Dlaczego ludzie zdradzają?

– Cześć – głos w słuchawce brzmi na lekko wstawiony.
– Kto to? – pytam zaspana i zerkam na zegarek. Czwarta trzydzieści dwie nad ranem.
– Wiesz, że osiemdziesiąt procent zdrad ma miejsce na wyjazdach służbowych? – pyta głos, a następnie czka do słuchawki. W tle słyszę odpalaną zapalniczkę. Właścicielka głosu zaciąga się papierosem, po czym wydmuchuje dym teatralnie, z głośnym świstem. Jej zachowanie jest tak sugestywne, że prawie kaszlę. Tak, to może być tylko Zuzanna.
– Zu… Dlaczego dzwonisz do mnie o czwartej nad ranem?
– A gdzie jestem?
– Nie wiem, ale co to ma do…
– Jestem [czknięcie] na wyjeździe [czknięcie] służbowym. A osiemdziesiąt procent zdrad… [czknięcie] ma miejsce…
– Zdradziłaś Stefana?
– Tak jakby.
– Tak jakby?
– No bo w zasadzie nie wiem, czy to się liczy, skoro mój narzeczony nie wsadzał mi od pięciu miesięcy…

 

*

 

Kiedyś, podobnie jak większość Mariolek i Romanów w tym kraju, wychodziłam z założenia, że facet, który zdradza, musi być zwykłym chujem, zaś zdradzająca kobieta – tępą dzidą. No bo jak to tak można, zawieść zaufanie najbliższego Ci człowieka? Oszukać go? Sprzeniewierzyć jednym pchnięciem penisa wszystko to, co do tej pory udało Wam się wspólnie zbudować? Jak?

Ano tak. Bardzo prosto. Wystarczy być w związku z człowiekiem, który nie spełnia Twoich podstawowych potrzeb. I nie mówię tu o potrzebie ssania łechtaczki trzy razy w tygodniu. A przynajmniej nie tylko o niej. Mówię o potrzebie bezpieczeństwa. Bliskości. Intymności. Wsparcia. Bycia ze sobą, a nie obok siebie.

Ale standardowo, po kolei.

 

*

 

Zuzka jest ze Stefanem od dwóch lat.

Od początku trochę rozmijali się w łóżku. Ona lubi mocno, on delikatnie. Ona lubi często, on niekoniecznie.

Od początku trochę rozmijali się w życiu. Ona lubi rozmowy, przytulanie, poczucie intymności. On woli się wyspać.

Od początku trochę rozmijali się w zainteresowaniach. Stefan interesował się Zuzką, dopóki jej nie miał. A więc dopóki nie określiła jasno i klarownie „chcę z tobą być”, a następnie „kocham cię”. Zuzka zainteresowała się Stefanem, kiedy już była przyklepana. A więc kiedy przestał poświęcać jej swój czas, swoją uwagę i swojego penisa.

Typowe.

 

*

 

Ludzie wiążąc się, myślą, że motylki, siniaki na pośladkach i zakwasy w udach będą im towarzyszyć przez cały czas. No bo czemu nie? Skoro teraz jest wspaniale, to później też będzie, prawda? Przyjmujemy, że skoro już ją/jego zdobyliśmy, możemy wrócić do „swoich spraw”: pracy, pasji, znajomych, a związek będzie żył własnym życiem, trwały i mocny zupełnie tak, jak do tej pory. Cóż…

NIE.

O uczucie trzeba dbać. Pasję podsycać. O seksie nie zapominać. Patrzeć na siebie, sobie w oczy, a nie w telewizor, gazetę, czy innego ajfona. Rozmawiać, a nie mruczeć coś półgębkiem i pytać, czy pranie zrobione. Słyszeć siebie nawzajem, a nie tylko słuchać. To takie oczywiste, podstawy wręcz, a my tak często o nich zapominamy. A potem się dziwimy, że kolejny związek nam się rozpadł w drobny mak. Rzeczywiście, kurwa, niespodzianka.

 

*

 

– Jak to się stało? Z kim? – pytam.
– Szybko. Z Adamem. Tym od prawników, co od kilku miesięcy za mną łaził.
– Pijana byłaś?
– Trzeźwa jak świnia. On też. Upiłam się dopiero, jak ode mnie wyszedł.
– I tak po prostu poszliście do łóżka? „Bzykasz się?” i już?
– No nieee. Od trzech dni dużo rozmawialiśmy – a to po obiedzie jakaś kawa, a to po szkoleniu browary do pierwszej w nocy… I on niechcący uświadomił mi, że jestem ze Stefanem nieszczęśliwa. Niedoceniona. Niedopieszczona. Niedoruchana. A potem rzucił mnie na łóżko.
– Jak było?
– Za dobrze.
– Co teraz?
– Dobre pytanie, biorąc pod uwagę, że trzy miesiące temu Stefan mi się oświadczył.
– Powiesz mu?
– Nie. Raczej to skończę. Na pewno to skończę.
– Nie łatwiej było najpierw go rzucić, a potem iść w tango?
– …
– Zuza?
– Może to, co zaraz powiem, zabrzmi kurewsko źle, ale… chyba musiałam zdradzić Stefana, żeby uświadomić sobie, że z tej mąki nic już nie będzie. Nawet cholernego zakalca

 

*

 

Rzucam telefon na poduszkę. Jest piąta nad ranem. Przypominam sobie, jak Zuzka jakieś trzy miesiące temu dzwoniła do mnie o tej samej porze, żeby mi powiedzieć, że Stefan jej się oświadczył.

Taka z nich była ładna para…

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 4, kwiecień 2016] oraz na logo24.pl

 

fot. Ed Gregory, pexels.com

0 Like

Share This Story

Relacje
  • N

    Ooo… temat dla mnie na czasie…. I tak, zgadzam się, że jeśli któraś ze stron zdradza, to znaczy że w związku jest coś nie tak i nie ma wzajemnego wypełniania potrzeb. U mnie (związek od 7 lat) nie ma, dlatego niestety zdradziłam… Nie raz i nie dwa, i nawet w sumie to więcej niż trzy..Niestety, niedługo chyba dostanę pierścionek, którego chyba nie chcę.. Owszem, czuję się z tym źle, ale co z tego, jak nie wiem co robić?
    A teraz trochę posłodzę, że czytam każdy Twój wpis, uwielbiam Ciebie, Twój styl pisania i tematy jakie poruszasz i ogólnie jesteś zajebista. Pozdrawiam cieplutko! :*******

    • Ela

      Nie usprawiedliwiaj się. Nie chcę Cię oceniać,nawet jakbym Cię znała, to bym tego nie zrobiła. To Twoje życie. Jednak chciałabym, żebyś dostała nagrodę za swoje czyny.

    • Asia

      przepraszam, ale opisana przez Ciebie historia nie ma nic wspólnego z tym tekstem…. o ile historię z tekstu rozumiem i nawet się zgadzam to, to co Ty wyczyniasz jest poniżej jakiegokolwiek poziomu i nie nazwę tego po imieniu tylko ze względu na szacunek do autorki bloga ;/ Wszystko rozumiem, ale jjeśli esteś pewnych rzeczy już świadoma i jeśli otwartym tekstem mówisz „tego mi brakuje”, „jestem nieszczęśliwa”, „zdradziłam więcej niż 3 razy”, „nie ma wzajemnego wypełniania potrzeb”, „niestety dostanę pierścionek,którego NIE CHCĘ” to za przeproszeniem po cholerę w tym tkwisz? Mając świadomość tych rzeczy i nazywając je po imieniu, a jednocześnie tkwiąc w tym układzie i zdradzając to sama sobie laurkę wystawiasz…. a potem powiesz, że to faceci są ch*****, że jego wina itd. Nie, to Twoja wina i sama siebie na to skazujesz, a jeszcze robisz z siebie ofiarę…. A wygląda na to że tkwisz w tym związku, bo to taki backup, póki nic lepszego się nie trafi to sobie tu posiedzę, pozdradzam, a jak już dorosnę i znajdę kogoś lepszego to sobie pójdę. sorry, ale dorośnij dziewczyno i zacznij się szanować ;/

