliwę do ognia? A z drugiej strony? Dlaczego chcesz pozbyć się tych, którzy Ci zaufali? Ot, tak wystrzelić w kosmos kopem w dupę? Czy wzbudzić litość? Litość, to przecież zbrodnia. Nie ma nikogo, kto tak naprawdę współczułby Tobie. Zapomną za chwilę. Zajmą się swoimi sprawami. Nie ma ludzi niezastąpionych. Dobrze wiesz, że wszyscy jesteśmy źli, tylko niektórzy z nich stoją po przeciwnej stronie… ;)
    Nie bądź niczyją kopią. Kopie szybko się kruszą…
    Lubię Cię. Poczekam.

  • Jak tu już wielu napisało, jesteś babką z jajami, ale tak jak dwa migdałki robią robotę tak trzeci już często wadzi. Może gdzieś tam rośnie Ci trzecie jajko, co?
    Figurę masz, to teraz bicki trenuj! Ażeby całe to gówno (chwilowe) unieść i jakoś dać radę!

  • ka

    dobrze, że tu jesteś. w jakiejkolwiek częstotliwości i jakiejkolwiek formie. to cały czas ty, a ty to fundament bloga, któremu poświęca kawałek swojego czasu kilkadziesiąt tysięcy ludzi. ludzi, którzy tak samo jak ty cały czas szukają tego, o czym również i ty piszesz. dlatego po czasie twojej życiowej formy, wydaje mi się, że zupełnie naturalnie przychodzi ten, w którym musisz poustawiać wszystko od nowa. czasem myślę, że to o to w tym chodzi – nigdy nie ma momentu „okej, koniec, mam już wszystko, wszystko już wiem, nie ma już dla mnie żadnej tajemnicy w tym życiu, wszystkie rzeczy na liście zostały odhaczone”. bo inaczej ten świat by musiał się zatrzymać, a jak wiemy z wielu rozstań i tragedii, świat nie zatrzymuje się ani na sekundę.

  • Dominika

    Będziemy czekać, czy tego chcesz, czy nie. Większość osób tutaj pisze, że jesteś dobra, super i w ogóle cud, miód i orzeszki, i to prawda, ale ja powiem tylko, że trzymam kciuki za znalezienie siły trzystu Spartan. I może to niezbyt pocieszające, ale jestem z Tobą tak mocno, jak tylko się da. Do usłyszenia, Malv.

  • Dag Mar

    Słucham właśnie audycji TOKfm Sztuka Życia. W studiu Tomasz Jastrun opowiada o swoim osobistym przewodniku po depresji. Na tę okazję dostał specjalną przepustkę ze szpitala. Głos ma bardzo miły i ciepły. Wie, o czym mówi. Urzeka mnie spokój jego dramatycznego świata.

    Po przeczytaniu Twojego posta chciałam coś zacytować z ‚Zachwytu nad fałdą spodni’, dlatego, że kiedy sięgnęłam po ‚Żyj wystarczająco dobrze’, to podświadomie szukałam lekarstwa na swój odwieczny kryzys braku szczęścia, a może nieumiejętności odczuwania tego szczęścia – tak w pełni. I w sumie, co z tego, że wiem o uważności i o tym, że bycie maksymalistą nic nie daje. Że szczęście to małe chwile w ciągu dnia i zachwyt nad kubkiem zielonej herbaty, a nie nowy samochód, czy nagroda Nike. Śledzę Bohatera M. Halber, czytam o DDA, byłam na terapii, jednej i drugiej, wszystko to znam z każdej strony, wiem też jak bardzo potrzebne jest to, by być dla siebie wyrozumiałym.

    Nigdy jednak nie zapomnę słów mojego przyjaciela, który powiedział mi w pewnym momencie, że może powinnam pogodzić się z tym, że DDA jest się do końca życia. Poczułam się tym urażona, jakby to była niezasłużona krytyka (ja, która przecież tyle w tym temacie przepracowałam), ale też dotarło do mnie, że cały ten mój ambitny pęd do bycia lepszą, w pracy, życiu, sporcie – wszędzie więcej, bardziej, mocniej – to nic innego, jak próba ‚wyzdrowienia’ i oszukania siebie, że DDA to choroba, którą można pokonać.

    Rację mają Ci, co piszą, że droga jest szczęściem, a nie sam cel, tak samo ci, co mówią o uważności, o akceptacji, o byciu wystarczająco dobrym dla siebie itd. Lubię też czytać o tym, że przymus bycia szczęśliwym to dziwny, nierealistyczny twór naszych czasów, bo to przynajmniej zdejmuje ze mnie trochę wyrzutów sumienia, że u mnie bywa inaczej. Ale chyba najbardziej przemawia do mnie to, że wokół nas są ludzie, którzy promieniują czymś dobrym, jakimś zaraźliwym ciepłem, pomimo dramatów, jakie ich spotykają – i to oni powodują, że jest lżej. Robi to Jastrun, robisz to Ty.

