Panny na wydaniu

Poznajcie Matyldę. Matylda ma 32 lata i choć tego nie lubi, pracuje jako specjalistka PR, bo nie bardzo wie, co innego mogłaby w życiu robić, mimo że jest kilka rzeczy, które robi naprawdę dobrze. Chociażby pomidorową. Albo fellatio. 

Matylda ma duże brązowe oczy i długie, falowane włosy do pasa. Z twarzy dają jej 10 na 10, z figury mniej, bo ma lekką nadwagę. Jest ładna. Seksowna wręcz.

Po pracy Matylda czyta skandynawskie kryminały, uczy się hiszpańskiego, kupuje za drogie buty, robi fenomenalne pierogi dla przyjaciół i czasami, w momentach kryzysowych, trafia na siłownię. Matylda cztery lata temu rozstała się z facetem. A w zasadzie to on ją rzucił, dla innej. Od tamtej pory, poza jednorazowymi numerkami, Matylda nie miała nikogo, bo – jak twierdzi – nic na siłę. Z Matyldą nie zgadza się jej matka, która dla odmiany uważa, że owszem, siłą można załatwić całkiem sporo. Zwłaszcza, gdy się ma 32 lata i żadnej obrączki na serdecznym palcu.

Tym sposobem Matylda od trzech lat w każde święta odwiedza matkę ze swoim przyjacielem gejem. Przyjaciel gej ma na imię Paweł i świetnie udaje heteryka. Do niedawna wszyscy byli z tego układu zadowoleni. Matka Matyldy – że jej córka ma tak fantastycznego, choć odrobinę zniewieściałego partnera, Matylda – że ma święty spokój oraz Paweł – że w końcu może się najeść za free.

Do niedawna.

*

– Mam przesrane – usłyszałam w słuchawce w Niedzielę Wielkanocną. Oczywiście, dzwoniła Matylda.
– Tobie też wesołych świąt – odparłam.
– Pięć minut temu matka zapytała Pawła, kiedy w końcu złoży deklarację…
– A co, nie rozliczył jeszcze PIT-a?
– Nie, debilko! Zapytała go, kiedy zamierza mi się oświadczyć! Jak boga kocham, zawału dostanę za chwilę.
– I co odpowiedział?
– Zamurowało go. Zaczął coś bąkać o niepewnej sytuacji finansowej w Polsce i rosnącym długu publicznym, a potem wypił dwie pięćdziesiątki i wyszedł na balkon zapalić.
– Przecież Paweł nie pali…
– Właśnie zaczął. Nie wiem, co robić! Jak tak dalej pójdzie, on się najebie i wszystko wygada, a ja zejdę na zawał.
– Co ty z tym zawałem?! Młoda jesteś…
– Stara jestem! Staraaa pannaaaa! – Matylda wydarła się w słuchawkę tak, że mnie samej omal serce nie stanęło.
– Słuchaj… – zaczęłam niepewnie. – A może po prostu powiesz jej prawdę?
– Ta, a zachodni wiatr spienione goni fale. Muszę kończyć. Paweł właśnie polał matce wódkę i powiedział „Pij, Halina!”.

 

*

Stałam tam, z telefonem w ręce i zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe, że w XXI wieku kobiety wciąż czują społeczną presję przyssania się do jakiegoś Romana, Mariana, czy innego Gienka? Tak, jakby naszą wartość określała długość i giętkość kutasa, który towarzyszy nam na drodze życia.

Matka Matyldy nie jest wyjątkiem. Kiedy moja ciotka miesiąc temu usłyszała, że rozstałam się z M., załamała ręce i zapytała „CO TERAZ?”. Tak, jakby teraz czekała mnie już tylko powolna śmierć przez wykrwawienie zranionego serduszka. A Anka? Po dwóch burzliwych związkach stwierdziła, że nie będzie bawić się w plastry: albo spotka człowieka, z którym coś zaskoczy, albo będzie sama. Tym sposobem singluje od trzech lat i od trzech lat na święta dostaje od matki voucher do psychologa. Z Groupona.

Jak to jest, że kiedy trzydziestoletni facet wybiera życie w pojedynkę, bo nie chce wiązać się na siłę z „nie tymi” kobietami, otoczenie postrzega jego decyzję jako świadomą, dojrzałą, przemyślaną i odpowiedzialną, a kiedy trzydziestoletnia kobieta decyduje się na podobny krok, wszyscy patrzą na nią, jak na potencjalną wariatkę, która za chwilę zacznie ciskać w ludzi wykastrowanymi kotami?

Wkurwia mnie to.