  • Paulina

    Ta historia bardzo mi przypomina moją. Moj poprzedni facet mnie praktycznie od siebie uzależnił. Na studiach nie mogłam wyjść ze znajomymi na domówkę bo nie wiadomo co mogłabym tam robić. Zakazywał mi chodzić na kursy, rozwijać sie, wyjazdy typu konferencje traktował jak automatyczną zdradę. Serio, wracałam z weekendu z koleżankami albo wyjazdu szkoleniowego w trakcie którego zdawałam mu całą relację (smsy, telefon) a on nawet po mnie nie przychodził. Nie przytulał na powitanie. Dawał mi poczuc jak go „upokorzyłam”. Byłam młodziutka (19-20 lat), chciałam się bardzo rozwijać (wolontariaty itp) i to było paskudne podcięcie skrzydeł. Cały czas za sobą słyszałam jego mantrę „znajdziesz sobie kogoś lepszego niż ja i mnie zdradzisz”.
    I cholera, tak się stało.
    Nie kiedy byłam na imprezach, w tłumie ludzi. Tylko po piwie w fajnej knajpce ze znajomymi z roku. Jakoś zostaliśmy dłużej niż reszta. Rozmawialiśmy do trzeciej w nocy. Całowaliśmy się zmarznięci na ławce w średnio przyjemnym parku. To bardzo niewiele ale poczułam więcej ciepła niż dostałam przez cały mój poprzedni pięcioletni związek.
    Nigdy nie powiedziałam co było faktycznym powodem zerwania. Nie chciałam dać tej satysfakcji, że miał rację. Zresztą ledwie tydzień po zakończeniu związku usłyszałam plotki że „zaliczyło mnie pół miasta”. Od mojego byłego właśnie.

    • To zdradź czemu z nim byłaś 5 lat, zamiast zerwać?

      • LCS

        Masz to w drugim zdaniu.

        • S.

          Fail. Błąd logiczny. Nie on ją od siebie uzależnił tylko ona się na to godziła. W końcu przecież go zostawiła.

  • Madzia

    Tak jest, ja też zdradziłam kiedyś. Wcale nie żałuje, bo z perspektywy czasu on był nudny i głupi. Matury nie potrafił zdać (wiem, to nie jest wyznacznik niczego ale jak ktoś podchodzi do jednego przedmiotu 4x poprawka to już robi się żałosne), prawa jazdy nie zdał, wyjeździł 15 h, poszedł na egzamin teoretyczny i go nie zdał… Wydał na kurs 1500 zł i go nie skończył. Wszyscy dokoła wchodzili w dorosłe życie, pracowali, zdawali prawa jazdy albo szli dalej na studia. A on w moich oczach był nieudacznikiem życiowym, nic nie potrafił załatwić. Zamykał się w swoim pokoju i grał na gitarze, po co mi taki dyzio marzyciel ? Chciałam faceta, a nie ślamazare i gogusia. Na impreze nigdy mnie nie zaprosil wiec wychodzilam sama z kolezankami i sie świetnie bawiłam z innymi, ktorzy nie byli sztywni jakby mieli kij w pupie. Kiedys wzielam go na grilla ze soba do kolezanki to siedzial jak przychlast i nawet sie niczym nie poczęstował, kazdy jadl, pil, a on jak kretyn siedzial, wstyd mi bylo za niego. Nigdy nie zabrał mnie na wakacje w przeciagu 5 lat, spotykalismy sie zazwyczaj u niego w domu i tak zmarnowalam 5 lat. Ale do czasu, zaczelam odkrywac ze faceci się mna interesuja, z jednym zdradzilam, z drugim zdradzilam, z trzecim zdradzilam i z tym trzecim jestem już 3 rok i jest niebo a ziemia, wie co i jak z kobietą i nie pomyslałam ani przez chwile o innym. Nie kazda kobieta ktora zdradza to wredna suka, kazdy kij ma dwa konce. Ja sie dusilam az w koncu powiedzialam sobie dosc i zaczealm używać zycia.

    • Contempt

      Trzeba było zerwać wcześniej koleżanko, bo nikt nie kazał Ci być z tym człowiekiem. To nie czasy średniowiecza, gdzie rodzice każą Ci za kogoś wyjść w wieku 15 lat.
      Każda, która zdradza to wredna suka. Nikt nie wmówi mi inaczej. Kiedy ktoś się dusi w związku i to czuje, to na Boga – po co?

      Co do tekstu Malv – hejt na Zuzkę. Skoro już wtedy wiedziała, że coś w tym związku nie gra, to na kiego grzyba przyjęła pierścionek?

      • Pi

        Idąc tym tokiem rozumowania, każdy zgrzyt, każde rozczarowanie powinno być powodem do zerwania. A ta granica miedzy kwestiami możliwymi do naprawy, do wyjaśnienia a uznaniem, że już nie ma czego ratować jest bardzo płynna i trudna do określenia. Do tego dochodzi trudność trzeźwego spojrzenia na problem niejako z boku, z dystansu przez osoby bezpośrednio zaangażowane. Ale zawsze znajdzie się taki czarno-biały prawy i sprawiedliwy, który z lubością zbluzga, pierdolnie kamieniem i nikt mu nie wmówi, że może być inaczej.

        • Contempt

          Jeżeli w czyichś oczach ktoś jest nieudacznikiem, ślamazarą i gogusiem, jak napisała autorka komentarza wyżej, a wciąż się jest z taką osobą i się dusi w takim „związku”, to po co takowy ciągnąć i zdradzać na boku? Żeby dopiec takiej osobie? Tutaj już nie ma płynnej granicy jak np. u Zuzy. To, że chłoptaś był, jaki był – no cóż, takie osoby się zdarzają i czasem mija trochę czasu, aby to dostrzec. Z tym, że w momencie kiedy dostrzegamy coś takiego i nie próbujemy rozmawiać, lub próbować naprawić, a lecimy i zdradzamy z jednym, z drugim i z trzecim, no to proszę… Nikt nie wmówi mi, że było inaczej.

    • S.

      „Zamykał się w swoim pokoju i grał na gitarze”
      No a mówią, że kobiety szaleją za gitarzystami…
      W tym wypadku raczej chłopak z gitarą stał się dla niej karą ;)

      Dobrze, że zajęło Ci to tylko 5 lat, żeby przejrzeć na oczy. Niektórzy potrzebują na to całe życie.

  • Lena

    Zgadzam sie z Tobą

  • to sie po prostu nie da. :-/

  • Nemesis Nave

    Dodatkowo zdradzający osobę zdradzaną stawia w słabej sytuacji – w tym czasie który „marnuje” na zdradzającego mogłaby już układać sobie życie z kimś bardziej odpowiednim.

  • Adamo

    Tchórzliwa ci**. „(…) musiałam zdradzić Stefana, żeby uświadomić sobie (…)”. Typowa małpa – nie puści jednej gałęzi jeśli nie chwyci się kolejnej.

  • stef

    Tępa, zamiast porozmawiać z facetem to woli tchórzliwie go zdradzić. Porozmawiać z kimś kogo podobno się kocha lub kochało. Powinni takich ludzi piętnować.

  • Kasia

    „Słyszeć siebie nawzajem, a nie tylko słuchać” – chyba odwrotnie. Słyszenie to proces fizjologiczny, słuchanie zaś zawiera w sobie uwagę i skupienie poświęcone temu co się słyszy. To jak angielskie „hear” i „listen”. Słyszę coś („hear”), bo dany dźwięk dociera do moich narządów słuchu; słucham czegoś/kogoś („listen”), bo skupiam się na tym, co słyszę.

  • „… Mówię z perspektywy kogoś, kto nigdy nie został zdradzony…” Nigdy nie mów nigdy. Może tkwisz w nieświadomości?