    Warto :)

  • Rozumiem

    Proponuję wizytę u psychoterapeuty. Ja zaczęłam chodzić jakiś czas temu i jestem w trakcie psychoterapii. A z zewnątrz każdy by powiedział, że uśmiechnieta i szczesliwa dziewczyna. Z tego co piszesz, to w ostatnich latach byłaś zajęta tym, co myślalas, że Cię uszczęśliwi. Ale chyba energii już trochę brakuje i okazuje sie, że problem był tylko zapudrowany… Z całego serca polecam wizytę u specjalisty. Nawet jedną, na próbę. To naprawdę nic wielkiego.

    Szczęście polega na wdzięczności i docenieniu tego, co się ma. To jest nastawienie, a nie zewnętrzne okoliczności. To jest bardzo trudne do osiągnięcia, zwlaszcza w dzisiejszym świecie, gdzie każdy kreuje swój wizerunek online, gdzie wciąż widzimy przefiltrowane zdjęcia z wakacji, szczupłe dziewczyny na insta, aktywnych znajomych. Wszyscy się oszukujemy i prowadzimy nawzajem do frustracji i stanów depresyjnych. A powinniśmy być szczęśliwi mogąc zjeść loda z automatu pod drzewem w parku, mogąc poleżeć z kotem. Za duże tempo sobie narzucamy

  • Kasia Kołodziej

    ten wpis podsumowuje całą tą modę na sukces, na cel, na spełnianie marzeń, na egoizm i skupienie się na – brutalnie mówiąc – własnych zachciankach, cały naprężający się balonik, który końcu musi pęknąć.
    a w życiu piękne są tylko chwile.
    ale też pięknie jest, gdy blisko siebie mamy ludzi, za których bylibyśmy w stanie oddać życie.
    podoba mi się, pani Malvino, jak Pani pisze.
    i niech Pani to robi dalej, bo ewidentnie ma Pani niebywały talent do werbalizowania myśli.

    • Jaka jest różnica między zachciankami a pięknymi chwilami? Czy siedzenie z przyjaciółmi na plaży na Gili Trawagan to zachcianka czy piękna chwila? Czy picie kawy z żoną/mężem na tarasie w Wenecji to zachcianka czy piękna chwila? Czy wycieczka ze znajomymi motocyklistami na Stelvio, żeby poszaleć na serpentynach to zachcianka czy piękna chwila?

      Spełnienie własnych marzeń jest ważne, ale tylko wtedy kiedy robimy to dla siebie, a nie dla lansu przed innymi…

  • Aneta

    Przypomnij sobie proszę ten piękny tekst napisany przez zajebistą osobę
    malvina-pe.pl/post/196-tu-i-teraz

  • Aneta

    Dodaje mi on sił zawsze, gdy zaczynam wątpić czy moje życie ma jakikolwiek sens.

  • Marta

    Hej,
    W tym poście napisałaś tyle rzeczy i przekazałaś tyle emocji, że mogę stwierdzić iż wiem o czym mówisz. Wiadomo, nikt nie jest identyczny, ale w swoim życiu miewałam podobne stany. Chwilowo jest stabilnie, nie czuję, że jest do dupy i, że wszystko co robię jest jakimś bezsensownym poszukiwaniem… ale dziś mam już świadomość, iż przyjdzie czas „zwątpienia”.
    Wszyscy mówią – „Masz zajebiste życie, bezproblemowe. Jesteś ładna, mądra, zabawna i w ogóle” – czy dziwnym nie jest zatem poczucie pustki?
    Od października rusza pierwszy etap terapii metodą Lowena w Krakowie. Może to zadziała? Ja idę spróbować.
    Może i Ty mogłabyś zapisać się na coś podobnego? W większych miastach pewnie nie jest to takie niespotykane…

  • SlodkieCytryny

    Jestes w lepszym miejscy niz wiekszosc, wiekszosc nawet nie wie co chce w zyciu i to dopiero jest problem w znalezieniu szczescia :) W sumie tylko kretyni sa tak naprawde szczesliwi a czy samym sensem zycie nie jest jego poszukiwanie ?

  • Whovian

    Moim zdaniem ten kto własnie uważa, że sam jest niewystarczająco dobry już na starcie jest lepszy od tego który tak nie uważa. Przecież w tym tkwi cały sekret rozwoju i gonienia króliczka. Gdyby się nie miało celów, siedziałoby się na dupie i czekało na gwiazdkę z nieba to dopiero byłoby nieszczęście.
    Takiego posta się nie spodziewałam (przynajmniej nie już) i mam nadzieję, że zaraz nastąpi coś, co da Ci kopa w dupę Pajonku. Tejk ker

    ps. a ja tam bardzo chętnie poczytałabym o Audio, które było swoją drogą dla mnie bardzo pozytywne. Choć następująca informacja trochę ostudziła mój zapał

  • Mariusz M.