*

– Pająk… – słyszę godzinę później, odbierając telefon. – Stało się to, co przewidziałam – głos Matyldy brzmi na jakąś setkę wódki.
– To znaczy?
– Paweł się spił i powiedział matce, że jest gejem.
– I co ona na to?
– Zapytała, czy to w czymś przeszkadza – mówi Matylda i milknie.

Po chwili obie wybuchamy długim, histerycznym śmiechem.

 

Tekst po raz pierwszy ukazał się w magazynie „Logo” [nr 5, maj 2016] oraz na logo24.pl

 

fot. Kaspars Grinvalds/Shutterstock,Inc.

0 Like

Share This Story

Relacje
  • Późne rokokoko

    Na pociechę powiem, że „(…) kiedy trzydziestoletni facet wybiera życie w pojedynkę, bo nie chce
    wiązać się na siłę z „nie tymi” kobietami (…)” to to jego otoczenie wcale nie „(…) postrzega jego
    decyzję jako świadomą, dojrzałą, przemyślaną i odpowiedzialną (…)”. Owszem, presja ze strony znajomych może i mniejsza i może nie tyle presja na zasadzie „CO TERAZ?”, ale wieczne docinki typu „babę byś se znalazł” lub aluzje do bycia gejem nie są wcale dużo mniej wkurwiające. Natomiast presja ze strony rodziny myślę dość porównywalna.

  • przy ostatnim dialogu padłam

  • Monika Charkiewicz

    Wstrzeliłaś się tym tekstem idealnie w moje aktualne rozterki. Co prawda mama ciągle powtarza, że wszystko w swoim czasie, ale kiedy widzę jakim wzrokiem patrzy na te wszystkie dzieci, to zaczynam wyczuwać atmosferę napięcia „ślubno-dzieciowego”. Rodzinkę akurat gaszę tekstem „lepiej samemu niz z byle kim, prawda?”, bo w każdej rodzinie sa nieudane związki, ale presja otoczenia jest wyczuwalna. Póki co wystarcza mi znajomosć na zasadach fuck fiends, ale czasem sama zaczynam się zastanawiać czy za 15 lat nie obudzę się z ręką w nocniku. I zadaję sobie pytanie – czekać na grom z jasnego nieba „tylko z nim i nikim innym”, czy może już powoli się rozglądać za bezpieczną przystanią, która jednak nigdy nie porwie mnie tak jak bym tego chciała… No ale jest bezpiecznie, stabilnie i ktoś się mną zajmie na starość…

  • S.

    – Babe byś se znalazł.
    – Po co? Żebym musiał sprzątać papierki po batonikach powciskane w poduszki od sofy i potykać sie o porozrzucane buty w korytarzu jak Ty?
    – No właśnie powkurwiała by Cię trochę.

    Głupia Matylda. Co za problem powiedzieć matce „spierdalaj, nie Twoja sprawa”. Tak jakby bycie matką było równoznaczne z prawem do decydowania o życiu dorosłego już dziecka.

    • Niektórzy latami uczą się odcinania pępowiny oraz faktu, że jako dorośli ludzie nie muszą tłumaczyć się przed nikim ze swoich wyborów.

      Jakiś czas temu nauczyłam się, żeby zbyt pochopnie nie oceniać ludzi. Nigdy nie wiesz, z jakiego domu i środowiska pochodzą, co w życiu przeszli i jakie traumy mają na koncie. Bierz ludzi takimi, jacy są, a jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować kogoś w obecnym kształcie, to po prostu utnij, amputuj, zerwij kontakt. To chyba najzdrowsze, najmniej inwazyjne w czyjąś autonomię podejście do relacji międzyludzkich.

  • Pionierka

    To nie takie proste. Nie kto inny tylko same kobiety często mawiają, że nie ma sensownych mężczyzn po 30., bo jak ktoś w tym wieku jest sam to coś z nim musi być nie tak, bo jakby był normalny to byłby w związku.

    • Łukasz

      Ja bym powiedział, że to jest bardzo proste. Oczywiście w zależności od punktu widzenia. :) Zgadzam się z Twoją wypowiedzią, że masa kobiet powtarza ten żenujący stereotyp, powiem więcej. Masa facetów powtarza również jego analogiczną wersję.
      Wiek tu nie do końca jest wyznacznikiem, generalnie jeśli ktoś nie wychodzi z domu albo wciąż chodzi z marsową miną i spojrzeniem wbitym w chodnik a przed wszelkimi przejawami zainteresowania (niezależnie czy kulturalnymi czy nie) chroni go bitch shield, to może mieć pretensje tylko do siebie. Człowieka zamkniętego w sobie nikt na siłę nie będzie uszczęśliwiał – bez względu na płeć.