    Ogromny bagaż doświadczeń jak na kogoś w wieku lat wczesnych -dzieścia. Oczywiście nie jest moim zamiarem wypominać Ci ilości przeżytych lat, ponieważ sam chciałbym być na podobnym etapie, ale jest to wiek, kiedy związek oznacza przysłowiowe „chodzenie”. Jakkolwiek mocno byś się nie oburzała i protestowała. Taki cykl.
    Wiek w którym łatwo definiuje się mocne i zdecydowane opinie. Zero uległości, zero brania jeńców. Precz z konformizmem i oportunizmem. Z czasem przechodzi, a życie nie jest tak proste jak starasz się przedstawić, bo z każdym dniem nabiera więcej odcieni, a czasy studenckie lub krótko po, kiedy jedyne co łączy to wspólny klucz od wynajmowanego mieszkania mijają. Natomiast długotrwały związek, który przeszedł z fazy zauroczenia do fazy intymnej to są wspomnienia, to są dzieci, to są plany, to są wspólne problemy jakie się pokonało itp., itd. Wszystko zaś sprowadza się do emocji. Nie na darmo rozwody należą do grupy najbardziej traumatycznych przeżyć. Bez względu na okoliczności. Twój komentarz zaś odebrałem jako teorię mocno naiwną. Z całym szacunkiem dla Twojej osoby. Jednym magicznym zaklęciem „Jest mi źle z Tobą. Już Cię nie kocham. Odchodzę” czuję jakbyś chciała właśnie zasugerować, że wynalazłaś lekarstwo na raka.
    Mam nadzieję, że nie okazałem się nadmierną pizdą (bo to teraz takie na czasie wtrącanie wulgaryzmów).

    • A.

      Hmmm…ciekawa to teoria,że z wiekiem nabieramy praw do naginania norm zwyklej ludzkiej przyzwoitości,bo życie jest TAKIE SKOMPLIKOWANE…I rozwód jest taki traumatyczny,bo dzieci,bo plany,bo emocje…dlatego dojrzały człowiek najpierw EKSPLORUJE i szuka swego szczęścia za plecami tej drugiej osoby,aby nie narażać jej na niemile emocje rozstania.Bo znacznie milej jest dowiedzieć się po kilku latach,że w czasach,które uważaliśmy za szczęśliwe,ta druga osoba robiła z nas wała,bo zapomniała nam powiedzieć,że nie zaspokajamy jej potrzeb.
      Znam parę,w której koleś zdradzał swoją dziewczynę po 7latach związku,bo ona straciła pracę i się tym załamała,a on potrzebuje RADOŚCI w związku.Znam inną,gdzie laska zaczęła zdradzać swojego męża,bo on pracował od rana do wieczora,żeby dać jej standard życia,jaki sobie wymarzyła,natomiast ona poczuła się SAMOTNA.Do każdego kurewstwa można dorobić ideologię.Zawsze możemy uznać,że moglibyśmy być szczęśliwsi,i że stać nas na coś lepszego niż wiecznie nadęty/a Janusz/Halina na kanapie.
      Tylko że przede wszystkim należałoby być przyzwoitym człowiekiem.I to się nie zmienia po czasach studenckich.To się nie zmienia z wiekiem.To wcale nie jest skomplikowane.Tylko trzeba czasem pomyśleć nie tylko o sobie.

      • Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią. Może tylko pominąłbym wszelkie kurestwa, ale jako całości, w zasadzie nie mam nic do zarzucenia. Zastanawia mnie tylko z jakiego powodu uważasz mnie za ćwierć inteligenta, bo nie rozumiem po co te krzyki słowne. Uważasz, że gdybyś wykorzystała zwykłą czcionkę mógłbym coś przeoczyć? Raczej nie. Staram się czytać uważnie.

        Jak napisałem, w zasadzie nie mam nic do zarzucenia, ale chciałbym abyś wskazała te fragmenty mojego komentarza, w których mówię cokolwiek o usprawiedliwianiu zdrady, czy staram się szukać uzasadnień do naginania norm zwykłej ludzkiej przyzwoitości – jak raczyłaś pięknie rzecz nazwać. Będę Ci sponsorem lotu na Marsa, wycieczki do Lichenia lub wyjazdu na przegląd seriali produkcji południowo-amerykańskiej do Caracas, jeśli to uczynisz.
        Dochodzę do wniosku, że nieco się zagalopowałaś i poszłaś tropem skrótów myślowych. Otóż, o zdradzie nawet nie wspominam. Nie nadmieniłem o niej ani słowa. Nawiązuję jedynie do rozstań i odchodzenia. Rozśmieszyła mnie bowiem bezkompromisowa i w moim odczuciu infantylna postawa deklarowana przez @Tattwa. Zobaczyłaś w moim komentarzu chyba coś co chciałaś zobaczyć, a czego w nim nie ma.

        Zdradę według mojego systemu wartości, tak potępiam. Chociaż unikałbym jednoznacznego piętnowania i wysyłania na szafot. Nie lubię generalizowania, dlatego ludzi i ich postępowanie traktuje indywidualnie, chociażby dlatego, że wśród historii wielu potępionych może się znaleźć i taka, która może zaskoczyć odejściem od reguły.

        • A.

          To nie są krzyki słowne, tylko tak zwana emfaza. ;) Zabieg stosowany np. w książkach…;) Podobną rolę odgrywają w moich czy Malviny wypowiedziach wulgaryzmy, które tak Cię przerażają- a to są tylko słowa, używane świadomie, pozwalają nadawcy nadać upragnioną przez niego konotację. Nie gryzą, wbrew pozorom, nie ma się co tak gorszyć, nie jesteśmy w przedszkolu.
          Jeżeli źle zrozumiałam Twoją wypowiedź, to przepraszam, natomiast odnosząc się do wypowiedzi Tattwy i krytykując jej „młodzieńczy idealizm”, w moim odczuciu zakomunikowałeś: „odejść nie jest tak łatwo, to takie bolesne, dlatego nie oceniajmy zdradzających, bo dorosłe życie jest skomplikowane”. Jeżeli nie miałeś tego na myśli, to po prostu źle Cię zrozumiałam, wybacz.
          I jeszcze jedna myśl: ja w nikogo nie rzucam kamieniem. Nie oceniam ludzi. Wiem, że w życiu są różne sytuacje. Ale oszukiwanie i zdradzanie drugiej osoby jest po prostu złe. Nie ma tutaj okoliczności łagodzących. I zawsze możemy wybrać inaczej. Zawsze.

          • Emfaza mówisz? Cóż, wierzę Ci na słowo w istnienie rzeczonego pojęcia i jestem wdzięczny za wyjaśnienia oraz wzbogacenie wiedzy. Tej nigdy za wiele. Człowiek książek nie czyta, nieraz tylko kolorowe pisemka z nagimi babkami, to i niewiele wie.
            Lecz nawet jeśli jest jak mówisz, nie sądzę byśmy musieli wspomagać moje zwoje akcentowaniem wskazanych fragmentów. Dla mnie to w dalszym ciągu krzyk, tym bardziej, że stosujesz zabieg w rozmowie bezpośredniej, nie bezosobowym zwrocie? Poza tym, wróżka przemieszczająca się gdzieś nad moim uchem mówi, że w książkach się z taką em…, emfa…, emfazą, o rany, nie spotkała. Chyba, że bardzo mądrej. Ale ona też może niewiele widziała, niewiele wie? Ta wróżka oczywiście.

            Wulgaryzmy mnie nie przerażają. Domyślam się, iż są bezzębne i póki co krzywda z ich strony mi nie grozi. Widzę natomiast, że to modny i ochoczo kalkowany obecnie trend. Taka siła wyrazu. Rzadko kiedy jednak nią jest, a częściej pozostaje wulgaryzmem. Nie mniej, zanotowałem. Używane nieświadomie, wulgaryzm; używane świadomie, emfaza. Znów ta pieprzona emfaza.

            „Odejść nie jest łatwo…” – tutaj stawiamy kropkę. Całą resztę sobie dopowiedziałaś. Doprecyzuję. Tak, nie jest łatwo, bo życia nie rozpatruje się w kategoriach zero jedynkowych. Życie to układ wielu zależności, a nie tylko skrajne, dwu barwne przypadki. Kolorów zwykle bywa więcej, ale to temat na dłuższy tekst aniżeli kilku zdaniowy komentarz. Nie łączyłem zaś swoich słów ze zdradą; napisałem je w kompletnym oderwaniu.

