Hanna jest ekskluzywną prostytutką. Ben jest jej najlepszym przyjacielem. Ben wie, że Hanna pracuje ciałem. Do Hanny zgłasza się para – małżeństwo, które na swoją 15. rocznicę ślubu postanowiło spróbować czegoś nowego. Konkretnie: czworokąta. Zasady są proste: mąż będzie uprawiał seks z Hanną, a jego żona – z zawodowym partnerem Hanny. Hanna wyznacza parze termin, ale ma pewien problem – nie może znaleźć odpowiednio doświadczonego eskorta, który wspomógłby ją w realizacji zlecenia. Wtedy swoją pomoc oferuje Ben. Hanna ma opory, ale w końcu się zgadza. Nachodzi TA noc. Małżeństwo stawia się w mieszkaniu Hanny. Są lekko podenerwowani. So is Ben. Tylko Hanna zachowuje zimną krew – w końcu to profesjonalistka. Oferuje wszystkim po lampce szampana, a następnie pyta klientów o fantazje, które chcieliby zrealizować tej nocy. Odzywa się kobieta: Nie jestem lesbijką, ale zawsze ciekawiło mnie, jakby to było z kobietą… Hanna pyta męża klientki, czy ma coś przeciwko. No, not at all – odpowiada mężczyzna. Wieczór możemy uznać za oficjalnie rozpoczęty.
TO CO CZUJESZ, TO CO WIESZ
Hanna staje naprzeciwko mężczyzny i dłonią nawołuje jego żonę. Kobieta podchodzi. Hanna łapie ją za rękę i pyta mężczyzny: co powiesz na to, że my się trochę pobawimy, a ty popatrzysz? Klient kiwa głową na zgodę, więc Hanna prowadzi klientkę w kierunku łóżka. Zaczynają się całować. Hanna napiera ciałem na ciało kobiety tak, by tamta położyła się na łóżku. Całują się. Mężczyzna patrzy. Ben patrzy. Obaj są wyraźnie podnieceni. Hanna zsuwa swojej klientce ramiączka stanika i unosi ją lekko, jednocześnie spoglądając znacząco na Bena. Ben wstaje z fotela i dołącza do kobiet. Rozpina klientce stanik i zaczyna ją pieścić. Hanna powoli wycofuje się i idzie w kierunku klienta, który wciąż siedzi w fotelu. Hanna siada na mężczyźnie, całuje go.
Jest coraz goręcej. Wygląda na to, że wszyscy świetnie się bawią.
Z łóżka zaczynają dochodzić ciche jęki. Klientka jest mocno podniecona, Ben z resztą też – sięga do szafki nocnej po prezerwatywę. Klient przestaje całować Hannę, wstaje z fotela i idzie w kierunku łóżka. Kładzie się obok żony i zaczyna ją pieścić. Ben odwraca się w kierunku kobiety i chce zrobić to samo. Hanna zdecydowanie kręci głową: Przestań! Ben i Hanna czekają na rozwój wypadków.
Po kilku minutach kobieta i mężczyzna wciąż zainteresowani są wyłącznie sobą. Hanna i Ben obserwują ich, trochę dotykają, trochę jęczą, by wzmocnić doznania kochanków, ale nie ingerują w to, co dzieje się pomiędzy tamtą dwójką.
Kobieta i mężczyzna dochodzą w tym samym czasie.
Przed wyjściem, zarumienieni i wyraźnie ożywieni, dziękują Hannie i Benowi „za wszystko”.
Teoretycznie H. i B. nie zobili nic. Praktycznie – odwalili kawał dobrej roboty.
ETYKIETY SĄ DOBRE DLA CIUCHÓW, NIE DLA LUDZI
Opisana powyżej scena pochodzi z serialu „The Secret Diary of a Call Girl”, o którym już kiedyś wspominałam na blogu, ale umówmy się – nie jest na tyle odrealniona, by nie mogła wydarzyć się w rzeczywistości. Dość wspomnieć, że fabuła serialu powstała w oparciu o prawdziwy pamiętnik prawdziwej prostytutki o pseudonimie Belle de Jour. Ale nie wchodźmy w szczegóły.
Jako świeżo upieczona singielka poznaję sporo nowych ludzi. Nie, nie tylko mężczyzn i niekoniecznie w wiadomym celu. Szczerze mówiąc, swoje randkowanie ograniczam do minimum, bo mi na to zwyczajnie szkoda czasu, poza tym, nie jestem w nastroju. Ale ja nie o tym.