      Swoją drogą wytłumacz mi proszę jak to jest, że najwięcej narzekają Ci którzy najwięcej oczekują a najmniej od siebie dają?
      Część ludzi jest sama bo są zbyt roszczeniowi, część z kolei nie dostaje po prostu szansy… tudzież nie da jej innym. Proste.
      Swoją drugą połówkę pomarańczy można spotkać dosłownie wszędzie trzeba być tylko/ i aż otwartym na taką możliwość.
      W przeciwnym wypadku nawet jeśli się to zmaterializuje to się tego nie dostrzeże i nie będzie potrafiło wykorzystać.

  • Oj tam, samotność nie jest zła, ponoć, nie wiem bo nie miałam doświadczeń z samotnością, ale wydaje mi się, że nasze matki, babki, ciotki po prostu są zazdrosne! O to, że my w dzisiejszych czasach potrafimy same sobie doskonale radzić, bez trzymania się kutasów. One tego nie potrafiły, to zazdroszczą i wyją nad nami. ;)

  • Tomek

    „Matylda ma 32 lata i choć tego nie lubi, pracuje jako specjalistka PR..”

    Normalnie napisałbym że robienie rzeczy której nie lubi 5 dni w tygodniu przez 8 godzin jest jej głównym problemem ale przecież wtedy nie zostałaby specjalistką. Tak w ogóle to dlaczego Matylda nie wybrała poważniejszego kierunku pracy? Bo tak się składa że PR, HR i adm. to takie gałęzie pracy z których mężczyźni i niektóre kobiety się śmieją że to zsyłka dla głodnych kariery ale mało zdolnych w czymkolwiek.

    „..bo nie bardzo wie, co innego mogłaby w życiu robić, mimo że jest kilka rzeczy, które robi naprawdę dobrze. Chociażby pomidorową. Albo fellatio.”

    Skoro to są pierwsze rzeczy które przychodzą ci na myśl jakie Matylda robi dobrze w całym życiu to przestaje mnie dziwić dlaczego robi w PR i nie ma pomysłu na nic innego :D

    „Matylda ma duże brązowe oczy i długie, falowane włosy do pasa. Z twarzy dają jej 10 na 10, z figury mniej, bo ma lekką nadwagę. Jest ładna. Seksowna wręcz.”

    10 z wyglądu, specjalistka PR (pewnie w modnej kohpo) = zimna wyniosła sucz. Mężczyźni takich nie lubią bo to sprzeczne z biologicznym imperatywem (taka seksistowska mitologia).

    „Po pracy Matylda czyta skandynawskie kryminały, uczy się hiszpańskiego, kupuje za drogie buty, robi fenomenalne pierogi dla przyjaciół i czasami, w momentach kryzysowych, trafia na siłownię.”

    Czyli na dobrą sprawę nic specjalnego. Lasia jakich mnóstwo. Czyta to co aktualnie modne, uczy się języka żeby łatwiej się porozumiewać z wakacyjnymi przygodami i oczywiście zakupoholiczka. No i wylewa siódme poty na orbiterku :D Ale propsy za pierogi. Lubię pierogi prawie tak bardzo jak placki a coraz mniej kobiet dzisiaj potrafi pichcić (ach te szowinistyczne przesądy!)

    „Matylda cztery lata temu rozstała się z facetem. A w zasadzie to on ją rzucił, dla innej.”

    Cztery lata temu miała 28 lat, wchodziła w okres krytyczny i koleś wystraszył się że zapomni o pigułkach. ”

    „Od tamtej pory, poza jednorazowymi numerkami, Matylda nie miała nikogo, bo – jak twierdzi – nic na siłę.”

    Jako mężczyzna może nie powinienem tego pisać bo szkodzę swojemu stronnictwu ale radzę Matyldzie nigdy nikomu o tym nie mówić ;> A tak poza tym:
    1. Matylda nie „nie miała nikogo” bo miała kolesi z OSN
    2. Jak to możliwe że nic na siłę skoro jednak znalazła chętnych na fikumiku?

    „Stałam tam, z telefonem w ręce i zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe, że w XXI wieku kobiety wciąż czują społeczną presję przyssania się do jakiegoś Romana, Mariana, czy innego Gienka?”

    To jest możliwe głównie dlatego że przyczyną nie jest moment w rozwoju społeczeństwa lecz niezmienna biologia. Większość kobiet czuje że musi się przyssać bo większość jest nastawionych na branie.