            Nie wiem, czy dorosłe życie jest bardziej, mniej skomplikowane od młodzieńczego? Należałoby najpierw zdefiniować oba pojęcia, ale by nie łapać się za słowa, uznajmy że wiemy o co chodzi. Na pewno bogatsze na pewnym etapie w doświadczenia i bardziej stonowane (czasem) sądy. Każdy mierzy jednak problemy swoją miarą.
            Chciałbym zakończyć w miłym tonie, równie miłą pogawędkę, dlatego uważam, że musimy wypracować jakiś punkt wspólny, zatem jak już napisałem, ZDRADA JEST BE! ZAWSZE!

    • Rozwalają mnie takie teksty. Wszystkim wmawiasz to, że może zostali zdradzeni i żyją w nieświadomości? Takie rzeczy czasem się wie na 99%, jeśli żyło się ze szczerymi osobami etc. Poza tym w związku może być taka bliskość itd., że takie rzeczy od razu się wyczuwa, nawet drobny fałsz można wyczuć, a co dopiero zdradę (wiem to m.in. od człowieka, który z żoną przeżył ponad 30 lat… ludzie z takim stażem związkowym nawet upodabniają się do siebie wizualnie). Kobiety (nie, nie wszystkie) są w tym jeszcze lepsze od facetów – nie bez powodu mówi się o kobiecej intuicji. Ewentualnie może ona była i jest tylko z jednym? I nadal z nim szczęśliwa.
      Te „nigdy nie mów nigdy” – tutaj chodzi o to, żeby nie mówić np. nigdy nie będę robiła tego lub tamtego, bo różnie z tym może być i nie ma sensu kusić losu.

      • Niestety muszę zaprzeczyć Twojemu rozumowaniu. Nic nikomu nie wmawiam i Tobie również proponuje byś wypowiadała się za siebie, nie za ogół i przysłowiowych „wszystkich”. Poza tym, nie wiem o czym się mówi i czy jest to intuicja kobieca. Trudno powiedzieć, ale nie sądzę by mężczyźni byli pozbawieni męskiej. Intuicja damska, to w czym kobiety, mężczyźni są lepsi lub gorsi to nic innego jak antagonizowanie płci. Odnosząc się do tego, przeczytałem niedawno całkiem adekwatne stwierdzenie, które zapadło mi w pamięć – kobiety i mężczyźni są zdystrybuowani komplementarnie. Nie wiem o co chodzi, ale szalenie mi się podoba.

        Co do słów „Nigdy…” potraktowałbym je raczej ironicznie z nutą sarkazmu. Pieniactwo nie jest wskazane.

  • To nie o to chodzi, żeby usprawiedliwiać zdrady. Bardziej o to, że zdrada swoje źródła ma. Nic nie dzieję się przecież bez przyczyny. Jeśli chodzi o kobiety zdradzające to według mnie albo te, które myślą, że za rogiem czeka nie wiadomo jak zajebisty facet/okazja/nowa szansa, mając poukładany związek albo te, które chodzą wiecznie nieszczęśliwe w swoim związku, a nie potrafią się za to zabrać. Porozmawiać. Poszukać problemu. Naprawić. Bo zazwyczaj te problemy właśnie widzi się dopiero po związku, po stracie, kiedy on totalnie umrze. A nie kiedy umiera.
    Co prawda, zdrada to zdrada. To fakt. Każdy zdradzający musi wziąć na klatę wszystkie skutki swojego działania. To on podejmuje decyzje.

    Swoją drogą, pisałam o tym u siebie dwa dni temu. Przypadek? Nie sądzę :D Zdrada zawsze na czasie.

  • Krótka historia Zuzki, która o ile mnie pamięć nie myli, jeszcze niedawno kupowała dla Stefana koszule – oraz Stefana. Nie jest to jednak materiał poglądowy na temat zdrad, a jeszcze bardziej remedium na nie. Ot, historia dwójki osób, którzy wbrew temu co sądzili, nie potrafią iść wspólnie przez życie. Nie chcę oceniać Zuzki, nie chcę oceniać Stefana. Czasem nam się musi zwalić na łeb cały sufit, by przejrzeć na oczy i zmusić do działania. Tak chyba było w tym przypadku. Nie wymyślimy wymyślonego.
    Człowiek z natury nie jest istotą, którą charakter predysponowałby do życia w monogamii. Sam wdrożył się w ten dryl. Nie jest to moja samozwańcza teoria, lecz dowiedziona naukowo. Podobnie zresztą ja ta, że każdy osobnik w odpowiednio dla niego stworzonych warunkach jest skłonny i podatny na zdradę. Dla jednych zakres tych sprzyjających okoliczności musi być bogatszy, innym wystarczy tylko iskra, ale fakt pozostaje faktem.
    W przypadku Zuzki i Stefka wynikł chyba problem dotyczący relacji panujących w wielu związkach i wynikający z nieumiejętność rozmowy o emocjach, uczuciach, pragnieniach. Druga osoba wcale nie musi się domyślać, że ja chcę „ostro”, a on „delikatnie”. Należy rozmawiać, a nie pozostawiać problemy w sferze domysłów.
    Ciekaw natomiast jestem zakończenia historii, o ile jest prawdziwa, bo ta jak wnoszę już miała miejsce. Nie sądzę byś odważyła się wystukać powyższy tekst i puścić w eter na etapie – Stefan jeszcze nic nie wie.

    • S.

      Problem Zuzki i Stefana jest prozaiczny.
      Już na samym początku do siebie nie pasowali ani trochę. Jak trzeba mieć zryty łeb, żeby pchać w związek w którym druga połowa lubi wszystko to czego Ty nie lubisz a potem oczekiwać, że będzie happy end.

      No chyba, że to działa tak jak dieta cud. Czyli jem wszystko i czekam na cud.

      • No tak, tylko że nie wchodzimy w związek wiedząc o sobie wszystko. Dopiero w trakcie jego trwania ustalamy reguły i poznajemy drugą osobę. Powinno się to odbywać poprzez rozmowę, a nie domysły.
        Mówienie, że Zuzi i Stef nie pasowali do siebie od samego początku, to spore uproszczenie. Ludzie dobierają się w pary dla tak wielu powodów, że trudno wszystkie zrozumieć. Być może Ty, ja, Malvina będziemy zachodzić w głowę co połączyło i jaki głębszy sens miał ich związek, ale Oni na pewnym etapie startowym czuli potrzebę bycia razem. Ta potrzeba nie wygenerowała żadnych owoców, więdnąc szybko. Jednak gdyby rozmawiali o tym ci Ich gniecie, a nie pozostawiali tego w sferze domysłów, nawarstwianych nieporozumień i niechęci do partnera, mogło być inaczej. Chociaż wcale nie twierdzę, że tak by się stało.
        Nie mniej, nie zmieniam przekonania, że rozmowa to klucz do sukcesu. Oszczędza nerwów i nieporozumień, a w przypadku Zuzi i Stefa pozwoliłaby odpowiedzieć, czy są zdolni i czy w ogóle chcą wypracować kompromis.

        • S.

          Ja nikomu nie robię wyrzutów z powodu braku zdolności telepatycznych. Ale jeżeli po paru zbliżeniach, chwilach spędzonych razem widzisz, że jednak rozmijacie się w łóżku, życiu i zainteresowaniach to jakby tego nie usprawiedliwiać:
          An accident is waiting to happen.

          Można się dalej oszukiwać i wierzyć, że nasza druga połowa z własnej inicjatywy przestanie być sobą i stanie się ideałem z naszych wyobrażeń.

          Ale tu nie było tragedii. Bo tragedia to jest zakochać się w twarzy a ożenić z całą dziewczyną.

          • „An accident is waiting to happen” – szczęśliwie nie znam tego dzikiego języka, dlatego nie mogę się odnieść.

            Mam alergię na makaronizmy. Uważam je za przejaw snobistycznej maniery.