    Często zapominamy, że dołki są równie ważne, co pagórki. :) Wyciągajmy z nich ile tylko się da. Dobry moment na chwilę uwewnętrznienia i przerobienie sobie pewnych rzeczy.

    Rad dawać ci nie będę- Parę dni od wpisu już minęło, więc może coś ruszyło do przodu, a nawet jeśli nie, to wiadomo- w internecie każdy jest specem od wszystkiego, nawet od ludzi, których nie znają (fejs tu fejs), więc z pewnością więcej ci nie poradzę, niż sama sobie nie poradzisz, lub ktoś bliski z twego otoczenia.

    Jedyne, co dla ciebie mam, to życzenia: bądź w dołku, ile trzeba, miej w głowie, że to ważne i nie bezowocne, oraz stawaj na nogi, kiedy przyjdzie na to czas! :) Wierzę, że sobie poradzisz, bo jesteś mądra i wiesz, jak korzystać z organu w czaszce. Życzę też dobrych ludzi wokół. Po prostu dobrych. :)

  • Asica

    Wiem, że dla wielu zalatuje tandetą, ale posłuchaj (kilka razy ;)), bez oglądania video i sugerowania się tytułem, niesamowicie mnie to uspokajało w chwilach kryzysu i przemyślenie wspomnianych tam aspektów, można by rzec zapoczątkowało narodziny mojego wewnętrznego spokoju https://www.youtube.com/watch?v=yTDu4huUANw.
    Tylko spróbuj.

  • Nataszka

    zacytuję tekst bardzo banalny popularnej piosenki ” dokąd tak biegniesz, przecież przed sobą nie uciekniesz”. To wielka sztuka dobrze czuć się samej ze sobą, bez mężczyzny, przyjaciółek , portali społecznościowych itp, itd.. Musisz nauczyć się szanować siebie i swój czas który spędzasz z osobą najbliższą Tobie -Maliwną. Nikt nigdy nie pokocha Ciebie tak bardzo jak Ty sama .
    Ja to doskonale rozumiem i wiem bo byłam w takiej sytuacji – pomogły mi 3 rzeczy:
    -joga
    -terapia
    -góry…..
    – no i 4 hobby nad którym skupiłam się bardziej
    Teraz jestem szczęśliwą osobą- bez faceta, pracując w hurtowni ( gówniana mało płatna robota ale luz szukam dalej bez spiny ) , mieszkając sama z kotem i DOBIERAJĄC przyjaciół, realizując swoje hobby…
    Cieszy mnie sobotnia ranna kawa , którą wypijam całkiem sama i że za oknem świeci słońce :) Kiedyś tak nie umiałam .

  • kasia

    Nawet o tym nie myśl, wracaj szybko! :)

  • Już od dłuższego czasu czytam Twoje artykuły, aczkolwiek zawsze byłam anonimowym czytelnikiem. Do czasu. Co do szczęścia – może jestem zbyt młoda, żeby zbyt się rozwodzić, sama nie wiem, ważne, że mam odwagę się tu odezwać. Szczęście odnajdziemy tam, gdzie nie będzie tego, co będzie nam przesłaniać oczy. A przesłania nam wszystko, co w życiu związane z pędem i biegiem. Wyścig po sukces. Kolejny cel – tak jak pisałaś. Trzeba nad tym pracować, odcinać się, skupiać oko na tym, co cieszy bez żadnego „i” lub „ale”, a w bokeh pakować całą tą gonitwę, która szepcze za uchem aby biec, biec, zdobywać… Nie udało mi się pojechać na Audioriver, wierzę jednak, że było tak genialnie jak piszesz. Z tym pokojem – aż mrozi krew w żyłach jak sobie człowiek to wyobrazi. Co do muzyki, tak przy okazji… To nie jest spam, cholera, to czysta sympatia. Miłego dnia!
    http://melomanka-pisze.blogspot.com/

  • Krzysztof Taksiuk

    Ambiwalencja. To jest to co odczuwam czytając Twojego bloga.
    Z jednej strony jestem pod wrażeniem stylu, spostrzeżeń, obserwacji a czasem nie bójmy się tego słowa mądrości.
    Ale z drugiej strony smuci mnie. Swoją energię kierujesz na sprawy, które w ostatecznym rozrachunku nie mają wielkiego znaczenia. Biegam już jakiś czas, ale czy ma to znaczenie, że dychę robię w 1:10?
    Po co wszystko?
    „Na co pani żyje? To tu, to tam, to z tym, to z tamtym? Dzie panine dzieci? Dzie panina ziemia? Panine krowy? Świni? Kury? Panina rzeka, panina chata, panine drzewo? Dzie?”

  • Welcome to the world where szystko można, a nic nie czeba.