    „Jak to jest, że kiedy trzydziestoletni facet wybiera życie w pojedynkę, bo nie chce wiązać się na siłę z „nie tymi” kobietami, otoczenie postrzega jego decyzję jako świadomą, dojrzałą, przemyślaną i odpowiedzialną, a kiedy trzydziestoletnia kobieta decyduje się na podobny krok, wszyscy patrzą na nią, jak na potencjalną wariatkę, która za chwilę zacznie ciskać w ludzi wykastrowanymi kotami?”

    Dlatego że u facet/mężczyzna działa w ten sposób to można dopuścić możliwość że zdecydował o tym świadomie i celowo a gdy na jego miejscu jest baba/kobieta to zazwyczaj wynika to z jej toksyczności – chciałaby kogoś lecz wszystkich odstrasza albo ma wymagania z pupy (dokładnie tak, nie można wymagać zbyt wiele).

    P.S wiem że jestem zaściankowym faszystą ale jak się już tak naprodukowałem to puść komcia.

    • niezbytdama

      Widzę w tym komentarzu pewnego siebie samca, który ma konkretne wymagania, który co nieco już w życiu przeszedł. Wystarczająco, by móc zacząć wrzucać kobiety do jednego worka i ukulać swoje własne stereotypy. Jakże mile zaskoczony by był ten Pan, gdyby spotkał kobietę po 30, która jest inna od jego ukulanego stereotypu. Powodzenia

      • Tomek

        Od każdej reguły znajdzie się wyjątek (co w sumie też jest jakimś stereotypem i pytanie czy z nim też należy walczyć? :d), inaczej być nie może bo świat ma za wiele zmiennych, to nie równanie matematyczne. Jednak gdy schemat jest zbyt silny trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czy warto ryzykować zmarnowanie życia na szukanie jednorożca czy pójść z życiem na kompromis i przyjąć że go nie spotkamy. Pozdrawiam również.

    • „Dlatego że u facet/mężczyzna działa w ten sposób to można dopuścić możliwość że zdecydował o tym świadomie i celowo a gdy na jego miejscu jest baba/kobieta to zazwyczaj wynika to z jej toksyczności – chciałaby kogoś lecz wszystkich odstrasza albo ma wymagania z pupy (dokładnie tak, nie można wymagać zbyt wiele).”

      Dlaczego od razu zakładasz, że u kobiet wynika to z ich toksyczności? Dobrze rozumiem, że według Ciebie faceci nie miewają zbyt wysokich wymagań, bądź nie odstraszają kobiet? Co do oczekiwań- zgadzam się. Osobiście poznałam kilka kobiet/mężczyzn, którzy czekają na ideał. Tyle, że ideałów nie ma , a niektóre wady należy po prostu zaakceptować, zawsze znajdzie się coś, co nie będzie nam pasować w drugim człowieku. Panie/Panowie ,,idealni”, myślący o sobie, że nikt nigdy nie dorówna ich splendorowi, mogą się lekko zdziwić.

    • Iskra

      Za to, że chciało Ci się tyle pisać to szacuneczek :). Poza tym zgadzam się w 90% z tym komentarzem, dużo celnych spostrzeżeń, m. in. z ostatnim punktem dotyczącym tego, dlaczego kobiety nie decydują w większości świadomie o tym, że są same. Obserwuję swoje otoczenie- bliższe i dalsze i niestety, ale sporo w tym prawdy, że coś z takimi paniami jest nie do końca halo. Nie mówię, że jak kobieta ma 30 lat to ma się rzucać na wszystko co ma penisa, byle by tylko móc w końcu zajść w ciążę, bo ten zegar biologiczny tyka, tyle, że takie kobiety często właśnie by chciały znaleźć kogoś sensownego, ale samym im się nie chce starać i czekają na „dary losu”. Szczęściu trzeba pomagać, ale najpierw trzeba umieć pomóc samemu sobie i się samego pokochać. Banał, ale jednak wtedy ktoś pokocha i nas :)

      • Łukasz

        Wiesz, najsmutniejsze jest to, że nawet jeśli los podsunie takiej „Pani” owe dary to nie będzie ona umiała ich docenić. Rzekłbym, że ich nawet nie zauważy albo wymyśli sobie jakąś wygodną wymówkę czy usprawiedliwienie dla faktu, że ich spławiła.
        Zgadzam się również że jeśli nie akceptuje się (nie lubi) samego siebie to jak ktoś inny może nas pokochać.

    • Łoo Panieeee! Za dużo tego, żeby się odnieść do każdego punktu :D Nie mniej z doświadczenia Ci powiem, że nie każda dziewczyna pracująca w modnym korpo (nawet na kierowniczym stanowisku) to zimna sucz z wypranym korpozasadami mózgiem. Także, tego – Peace!