          • Bea

            O, to wstyd w dzisiejszych czasach. Na szczęście na naukę nigdy nie jest za późno!
            Każdy ma swoje alergie. Ja np. nie lubię, gdy ktoś używa niepotrzebnych słów, bo wydaje mu się, że wtedy zabrzmi bardziej inteligentnie. „Przejaw snobistycznej maniery” to po prostu „przejaw snobizmu” albo „snobistyczna maniera”. Moja uwaga tyczy się również Twoich powyższych komentarzy. Ważna jest treść, a nie liczba słów. Keep it simple.

          • A czym dzisiejsze czasy różnią się w tym kontekście od wczorajszych?
            Nie można brzmieć bardziej inteligentnie. Albo wypowiadana treść jest inteligentna, albo nie. Bardziej lub mniej być nie może. Brzmieć bardziej inteligentnie od tego, który brzmi inteligentnie? Sama odpowiedz, czy ma to sens?

            Rozumiem, że chodzi Ci o kwiecistość wypowiedzi? Tak, mam tego świadomość i robię to czasem w sposób celowy. Dla zabawy, bo lubię polać przysłowiową wodę, bawić się słowem. Nie mniej w tym przypadku się z Tobą nie zgodzę i makaronizmy to jest przejaw snobistycznej maniery. Miałem na myśli dokładnie to co napisałem. Całość wypowiedzi tworzy spójny przekaz. Każdy z użytych wyrazów ma swoje zadanie komunikacyjne, niekoniecznie tylko upiększające. Czy jeśli napiszę – część uczestników forum przejawia zachowania agresywne – będzie to „przejaw” nazbyt rozbudowanej wypowiedzi? Konkludując, liczy się nie tylko treść, ale i forma. Wydaje mi się, że na złego konia tym razem postawiłaś.

            Co do reszty, z którą mógłbym się miejscami wprawdzie zgodzić, jednak dopóki nie odniesiesz się konkretami, uznam za próbę deprecjacji, a mówiąc kolokwialnie, nieuzasadnionego kopania po kostkach.
            A, no i za naukę oczywiście biorę się ostro.

          • Bea

            „Przejaw zachowania agresywnego” to dla mnie masło maślane, bo zachowanie jest samo w sobie już przejawem agresji. Sam mnie utwierdziłeś w tym przekonaniu, podając w kolejnym zdaniu jeszcze dziwniejszy przykład. Rozumiem jednak, że dla niektórych brzmi bardziej inteligentnie niż „zachowanie agresywne” czy „rozbudowana wypowiedź”. Bardziej naukowo może? Dla Ciebie to zadanie komunikacyjne, dla mnie jedynie dodatkowe słowo.
            Moim celem było uświadomienie Ci, że Twoje „przejawy kwiecistego stylu” mogą denerwować innych tak samo, jak Ciebie denerwują angielskie zwroty czy przekleństwa. Każdy ma jakąś dziwną przypadłość. Niekoniecznie jednak musimy to wszędzie podkreślać, bo prowadzi to do niepotrzebnych rozmów. Łatwiej jest zaakceptować. Powodzenia w nauce!

          • S.

            Angielski nie jest już dziś językiem obcym. Wkrótce chiński będzie równie powszechny. Nie mówiąc już o tym, że znajomość C++ będzie niedługo normą jak dziś znajomość przynajmniej podstaw angielskiego.

          • Język langłicz według mojej wiedzy, w dalszym ciągu jest językiem obcym. Chyba, że zawirowania wokół naszej konstytucji sprawiły, iż znalazł się w niej zapis czyniący go językiem urzędowym w Polsce. Powiedzmy jednak, że wiem Co chciałaś przekazać, a powyższe zdanie to szpila.

            Natomiast chiński, choć tak naprawdę taki język nie istnieje, w moim odczuciu nie stanie się językiem globalnym. Istnieje szereg przyczyn, które sprawiają, że tak się nie stanie. Oczywiście liczba posługujących się nim będzie ogromna, ale będą to głównie Chińczycy. I obym się nie mylił.

  • S.

    Jak się próbuje przemilczeć problemy to potem tak jest.
    Wystarczy wyłożyć kawę na ławę.

    This is my life and if you don’t like it you get the fuck out!

    Nie muszą Cię wszyscy lubić.

    • Bo ludzie lubią sobie upraszczać, na pozór, życie.

  • luu

    Paolo Conte – Sparring Partner – piosenka w tle filmu Ozona 5×2. Chyba nie można było wybrać lepiej. W związku jesteśmy jak na ringu z naszym partnerem treningowym. Stosujemy różne chwyty, pokazujemy siebie od najlepszej i najgorszej strony, doprowadzamy do granic, mierzymy się wzrokiem i patrzymy zarazem z czułością. Wyrzucamy emocje na najbliższą osobę, gdyż, jakby nie patrzeć, wielu z nas jest jak piorun. Szukamy najkrótszej drogi, by dać upust ładunkowi jaki nosimy.
    Nie jest łatwo na tym ringu, ale ilekroć rozmawiam z rówieśnikami, chcieliby być na tym ringu tak długo jak rodzice. Mimo faktu, że czasem uderzyło się za mocno albo było się workiem treningowym przyjmującym uderzenia. W przenośni, rzecz jasna. Słowa też ranią, może nawet głębiej. Jeśli jednak nasz partner nie sprawdza się w związku na najważniejszych frontach i zostawia Ciebie na ringu samego – szuka się innego.
    A film 5×2 mocno polecam.

    https://www.youtube.com/watch?v=Ja4mEQL1ojQ

  • Widze wylewanie pomyj na zdradzających….
    A jednak niektórzy ludzie potrzebują zrobic cos takiego, żeby primo sie przekonać, że to nie jest to, secundo, żeby w końcu w tym kierunku coś zrobić.
    Jeśli rzekoma Zuza i tak zerwie znajomość, a nie bezie faktu zdrady trzymac w zanadrzu to de facto róznica zerwania jest niewielka – w zasadzie oni nie byli razem juz od jakiegoś czasu – a to, że mieszkaja razem, rzecz złudna.

    Malvina nie gloryfikuje zdrady, opisuje rzeczywistość taka jaka jest. Myślę, że bez zdrady Stefan, dowiadując sie o zerwaniu przez Zuze by szlochał, obiecywał poprawę, etc. A tak przcinasz mieczem wezęł gordyjski i arivederci.

    • Chwała Ci za ten komentarz.

    • Iskra

      Tylko teraz pozostaje kwestia czy rzeczona Zuza oświeci swojego narzeczonego, że go zdradziła, czy dla wygody (głównie swojej) zostawi ten „nieistotny” szczegół jedynie dla siebie. Wtedy mogą zacząć się schody, bo on zacznie ją przekonywać, żeby z nim została, a ona będzie wiedziała co zrobiła i będzie zapewne kłamstwem kryć zatajenie prawdy (o zdradzie). Ciężka sprawa.

      • m0gart

        Nie ma potrzeby robić Stefanowi większej krzywdy przez zdradzenie mu, że został zdradzony. Zu powinna uciąć temat, przekazać, że nie będą razem, bo nie pasują do siebie w ogóle. Jeśli powie, że zdradziła, to Stefan najpewniej najpierw ją znienawidzi, a potem będzie się odnosił ze swoim złamanym serduszkiem, aż złapie na ten lep jakąś biedną Samarytankę, która się nim zaopiekuje i może nawet zakocha, ale nie w nim, tylko w jego skrzywdzonym wizerunku, co jest kolejną receptą na katastrofę.
        Zostawić, uciąć, amputować.

      • Asia

        Chyba bedąc na miejscu Stefana nie chcialabym wiedzieć o zdradzie. Zdecydowanie koniec zwiazku bez dodatkowych opowieści. One i tak nic nie zmienia poza wiekszym zadreczaniem się. W moich oczach o ile rozpad zwiazku można racjonalnie przeanalizować to powodu zdrady chyba nie. A skoro nie byli sobie pisani i kiepsko dopasowani po co ma ten chłop mieć takie doświadczenia i uraz przy poznaniu kogoś nowego.

    • Często zdrada jest przyczyną czegoś, co było już zepsute, więc sama zdrada zazwyczaj nie jest przyczyną końca związku, tylko coś, co było w związku „nie halo” już dużo wcześniej.

