Miłość w czasach zarazy

Dzieje się. Palce dłoni drętwieją od masturbacji, skazane na brak ruchu mięśnie zanikają, cera szarzeje, a roczny limit spożycia alkoholu wyczerpujesz po siedmiu dniach kwarantanny. Z drugiej strony – nieprzeczytane książki wciąż leżą nieprzeczytane, nienauczone języki czekają, by je polizać, a Netflix skończył się na Kill’em all. Dziwny to czas, czas stagnacji i poszukiwania siebie. Czas irytacji i czas zen. Czas, gdy samotność, również ta w związku, doskwiera najbardziej. 

Są różne przypadki miłości (i samotności) w czasach zarazy. Na przykład jedna z moich przyjaciółek kilka dni temu urodziła dziecko i zrobiła to zupełnie sama, bo jej mąż nie mógł być przy porodzie („Poród w czasach zarazy”). Inna przyjaciółka jest w piątym miesiącu ciąży i konsultuje się ze swoim ginekologiem przez skype’a („Ciąża w czasach zarazy”) oraz ogarnia dwójkę dzieciaków, gdy jej mąż siedzi w robocie całymi dniami („Patriarchat w czasach zarazy”). Mój dobry przyjaciel heteryk, który miał w planach sto lat samotności, wrócił do swojej byłej („Rozpaczliwe powroty do ex w czasach zarazy”). Inny dobry przyjaciel gej doznał szoku, gdy zorientował się, że mu staje na „365 dniach”. Jeszcze inny, ojciec trójki dzieci i mąż z dziesięcioletnim stażem, pisze do mnie, że ma ochotę skoczyć z okna, bo córki płaczą, a jego małżeństwo wisi na włosku. 

Są też tacy, którym kwarantanna służy. P. i W. umacniają relację, bo w końcu mają czas dla siebie. Wspólnie ćwiczą, gotują, wyprowadzają psa, sprzątają z Marie Condo i rozsmarowują płyny ustrojowe na wszystkich meblach w domu. J. z nieskrywaną radością eksploruje kolejne funkcjonalności Tindera, między innymi czaty z kamerką i opisy, które jeszcze miesiąc temu nie miałyby racji bytu, jak: „Bądź moją kwarantanną”, „Ryż czy makaron?”, albo „Wpadaj, mam dużo papieru”.

 

Komu epidemia zrobi dobrze?

 

Wydawać by się mogło, że czas w izolacji najtrudniej zniosą single i singielki, no bo ani się tu do kogo przytulić, ani z kim na kawę iść, jednorazowe bzykanko też raczej nie wchodzi w grę… Tymczasem obserwując moich „pojedynczych” przyjaciół i znajomych oraz śledząc komentarze w internecie, dochodzę do wniosku, że single z dostępem do sieci i psem, którego trzeba wyprowadzić (w czasach epidemii jakieś 25 razy dziennie, been there, done that) poradzą sobie najlepiej. 

Po pierwsze: cały ten wolny czas będą mogli poświęcić na sen i odpoczynek (brak dzieci), samorozwój (medytacje, książki, filmy dokumentalne, domowe treningi, nauka języka) i samomiłość (długie kąpiele, maseczki, wyczerpujące seanse z PornHubem w tle). Po drugie, umocnią więzi z najbliższymi osobami, bo w dobie izolacji nie pragniemy niczego bardziej niż obecność drugiego człowieka. Będą więc lunche z przyjaciółmi na whatsappie, wspólne drinkowanie na skajpie, dłuuugie godziny rozmów na messangarze i telefony do mamy. Ale nie tylko. Wbrew pozorom epidemia to najlepszy czas na randkowanie – wygląd drugiej osoby schodzi na dalszy plan, ważniejsze staje się poczucie humoru, komunikacyjny flow, ewentualnie umiejętność świntuszenia, jeśli ktoś preferuje cyber-seks od cyber-randek. Nic więc dziwnego, że wszystkie Tindry, Grindry oraz inne aplikacje randkowe przechodzą renesans w czasie pandemii i oferują nowe funkcjonalności, jak choćby możliwość wspomnianego już wideo-czatu. 