    • Łukasz

      A puszczę, puszczę komcia i chętnie się szerzej odniosę. :)

      Podobnie jak Ciebie zastanawia mnie dlaczego Matylda robi coś czego nie lubi. Powiem więcej nie wygląda mi nawet żeby to akceptowała. Tutaj właśnie i moim zdaniem leży jeden z jej głównych problemów. Nie będę wnikał dlaczego nie wybrała innego kierunku rozwoju zawodowego.
      Natomiast co się tyczy kwestii: „..bo nie bardzo wie, co innego mogłaby w życiu robić, mimo że jest
      kilka rzeczy, które robi naprawdę dobrze. Chociażby pomidorową. Albo 
      fellatio.”

      Moim zdaniem raczej brak jej ikry aby spróbować czegoś nowego, w sumie to nie widzę tu nawet zamysłu że coś mogłaby zmienić… ale może jestem po prostu zbyt surowy.
      W sumie dlaczego zmienić coś w życiu na lepsze? Dlaczego w ogóle próbować kiedy można gnić wygodnie tutaj gdzie się aktualnie jest?
      W prawdzie nie lubię tego, nie mam na siebie pomysłu ale nie jest tak zle prawda?
      Co oczywiście jednak nie przeszkadza mi wymagać od innych, prawda?
      Jest spora różnica między nie wiedzieć a nie chcieć się dowiedzieć. Wygląda mi to na ten drugi przypadek… ale to moje zdanie.
      Co do pomidorowej albo fellatio… cóż opuśćmy zasłonę miłosierdzia.
      Patrząc na tekst, to wyłania się z niego bardzo ponury i smutny obraz raczej zagubionej dziewczynki a nie dorosłej i dojrzałej ( no dobra przynajmniej wiekowo) kobiety. No przepraszam ale nie widzę tego, niestety.

      10-tka z wyglądu, korpo, PR… – zimna wyniosła sucz?
      Hmmm, w prawdzie nie każda Pani rodem z korpo takową jest ( znam takich kilka :))… ale niestety „Matylda” zdaje się rzeczywiście wpasowywać w ten nieszczęsny stereotyp wysoko zadartego noska. Szkoda, smutne to.
      Zgadzam się, mężczyzni nie lubią takich kobiet. Odpychająca jest ta ignorancja, arogancja i przekonanie że owa osoba znajduje się wyżej w łańcuchu ewolucyjnym… chociaż najbardziej kłująca jest moim zdaniem kwestia, że osoby tego pokroju zazwyczaj lubią wymagać. Tyle tylko że od innych… ale od siebie już zazwyczaj nie. Często zarzucają innym że nie żyją według jakichkolwiek reguł… a sami owych reguł nawet w minimalnym stopniu nie przestrzegają. To jednak tylko moja hipoteza.

      „Matylda cztery lata temu rozstała się z facetem. A w zasadzie to on ją rzucił, dla innej.”
      „Cztery lata temu miała 28 lat, wchodziła w okres krytyczny i koleś wystraszył się że zapomni o pigułkach. ”

      Tutaj bym tak nie generalizował ale fakt pozostaje faktem. Gość dał dyla. Mógł być zwyczajnym pacanem a mógł mieć po prostu dosyć cieniów tego związku, które znacząco przyćmiły blaski – zakładając, że jakieś były. Bliższej historii nie znam i chyba nie chcę poznać.

      „Od tamtej pory, poza jednorazowymi numerkami, Matylda nie miała nikogo, bo – jak twierdzi – nic na siłę.”
      Prawdę mówiąc, kiedy słyszę obecnie, jak kobieta mówi „nic na siłę” to już mnie skręca. Pewnie dlatego, że dla większości posiadaczek tego credo, oznacza to wieczne oczekiwanie na księcia na białym rumaku przy jednoczesnym deficycie własnego zaangażowania. W końcu po co uruchomić szczyptę inicjatywy i się na kogoś dłuższą chwilę spojrzeć, uśmiechnąć… przecież to ON powinien się domyślić bo kształcie mojej czaszki, tyłka i wzroku wlepionego w sufit bądz podłogę że ma podejść i zagadać. W prawdzie nie wiem co powinien powiedzieć i jak to powiedzieć… ale, ale… cóż najlepiej niech to wyczyta z gwiazd. Przecież to takie banalne, prawda? To on jest facetem. :) Daruj nie mogłem się powstrzymać… czasem tak mam. :)
      Jednorazowe numerki świadczą albo o chwilowym i doraznym zaspokajaniu potrzeb albo o kiepskim mechanizmie dobierania. Niepotrzebne skreślić.
      Jak dla mnie pojechanie po bandzie/ pójście na łatwiznę w czystej postaci. Wszak po co się starać.