      Aczkolwiek sama jestem zawsze za tym, żeby najpierw coś spróbować naprawić lub zakończyć, a potem dopiero pchać się w ramiona innych (ale najlepiej po dłuższym czasie, bo wcześniej te osoby są „plastrami” po nieudanym związku uczuciowym z eks). Chyba, że ktoś lubi niezobowiązujący seks i tamta druga osoba wie, że chodzi tylko o niego.

  • Iza

    Tekst, jak zreszta wszystkie wcześniejsze, bardzo dobry. Lubię też czytać komentarze, dopełniają niedosyt pozostawiony po Malwinie…. ale dziś dodam coś od siebie. Nie zgadzam się z Wami, że zdradzający to tchórze, że boją sie przyznać, że coś nie tak jest w związku lub boją się go zakończyć. Owszem, większość kobiet zdradza, bo im czegoś brakuje itp. itd. ale facet… nie obrażając Was Panowie, ale w większości to są ch…. ale nie w dosłownym znaczeniu. Po prostu myślicie inaczej niż kobiety. I jak sądzicie, że musi mieć jakiś powód (tzn problem w zwiazku) to jesteście w błędzie. Facet to facet, zdradził bo chwila, poprostu… I pewnie większość się obruszy, ale tak jest.

    • Twoje słowa zrozumiałem w następujący sposób. Wszystkich mężczyzn oznakowałaś etykietką ze słowem na „ch”. W miejscu gdzie tenże mężczyzna powinien posiadać mózg, posiada niestety organ niezdolny do zrozumienia zasad kobiecego postępowania. Sama natomiast posiadłaś dar przepowiadania zachowań całego męskiego stada. Jeśli tak się sprawy mają, to mogę odwrócić Twoją logikę i napisać – co wy głupie babki wiecie o nas mężczyznach. Jednak nie napiszę, bo po pierwsze primo, byłoby to niegrzeczne, a po drugie primo, trąciło banałem.

      Na koniec jeszcze mała konkluzja, widzę w tym często powielany tryb rozumowania – nie, nie, mój Jarek nie lubi piłki nożnej; nie, nie mój Krzysiu nie lubi schabowego; nie, nie, mój Marek nie lubi piwa – czyli kobieta wiedząca o mężczyźnie więcej aniżeli on sam.

    • Generalizujesz, trywializujesz… po prostu ostro przesadzasz.

      Twoje postrzeganie rzeczywistości jest filtrowane przez twoje wcześniejsze negatywne doświadczenia z facetem/facetami. Nic nowego.
      Podobnie jest np. z facetami, którzy piszą, że prawie wszystkie baby to wredne materialistki itp. Natomiast wyjątki są zakonnicami/innymi Matkami Teresami/brzydulami/trafić na taką, to jak wygrać 6 w lotto lub po prostu są już od dawna zajęte.

  • aniaja

    been there, done that, po obu stronach barykady; zdradzająca i zdradzana. Od jednego i drugiego przypadku minęło już sporo czasu, więc perspektywa nieco inna. Nad przyczynami zdrady swojej własnej i Osobnika Niezakontraktowanego zastanawiałam się wtedy, kiedy to się działo, albo dosyć krótko po (f)akcie. I powiem Ci Malwo, że doszukiwanie się przyczyn to do dupy robota: albo szukamy usprawiedliwienia dla siebie lub drugiej strony, albo traktujemy zdradę jako przysłowiową ostatnią kroplę i dopisujemy jej znaczenie decydujące „o być albo nie być” naszego bycia z kimś. Po kilku latach od obu zdarzeń myślę o zdradzie inaczej: nie „co do niej doprowadziło”, ale jak sobie z nią poradzić po. Po obu stronach barykady. Bo w przeszłość nikt nie wlezie, a z przyszłością trzeba się kurde, niestety, zmierzyć. I ze sobą. I z tym i z kim co pozostaje. Ukłony i różne wyrazy :)
    PS. Cały czas tu jestem, na fajce byłam.

  • patka

    Komentuje pierwszy raz, ale problematyka niestety, bliska mojemu sercu. Bo co jeśli w życiu układa się wspaniale, jesteśmy razem nie obok, polegamy na sobie, dobrze się rozumiemy w życiu codziennym itd. a w łóżku totalnie nic… Ja jestem załamana, bo ile można sobie tłumaczyć, że nie można mieć wszystkiego? I kiedyś tak samo myślałam, że zdrada to największe zło, że jak się kocha to się nie zdradza, nie myśli o innym. A ja aktualnie widząc faceta, z którym kiedyś sypiałam i wiedząc, że można to powtórzyć aż zaciskam zęby, żeby nie doprowadzić do niczego głupiego… I rozwiązania nie widzę, bo nasza dobra komunikacja kończy się, niestety na tym temacie.

    • S.

      Ultimatum? A na początek może ostrzeżenie. Jak on Ci nie da czego potrzebujesz to znajdziesz to gdzie indziej. A jak tego nie zrozumie to cóż… Nie widzę powodu by się dalej męczyć.

    • Iskra

      Jak w łóżku jest słabo to nic dobrego z tego nie wyjdzie na dłuższą metę. Tutaj, tak jak i w przypadku charakterów, poglądów, wartości trzeba się po prostu dopasować do siebie, bo inaczej ciągle będą zgrzyty i pretensje o każdą pierdołę nawet, a potem szukanie tego „dopasowania” gdzieś indziej- z kimś innym.

      • S.

        „Jak w łóżku jest słabo to nic dobrego z tego nie wyjdzie na dłuższą metę. ”
        No tak nie demonizujmy. Są związki co żyją bez seksu i im dobrze. Jak w łóżku jest słabo to trzeba nad tym pracować. Trzeba komunikować drugiej połowie co jest nie teges ale też nie można się obrażać gdy ktoś nam powie, że robimy coś nieumiejętnie.

        • Iskra

          Wybacz, wybiegałam zbyt daleko w przyszłość, czyli już po rozmowach i tłumaczeniach, czyli tzw. beznadziejny przypadek :). Białe związki/ małżeństwa to dla mnie abstrakcja, więc się nie wypowiem.
          Oczywiście zgadzam się, że wspólna praca nad tym, żeby każdemu było w tym łóżku fajnie to podstawa, ale ważne są przede wszystkim chęci i umiejętność rozmawiania o „tych sprawach”. Wszystkiego można się nauczyć, bo wiadomo, że podstawy mogą jakieś być, ale każdy z nas jest inny pod tym względem, więc co nowy związek/ partner to nauka zaczyna się od początku.

        • Tak, ale to są zazwyczaj osoby zrównoważone energetycznie (długo by tłumaczyć), starszawe lub aseksualne (tutaj nie wiem, czy aseksualizm jest to kolejna orientacja czy jeszcze tego badacze tak do końca nie zakwalifikowali; wydaje mi się, że są jeszcze o to spory). A większość ludzi to jednak istoty seksualne, gdzie jeszcze niektórzy mają większe popędy/libido i apetyt na seks, niż ci „przeciętni”.

          • S.

            Jak rzeczywiście ma się demona seksu za drugą połowę gdy samemu jest się przeciętnym jak to ujęłaś, to może warto rozważyć jakiś związek otwarty. Oczywiście to dla tych bardziej odważnych.

          • Yyy… nie sądzę, żeby to było dobre rozwiązanie, bo jakoś mi się nie wydaje, żeby ta przeciętna osoba dobrze się czuła z tym, że jej partner jest takim demonem, że aż musi chodzić sobie „na boki”. Moim zdaniem te osoby po prostu nie pasują do siebie i już prędzej się rozstaną, niż ta przeciętna zgodzi się na taki układ. Ewentualnie zgodzi się, ale i tak kiedyś się rozejdą, bo będą ostre konflikty. W tym przypadku stawiam na dwa demony i to w takim duecie prędzej o związek otwarty/swing.