Myślę, że sporą szansę na przetrwanie i ciekawy rozwój znajomości mają też świeże relacje, w których ludzie jeszcze ze sobą nie mieszkają, ale znają się już na tyle dobrze i na tyle często wymieniali ślinę przed wybuchem epidemii, że wirus im niestraszny i spotykają się anyway. Bez rozpraszaczy typu znajomi, imprezy, koncerty, siłą rzeczy bardziej skupiają się na sobie nawzajem: więcej rozmawiają, szybciej się otwierają, poruszają niewygodne tematy i prawdopodobnie też o wiele szybciej lądują w łóżku.

Ostatnia grupa, której wróżę długie i szczęśliwe życie, to ludzie, którzy jeszcze przed wybuchem pandemii tworzyli stabilne emocjonalnie, dojrzałe, po prostu dobre związki, a epidemia koronawirusa nie dopadła ich na życiowym zakręcie typu: kryzys wieku średniego, narodziny dziecka czy śmierć bliskiej osoby. Im mniej dzieci w związku, tym łatwiej, co tu dużo gadać. Dżesiki i Brajanki są angażujące, zwłaszcza kiedy trzeba codziennie organizować im czas, a do tego jeszcze panować nad własnym home officem, sprzątaniem, gotowaniem, zakupami i innymi potrzebami. Nie mówię, że się nie da. Mówię, że z dziećmi to musi być zajebiście trudne. 

 

Komu epidemia zrobi źle?

 

Teraz wyobraźcie sobie, że takie małżeństwo, dajmy na to z trójką dzieci, już od jakiegoś czasu nie radzi sobie z pewnymi problemami. Bo np. oddalili się od siebie. Przestali rozmawiać. Ich seks zdechł. Nie wiem, okazało się, że on zjada własne kozy, a ona skrycie fantazjuje o gangbangu. Doznali pewnego rozczarowania sobą nawzajem. Jak myślicie, czy izolacja im pomoże? 

Wszystkie zachowania partnera, które do tej pory były irytujące, teraz staną się nie do zniesienia. Wszystkie nieodbyte rozmowy teraz tym bardziej się nie odbędą, a wszelkie przemilczane wkurwy wybuchną ze zdwojoną siłą. Sorry, not sorry, ale oczekiwanie, że izolacja pomoże związkowi, który już wcześniej stał na granicy przepaści, może skończyć się co najwyżej separacją, ciążą „na ratunek” albo morderstwem. 

Komu jeszcze epidemia zrobi źle? Ludziom zmagającym się z depresją i osobom starszym, które z różnych powodów nie mogą liczyć na bliskich. Tu już nie śmieszkujemy, tu apel do Was, żeby nie pozostawać obojętnym. Generalnie wszyscy miewamy gorsze dni w tych ciekawych czasach, ale warto mieć świadomość, że są wśród nas ludzie, których to realnie – psychicznie i/lub fizycznie – przerasta. Masz kumpla, który od tygodnia nie wychodzi z łóżka? Pisz z nim, dzwoń, a nawet lej na tę kwarantannę i jedź do niego. Mniejsza szansa, że umrze na koronawirusa niż na samobójstwo. 

Z osobami starszymi trzeba bardziej uważać, bo są bardziej narażone na negatywne skutki zarażenia, więc nawet, jeśli czujesz się świetnie, i tak jest szansa, że zarażasz covidem. Zawsze jednak można założyć rękawiczki, maseczkę, skoczyć do Biedronki albo apteki i zrobić zakupy pani Halince spod trójki. Ja wpadłam na taki pomysł: zawiesiłam przy drzwiach wejściowych na naszej klatce schodowej karteczkę z propozycją, że jeśli ktoś z sąsiadów potrzebowałby pomocy, służę ręką i nogą. Jedna starsza pani skorzystała, wyprowadziłam jej psa i zrobiłam zakupy, bo syn akurat nie mógł przyjechać.  

 

Kogo epidemia nie ruszy?

 

Jarka, bo nie kocha nikogo, nawet siebie, księży, bo mają konsekrowane dłonie, PAD-a, bo wyjebał na TikToka oraz wszystkich e-nauczycieli, którzy sieją e-rzeżuchę, mierzą obwód linijką i żyją w eee, matriksie. Pozostali niestety muszą liczyć się ze śmiercią.

Dobrego dnia! 

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Arek Haszek

    Ależ Malv! Dla czego nie chcesz pisać o sobie? Chwal się chopem! ;)

  • i #kluczycka

    Dobre!