      „Stałam tam, z telefonem w ręce i zastanawiałam się, jak to w ogóle
      możliwe, że w XXI wieku kobiety wciąż czują społeczną presję przyssania
      się do jakiegoś Romana, Mariana, czy innego Gienka?”

      Zgodzę się z Tobą że główną rolę grają tu kwestie biologiczne. Trochę jak z tym czy ktoś nam się podoba. Trochę inna kwestia ale ten sam mechanizm, niestety. Pewnych kwestii nie da się racjonalnie wytłumaczyć np swojemu penisowi nie rozkażesz aby stawał na baczność na widok danej Pani. Może ona mieć wspaniałą osobowość i ciekawe poglądy ale niestety ma też 15 kg nadwagi a dla Ciebie jest to cholernie nieatrakcyjne. Pozamiatane. Ze strony damskiej wchodzi do gry wówczas nieśmiertelny tekst wielu Pań: ” chciałabym mieć chłopaka takiego jak Ty”. Czytaj, o Twoich zasadach, poglądach i zainteresowaniach ale w MOIM TYPIE fizycznym. Chociaż w sumie faceci robią podobnie czasem.
      Co się tyczy owego przyssawania się to… no cóż osobnicy gatunku ludzkiego raczej nie zaliczają się do samotników ( poza pewnymi wyjątkami of course;)). Każdy zdrowy i myślący człowiek w pewnym wieku zaczyna czuć potrzebę posiadania bliskiej osoby przy boku… i raczej nie ma to za wiele wspólnego z przyssawaniem się moim zdaniem. Może jedynie jest to raczej tęsknota za prawdziwą bliskością i dojrzałym związkiem a nie jakimś chorym układem pełnym wymagań, nakazów, zakazów, gierek, fochów itp pierdół.

      Co do matki Matyldy to ciężko mi skonkludować czy na siłę po prostu chciałaby mieć już przyzwoitego zięcia czy owa siła oznacza dla niej po prostu wyjście córki z inicjatywą. Mogę tylko zgadywać.

      „Jak to jest, że kiedy trzydziestoletni facet wybiera życie w pojedynkę,
      bo nie chce wiązać się na siłę z „nie tymi” kobietami, otoczenie
      postrzega jego decyzję jako świadomą, dojrzałą, przemyślaną i 
      odpowiedzialną, a kiedy trzydziestoletnia kobieta decyduje się na 
      podobny krok, wszyscy patrzą na nią, jak na potencjalną wariatkę, która 
      za chwilę zacznie ciskać w ludzi wykastrowanymi kotami?”

      Mężczyzni zazwyczaj podejmują w swoim życiu sporo decyzji podobnie jak kobiety. Tyle że w dzisiejszym społeczeństwie przeważają 20 i 30 letnie dziewczynki i chłopczęta, którzy decyzji za bardzo podejmować nie potrafią… albo są na to zbyt tchórzliwi tudzież leniwi… whatever.

      Myślę że winowajcą myślenia w powyższym pytaniu jest fakt, że zazwyczaj podczas uwodzenia/próby uwodzenia inicjatywa jest po stronie męskiej. Tylko facet ma próbować, zaczepiać, zdobywać ( a przynajmniej tak się niektórym wydaje – w tym ludziom starszej daty) a kobieta ma albo dać szansę albo grzecznie odprawić. Bardzo rzadko ma miejsce odwrócenie tej sytuacji. Przyjęło się trochę więc przez utarcie że jeśli facet nie chce już więcej (przynajmniej na razie) próbować z tych a nie innych przyczyn ( np usłyszał 30 razy z rzędu „jestem zajęta”) to inni ludzie traktują tę decyzję z szacunkiem dlatego że w domyśle przypisują mu łatkę: próbował i próbował, został zle potraktowany i się zraził.
      Dodam jeszcze coś od siebie. Mam w rodzinie człowieka – brat babci, który wiele lat temu został kilkukrotnie skrzywdzony przez kobiety i również podjął taką decyzję.