            Na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że nawet nie weszłabym w relację z kimś, kto nie pasuje do mnie temperamentem (jestem typem zrównoważonym, więc nawet przy zauroczeniu lub przy zakochaniu potrafię kierować się rozumem i rozsądkiem) i ma rażąco inne przekonania/wartości/spojrzenie na relację/miłość. Na szczęście teoria głosi, iż zazwyczaj (zawsze są wyjątki, poza tym podaję uproszczony schemat, gdyż nie tylko typ energetyczny gra tu jedyną rolę, ale też sprawy na głębszym poziomie – wzorce np. DDA, traumy z dzieciństwa, nabycie życiowej lekcji i doświadczeń, które są niezbędne dla rozwoju osób etc.) przyciąganie jest między osobami „spójnymi energetycznie” – dominująca męska energetycznie ciągnie do dominującej kobiecej (+ i – / – i +) i na odwrót (kobieta może być „męska” lub „kobieca” i tak samo facet – większość jest męska, ale są też ci kobiecy. Inna orientacja – geje i lesbijki również są różnymi typami i „męska” lesbijka ciągnie bardziej i częściej do „kobiecej” itd.). Zrównoważony/neutralny typ też ciągnie do zrównoważonej/neutralnej osoby. Nimfomania i pokrewne stany – poważne lub mniej poważne zaburzenie, więc oni raczej nie wybrzydzają.

            No i cóż… u mnie się sprawdziło, bo niemalże od pierwszego spotkania poważnie zakochałam się w odpowiedniej dla mnie osobie (coś jakby trafił we mnie piorun), którą dopiero z czasem lepiej poznawałam i mogłam już śmiało stwierdzić, że to również dobry materiał na towarzysza życia. Nie wliczam w to kilku przelotnych, lekkich zauroczeń w bardzo młodym wieku, z których nie było związków, bo nie chciałam ich i nie umiałabym traktować tych osób poważnie.

            Wiem, że troszkę to zagmatwane i może brzmieć dość dziwnie, ale cóż… tutaj przydaje się „otwarty umysł”. :)

        • I jeszcze jedna sprawa – zrównoważeni/neutralni uprawiają seks, najlepiej z miłości (nawet aseksualni mogą i potrafią bawić się w łóżku, ale oni raczej nie czerpią z tego wielkiej satysfakcji i radości) i jest on bardzo przyjemny, ale nie jest bardzo ważny, mogą o wiele dłużej obyć się bez niego (dziewictwo lub tymczasowa abstynencja) i ogólnie mają mniejsze potrzeby. Jeszcze kilka cech oczywiście by się znalazło, ale chciałam tylko sprostować, bo napisałaś o życiu totalnie bez seksu, a to pewnie tylko jakieś pojedyncze przypadki białych małżeństw. Więcej ich będzie wśród aseksualnych i dla mnie to akurat nie jest abstrakcja, bo potrafię sobie to wyobrazić. Mi jest pewnie łatwiej.

  • karola

    lepiej zdradzić czy myśleć o tym jaką ochotę mam zdradzić?
    rozumiem ją, mam wrażenie że odpisałaś historię, która lada moment wydarzy się w moim życiu…

    • Lepiej być uczciwym i odejść, a potem możesz iść w tango z kimś chętnym.
      Chociaż może ci przejść ochota, kiedy ta druga strona będzie cierpieć po tym, jak powiesz: to koniec. Albo: chcę separacji, przerwy, rozwodu… Zależy, czy jesteś żoną.

  • KaZet

    z calym szacunkiem ale jak slysze gledzenie bab ze „on o mnie nie dbal” to biore to z przymruzeniem oka bo z doswiadczenia wiem ze to ladna wymowka zeby tylko kogos zdradzic/oszukac I usprawiedliwic sie. Wszyscy zdradzajacy piszacy ze ktos kogos uzaleznil od kogos, bedacy w zwiazku I nagle zaznajacy ciepla od kogos obcego pytam: Czemu tkwicie w takich zwizkach? Zero szacunku – tylko nie wiem czy ze wzgledu na glupote czy nieuczciwosc.

  • Pionierka

    Nigdy nie zdradzam, Czasami odchodzę i najwyżej kolejny raz zaczynam wszystko od nowa.

  • Klaudia

    Dlaczego ludzie zdradzają i będą zdradzać? Bo są podli, tchórzliwi i po prostu głupi. I (nie)stety jestem kolejną Mariolką w tym kraju, która uważa, że zdradzający mężczyźni są świniami, a zdradzające kobiety tępymi dzidami. A jeśli tkwisz w związku z osobą, która nie spełnia Twoich oczekiwań i nie zaspokaja Twoich podstawowych potrzeb, to przemyśł to, usiądź, porozmawiaj z nią i zakończ ten związek. Czy to takie trudne? Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem, jak można być tak podłym i móc prowadzić podwójne życie. Podejście proste jak budowa cepa.
    Tak jak napisałaś – o uczucie i o siebie trzeba bardzo, ale to bardzo dbać. Ludzie nie doceniają tego, co mają.

  • Większość zdrad jest z tego powodu, że ludzie dobierają się na siłę i nie ma tam w ogóle miłości i zamiast zakończyć taki związek to szukają pocieszenia w ramionach innej osoby. Smutne to.

  • Łukasz

    Może wyjdę na cynika ale w sumie… mam to gdzieś.
    Czytając ten wpis, miałem wrażenie że czytam o rozterkach dwojga gówniarzy a nie nazwijmy to …dojrzałych emocjonalnie ludzi w „poważnym związku”.

    „Może to, co zaraz powiem, zabrzmi kurewsko źle, ale… chyba musiałam
    zdradzić Stefana, żeby uświadomić sobie, że z tej mąki nic już nie 
    będzie. Nawet cholernego zakalca”.
    No ten wycinek to po prostu powalił mnie na kolana. Pewnie dlatego że uwielbiam, jak ktoś szuka wygodnego wytłumaczenia żeby usprawiedliwić samego siebie przed sobą w zakresie tego jak bardzo coś spieprzył.
    Winni są oboje, tutaj jednogłośnie i bezapelacyjnie się zgadzam. W sumie to Stefek do pewnego momentu nawet bardziej -> Wiecie, po prostu nie rozumiem jak można być takim leniwym i nieco zapatrzonym w siebie frajerem aby nie dbać… a nawet nie próbować troszczyć się o swoją kobietę. Nie rozmawiać i nie słuchać jej ( albo raczej „słyszeć” jak to jest świetnie podkreślone)… nie troszczyć się o to co jest między nim a jego „ukochaną”- podobno. Z przedstawionego opisu przebija raczej obraz wegetacji gdzie jedno nie komunikuje drugiemu swoich potrzeb a drugie nie słucha lub nie chce słuchać/słyszeć.
    Trochę jakbym czytał o chodzeniu za rączkę dwójki nastoletnich szczeniaków ( może jestem tutaj zbyt ostry – ale ta ostrość ma w końcu coś podkreślić i skontrastować) a nie dorosłych ludzi świadomych swoich uczuć i potrzeb… podobno.
    Zamiast rozmawiać, słuchać, pracować i dopieszczać to co jest między sobą nawzajem… pozwolono sprawom iść swoim torem. No i poszły… tak jak chciały.
    Mam wrażenie, że wszyscy z czasem dorastamy do miłości… jednak nie wszyscy do związku z drugą osobą. Odwaga, szczerość, takt, świadomość swoich potrzeb i uczuć a także uczciwość to…… słowa, które wszyscy znamy i często chełpimy się świadomością że posiadamy wartości, których są wyrazem.
    Niektórzy je owszem posiadają… inni znają je tylko z książek. W sumie bawi mnie szczyptę kiedy ktoś chce by być wobec niego uczciwym a na to samo nie potrafi się zdobyć wobec drugiej… a tym bardziej rzekomo „najbliższej” jej/go sercu.
    Chciałbym powiedzieć, że to jest śmieszne ale to jest zwyczajnie smutne.
    Reasumując rzekłbym, że zdrada jest zawsze największym świństwem jakie można zrobić drugiej osobie (ale sobie chyba je… i nieważne jak to sobie będziemy tłumaczyć i jak się przed samym sobą usprawiedliwiać. Po to mamy serce i głowę na karku aby pomyśleć, porozmawiać i postawić drugiej stronie sprawę jasno… a następnie wysłuchać ją.
    Jeśli wówczas dojdziemy do wniosku że ” z tej mąki chleba nie będzie” to trzeba pójść w swoją stronę i drugiej stronie pozwolić na to samo. Z zasadami, uczciwie i szczerze… pamiętając o tym co było dobre oraz o tym co się spieprzyło po drodze.
    Tylko, że do tego (jak już ktoś przede mną bardzo mądrze zaznaczył), trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i coś sobą reprezentować… nie tylko umieć brać ale i dawać… i vice versa. Trzeba mieć kręgosłup moralny i nie być tchórzem. Jasne, że to nie jest proste. To co proste i ogólnodostępne nierzadko jest bezwartościowe, to co trudne i szczyptę niedostępne wymaga od nas pracy nad sobą i dlatego z takim smakiem i estymą wspominamy wszystkie te przeszkody, dzięki którym staliśmy się lepszymi ludzmi… chociaż mówię tu raczej o sobie. Ktoś może mieć inne zdanie. ;)