Chodzi o to, że ostatnimi czasy miałam okazję trafić na dość nietypowe osoby i sytuacje. Dzięki Instytutowi Pozytywnej Seksualności poznałam środowisko swingersów oraz ludzi żyjących w związkach poliamorycznych. Dzięki blogowaniu trafiłam na X i Y – małżeństwo z dwójką dzieci, które przez wiele lat żyło w trójkącie ze stałym partnerem. Wśród moich znajomych jest coraz więcej ludzi nie deklarujących się jako „homo”, „hetero”, „bi” czy „sapio”. Oni po prostu sypiają/wchodzą w relacje z osobami, które ich intrygują, pociągają fizycznie i/lub intelektualnie. Płeć ma tu znaczenie drugorzędne.
Siedzę też trochę na Tinderze, czyli sklepie z ludźmi, i słajpuję. Muszę przyznać, że to wciąga. Fakt, że większość znajomości nie wychodzi poza aplikację i kilka wymienionych pobieżnie zdań, ale już na samej podstawie takich luźnych, niezobowiązujących rozmów, można zauważyć, że ludzie dziś o wiele śmielej i odważniej eksplorują swoją seksualność. I dopóki nikt nikogo do niczego nie zmusza ani nikt nikomu nie robi krzywdy, nie widzę w tym absolutnie nic złego, wręcz przeciwnie. W końcu jesteśmy dorośli i sami powinniśmy wiedzieć, gdzie leżą nasze granice tolerancji.
Po co więc piszę ten tekst? Chcę Wam uświadomić, jak wiele możemy tracić przez zamykanie się w dobrze znanych i bezpiecznych, ale narzuconych z góry schematach. I nie, nie chodzi o to, żeby teraz ruchać wszystko jak leci od lewa do prawa, ale żeby popuścić na chwilę wodze fantazji i zastanowić się: „a co by było, gdyby…?”.
[R]EWOLUCJA SEKSUALNA
Seks to taka sama potrzeba fizjologiczna jak głód czy sen. Kiedy pozostaje przez długi czas niezaspokojona, ludziom odpierdala.
Monogamia, małżeństwo, wstrzemięźliwość seksualna – to wytwory religii i kultury, pewne stworzone przez nas, ludzi, normy, które mają regulować nasze funkcjonowanie w społeczeństwie. I ok, ja nie mówię, że one są złe czy dobre. Ja mówię, że te normy to nie jest żadna prawda objawiona zapisana na kamiennych tablicach, nie jest to tym bardziej prawo natury, tzw. uwarunkowania biologiczne. To pewne ustalenia, które wraz z rozwojem cywilizacji i (samo)świadomości ludzkiej mogą podlegać transformacji, ewolucji, zmianie. Ludzie je ustalają, by później je łamać i redefiniować na nowo.
Myślę, że taką, kolejną redefinicję, obserwujemy właśnie teraz, w postnowoczesnym świecie, począwszy od początków XX wieku i pierwszej fali feminizmu, przez rewolucję seksualną w latach 70 ub. wieku na współczesności i gender zdecydowanie NIE KOŃCZĄC.
Powoli dociera do nas, że nie musimy trzymać się kurczowo pewnych pojęć [małżeństwo/kohabitacja/otwarty związek; homo/hetero/bi; kobieta/mężczyzna], by potrafić zdefiniować i określić siebie jako człowieka.
To wyzwalające. I wcale nie musi niszczyć „podstawowych wartości” jak „rodzina”, „małżeństwo”, „wierność”, którymi tak bardzo lubimy sobie wycierać mordę.
NIE OCENIAJ
Dlaczego przytoczyłam historię Hanny i jej klientów? Bo być może gdyby nie nietypowa zachcianka, marzenie, ryzykowna fantazja, która niosła za sobą spore ryzyko rozpieprzenia wieloletniego związku, ta kobieta i ten mężczyzna żyliby obok siebie przez kolejnych piętnaście lat sfrustrowani, że coś ich omija, a jednocześnie nieświadomi, jak bardzo wciąż kręcą siebie nawzajem.
Z drugiej strony – gdyby ich związek nie był wystarczająco dojrzały, otwarty i światły [w angielskim jest na to idealne określenie open minded], wizyta u ekskluzywnej prostytutki rzeczywiście mogłaby go rozpiżdżyć w kosmos, zamiast scalić, jak to miało miejsce w przytoczonej historii.
Więc może zanim następnym razem powiesz „nie, to nie dla mnie, jak tak w ogóle można?” zastanów się, co w zasadzie jest „dla Ciebie” i jak w zasadzie można? I czy oby na pewno w którymś momencie nie dochodzi do głosu hipokryzja wraz z nieuzasadnioną oceną innych?
Do przemyślenia.
Spokojnej nocy.