      Lećmy dalej.
      Dziewczyny zazwyczaj nie wychodzą z inicjatywą. W 95% nie ma podejścia zagadnięcia i pytania o godzinę, drogę ( mimo że doskonale się ją zna) czy inną pierdołkę ( np pomoc w wybraniu prezentu dla brata, ojca, itd). Tutaj chciałbym zaakcentować że darzę wielką estymą kobiety, które stać na taką odwagę i nie mam tu na myśli bynajmniej wampów a kobiety, które wiedzą czego chcą od życia i mają większe jaja niż niejeden facet. Ale wróćmy do tematu. Tak więc w naszym kochanym społeczeństwie – zwłaszcza tym starej daty utarło się, że dziewczyna nie zabiega o czyjeś względy to o jej względy się zabiega. Tak więc jeśli koło jakiejś dziewczyny kręci się masa facetów a ona wszystkich zlewa to coś tu musi być nie tak… albo co gorsza nikt się koło niej nie kręci. Albo panna ma zbyt wysokie wymagania albo ta rzesza facetów naprawdę reprezentuje tak mierny poziom. Starsi ludzie jednak doskonale wiedzą że stosunkowo szybko z takiego tłumu wyłaniają się porządni i pracowici faceci… i dość łatwo ich wychwycić, wszak wystarczy dłuższy lub krótszy spacer i rozmowa w wariancie minimum. Wystarczy słuchać i zadawać właściwe pytania. Tak więc idąc prostą logiką jeśli problem nie tkwi w absztyfikantach to musi tkwić w rzeczonej pannie. W tym momencie wchodzi cała kanonada domysłów na temat toksyczności, wymagań i wyniosłości wszelakiej. Czasem ma ona oparcie w rzeczywistości czasem nie. Podejście ludzi starej daty jednak nie ulega zmianie i częściowo nie można odmówić im racji… ale tylko częściowo.
      Może w pewnych kwestiach jestem zbyt surowy ale to tylko moje skromne zdanie.
      Jeśli chcesz polemizować to puść komcia ;)

  • Nelowa

    Malv jak zwykle w punkt!
    Chociaż nie tylko single z wyboru czy też bez słuchają tego oceniania i pierdolenia.
    Bo singiel to: „znajdź sobie wreszcie kogoś porządnego”, po pierwszej randce: „kiedy ślub?”, w związku: „kiedy ślub??”, po ślubie: „róbcie dziecko, chciałabym poniańczyć wnuka”, po pierworodnym: „kiedy drugie? Dziecko nie może być jedynakiem!”.
    My kobiety mamy podwójnie przesrane bo jeszcze TERMIN PRZYDATNOŚCI nam się kończy i kto zechce starą pannę co dziecka nie urodzi (trzeba jakieś invitra i inne paskudztwa), zwiędłym cyckiem nie wykarmi. Chłop to może być wybredny i do emerytury płodny, to on ma czas :-D.

  • Kinga

    Gdyby kobiety pozostawały płodne do końca swojego życia, a dzieci urodzone po 40 nie były obarczone ryzykiem wielu chorób, jestem przekonana, że nasza sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Wszystko sprowadza się do prokreacji i niestety pewnych utartych schematów myślenia nie zmienimy.

  • Maritylla

    Smutne to, że ludzie uważają swój pomysł na cudze życie lepsze niż pomysł osoby „zainteresowanej”. I chyba ciężko niektórym wyobrazić sobie, że innych może uszczęśliwiać coś odmiennego.

    • maur

      Żeby to się jeszcze ograniczało do rodziców to pół biedy, gorzej, że jak piszesz, ludzie generalnie tak często uważają.
      Nawet czasem w rozmowie nie zapytają o powody decyzji czy planu by poznać punkt widzenia drugiej osoby, tylko przekonują do swojego. Bo przecież mój punkt widzenia taki dobry, najlepszy, najmojszy. ;)

  • niezbytdama

    Jeszcze nie skomentowałam ani razu, a czytam Cię od roku. Nie mam co komentować, bo w kazdym takim tekście z dziedziny damsko męskich ( ale nie tylko) czuję jakbym ja to napisała. Może gdybym nie porzuciła pisania i szkoliła warsztat byłabym na Twoim miejscu… Styl wypowiedzi i przyjmowane podejście do wielu wielu spraw mam takie samo. Generalnie nie znam Cię, ale wiem, że jesteś moją pokrewną duszą Malv. I to bardzo cieplutkie uczucie jest, które mnie obejmuje zawsze, gdy czytam Twoje teksty. Jakbyś była moją przyjaciółką i dobrze mnie znała. WINCYJ!
    Pozdrawiam

  • Tu nie chodzi o usprawiedliwianie, a o odrobinę empatii, ale też dystansu. Człowiekiem kierują bardziej skomplikowane mechanizmy niż tylko „rozum” i „dusza” ;)

    • S.