    Osobiście boleję nad faktem, że współcześnie tak wielu ludziom brakuje zarówno jaj jak i ikry aby starać się być najlepszą wersją samego siebie. Jeśli już nie dla własnego ego to dla kogoś przy kim budzimy się codziennie.
    Zabrzmiało to szczyptę utopijnie? Zdecydowanie takie nie jest… ale tylko wtedy jeśli się żyje a nie egzystuje. ;)
    Ja tam wolę żyć. ;)

  • Łukasz

    Może wyjdę na cynika ale w sumie… mam to gdzieś.
    Czytając ten wpis, miałem wrażenie że czytam o rozterkach dwojga dzieciaków a nie nazwijmy to …dojrzałych emocjonalnie ludzi w „poważnym związku”.

    „Może to, co zaraz powiem, zabrzmi kurewsko źle, ale… chyba musiałam zdradzić Stefana, żeby uświadomić sobie, że z tej mąki nic już nie będzie. Nawet cholernego zakalca”.

    No ten wycinek to po prostu powalił mnie na kolana. Pewnie dlatego że uwielbiam, jak ktoś szuka wygodnego wytłumaczenia żeby usprawiedliwić samego siebie w swoich oczach w zakresie tego jak bardzo coś spaprał.
    Winni są tutaj oboje, tutaj jednogłośnie i bezapelacyjnie się zgadzam. W sumie to Stefek do pewnego momentu nawet bardziej -> Wiecie, po prostu nie rozumiem jak można być takim leniwym i nieco zapatrzonym w siebie frajerem (pardon) aby nie dbać… a nawet nie próbować troszczyć się o swoją kobietę. Nie rozmawiać i nie słuchać jej ( albo raczej „słyszeć” jak to jest świetnie podkreślone)… nie troszczyć się o to co jest między nim a jego „ukochaną”- podobno.
    Ten smaczek o oświadczynach sprzed 3 miesięcy i intymnym zaniedbywaniu od 5 miesięcy to już prawdziwa wisienka na torcie.
    Z przedstawionego opisu przebija raczej obraz rozmijania się na prawie każdej płaszczyznie oraz wegetacji gdzie jedno nie komunikuje drugiemu swoich potrzeb a drugie nie słucha lub nie chce słuchać/słyszeć. Ognia czy choćby jakiejś iskry to ja tu raczej nie dostrzegam
    Trochę jakbym czytał o chodzeniu za rączkę dwójki nastoletnich dzieciaków ( może jestem tutaj zbyt ostry – ale ta ostrość ma w końcu coś podkreślić i skontrastować) a nie dorosłych ludzi świadomych swoich uczuć i potrzeb… podobno.
    Zamiast rozmawiać, słuchać, pracować i dopieszczać to co jest między sobą nawzajem (podobno)… pozwolono sprawom iść swoim torem. No i poszły… tak jak chciały.
    Mam wrażenie, że wszyscy z czasem dorastamy do miłości… jednak nie wszyscy do związku z drugą osobą. Odwaga, szczerość, takt, świadomość swoich potrzeb i uczuć a także uczciwość to…… słowa, które wszyscy znamy i często chełpimy się świadomością że posiadamy wartości, których są wyrazem.
    Niektórzy je owszem posiadają… inni znają je tylko z książek a dla jeszcze innych to tylko puste wyrazy, których używa się wtedy kiedy jest to wygodne. W sumie bawi mnie szczyptę kiedy ktoś chce by być wobec niego uczciwym a na to samo nie potrafi się zdobyć wobec drugiej osoby… a tym bardziej rzekomo „najbliższej” jej/go sercu.

    Chciałbym powiedzieć, że to jest śmieszne ale to jest zwyczajnie smutne.
    Reasumując rzekłbym, że zdrada jest zawsze największym świństwem jakie można zrobić drugiej osobie (ale sobie chyba jednak jeszcze większym… i nieważne jak to sobie będziemy tłumaczyć i jak się przed samym sobą usprawiedliwiać). Po to mamy serce i głowę na karku aby pomyśleć, porozmawiać i postawić drugiej stronie sprawę jasno… a następnie wysłuchać ją.
    Jeśli wówczas dojdziemy do wniosku że ” z tej mąki chleba nie będzie” to trzeba pójść w swoją stronę i drugiej stronie pozwolić na to samo. Z zasadami, uczciwie i szczerze… pamiętając o tym co było dobre oraz o tym co się spaprało po drodze.
    Tylko, że do tego (jak już ktoś przede mną bardzo mądrze zaznaczył), trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i coś sobą reprezentować… nie tylko umieć brać ale i dawać… i vice versa. Trzeba mieć kręgosłup moralny i nie być tchórzem. Jasne, że to nie jest proste. To co proste i ogólnodostępne nierzadko jest bezwartościowe, to co trudne i szczyptę niedostępne wymaga od nas pracy nad sobą i dlatego z takim smakiem i estymą wspominamy wszystkie te przeszkody, dzięki którym staliśmy się lepszymi ludzmi… chociaż mówię tu raczej o sobie. Ktoś może mieć inne zdanie. ;)

    Osobiście boleję nad faktem, że współcześnie tak wielu ludziom brakuje jaj aby starać się być najlepszą wersją samego siebie. Jeśli już nie dla własnego ego to dla kogoś przy kim budzimy się codziennie.
    Zabrzmiało to szczyptę utopijnie? Zdecydowanie takie nie jest… ale tylko wtedy jeśli się żyje a nie egzystuje. ;)
    Ja tam wolę żyć. ;)

  • Cherrylotte

    A niech to szlag! Dopadła mnie chwila refleksji, o mnie i moim związku. I nie jest idealnie. Rzekłabym, że łóżko jest naszą kością niezgody. Nie dopasowaliśmy się jak puzzle, bo moja układanka przypomina tornado z tysiąca elementów. A jego… No właśnie… Widzieliście kiedyś takie duże puzzle dla dzieci?
    Idę głębiej, nachodzi mnie refleksja sprostowująca. Przecież ludzie to nie elementy układanki, jak z żylety cięci. Nie da się ich dopasować tak, żeby nigdzie nie odstawało.
    Teraz kwestia – gdzie może odstawać, a gdzie bezwzględnie leżeć musi jak ulał.
    Gdybyśmy szukali idealnych fragmentów, okazałoby się że z każdej strony można byłoby dołączyć inny element. Ten jest gładki z tej strony, ten z tej.
    – „Pikachu, wybieram cię!” I tak do oporu. Ale czy tak się da, do licha?!

    W moim nieustannym i nieudolnym poszukiwaniu idealnego życia, musiałabym bezkompromisowo i mozolnie dopasowywać puzzle. Uzupełniać puste fragmenty moich indywidualnych oczekiwań i pragnień.
    Tylko wtedy nie mogłabym żyć z jednym mężczyzną. W zasadzie nie wiem, czy znalazłoby się tysiąc takich, którym wydarłabym ten akurat pasujący fragment dla siebie.
    Tak się nad tym zastanawiam, i myślę, że to nierealne.
    Dlatego muszę nauczyć się akceptować te brzegi, które nie leżą idealnie.
    Przecież tak wiele przylega bez zarzutu.