      „odrobinę empatii”
      Odrobinę mam ;-) … mogłem napisać przecież coś gorszego ;-)

      „Człowiekiem kierują bardziej skomplikowane mechanizmy niż tylko „rozum” i „dusza” ;)”

      A tu się z kolei nie zgodzę. Ja uważam, że człowiekiem kierują bardzo proste procesy. Głównie są to te same emocje u wszystkich ludzi. Strach, miłość, chciwość, zazdrość, wspomniana empatia itd.

      • poza tymi prostymi „procesami” są bardziej skomplikowane mechanizmy :)

        • S.

          No np hormony ;)

  • Moim zdaniem to po prostu złe relacje z rodzicami ewentualnie po prostu brak umiejętności rozmowy.

    • Łukasz

      Ja bym zaryzykował stwierdzenie, że to również brak odwagi i szczerości by taką rozmowę przeprowadzić. Chociaż z drugiej strony o czym my rozmawiamy? Jak ktoś kto zabiera pod pachę kolegę geja aby uniknąć pytań i zamaskować sytuację… ma przeprowadzić poważną, szczerą i dojrzałą rozmowę z rodzicami?

      Swoją drogą dlaczego nie spotkałem się ( nie słyszałem również) z przypadkiem kiedy facet nie przyjechał do rodzinnego domu z kumpelką lesbijką by postąpić analogicznie?
      Odpowiesz mi? ;)

      • Jasne ;)
        Ja się w ogóle po raz pierwszy spotykam z sytuacją że ktoś oszukuje rodziców przez kilka lat udając że jest się w związku z facetem który tak na prawdę jest gejem. To jakaś totalna paranoja, tak samo działa to w drugą stronę. Ale podejrzewam że faceci potrafią po prostu „olać” to co mówi im mamusia usiłując zmusić kogoś do związku i po prostu się nie przejmują. Bądź co bądź to jednak wyzwanie odstawiać taką szopkę przez kilka lat.
        No i potem nie wyobrażam sobie tego odkręcać :/

        • Łukasz

          A ja nie pierwszy, prawdę mówiąc. Co ciekawsze zawsze w roli głównej występują kobiety – przynajmniej co się tyczy wszystkich przypadków z którymi miałem do czynienia.
          Co się tyczy nas – facetów, to myślę że takie zawodzenie po jakimś czasie przestaje mieć znaczenie, jeśli masz świadomość że jesteś otwarty na nowe znajomości i starasz się je nawiązywać. Tj. podchodzisz, zagadujesz. Bardziej denerwujące jest to dla „ciapciaków” (pardon), którzy pracują, śpią i czekają na spotkanie swojej Pani/Pana jak w hollywódzkim filmie. A potem jest płacz i zgrzytanie zębów bo „albo przyciągam samych dupków” albo „wszystkie fajne kobiety są już zajętę”
          Kurtyna.

          Powiem Ci szczerze, że ze swojej strony na ten przykład nie wiem co mógłbym jeszcze zrobić więcej aby spotkać swoją drugą połówkę. Potrafię i lubię kulturalnie zagadać niezależnie od okoliczności, tyle że jak słyszę tę lawinę babskich kłamstw to już mi się czasem niedobrze robi. Powiedz mi ile razy można słuchać w kółko:
          1. „Mam chłopaka”
          2. „Nie jestem zainteresowana”
          3. „Za kogo Ty się uważasz”
          4. „Ja nie jestem taka”
          5. „Nie daję numeru”
          6. „Tak nie wypada”
          7. „To małe miasto, jak mamy się spotkać to prędzej czy pózniej się spotkamy”
          8. ” Nie powinniśmy tego robić”
          9. „Nie umawiam się z obcymi”
          10.” Ale ja Cię w ogóle nie znam”

          Długo mógłbym wymieniać. Często nie chce mi się ( i w sumie nie tylko mi) przebijać przez tę bitch shield. I tutaj leży rzeczywista definicja „NIC NA SIŁĘ” w męskim wydaniu i tym się różni od swojego żeńskiego odpowiednika ( tutaj ma solidne podstawy) – nie uszczęśliwisz kogoś, jeśli ten ktoś tego nie chce – choćbyś sobie serce z piersi wyrwał. I dlatego jak słyszę „nic na siłę” ze strony wielu kobiet to mnie skręca. Bo chcą bardzo często dostać wszystko nie dając w zamian nic. Naiwne.

          Daruj więc moja droga ale jak widzę potem sytuację z kolegą gejem ( tak jak w artykule) to ogarnia mnie pusty śmiech. Co nie znaczy że komuś zle życzę.

          Nie zgodzę się z Tobą jednak, że odstawianie takiej szopki przez kilka lat jest wyzwaniem. Jest za to bardzo mocnym dowodem. Może będę zbyt surowy… ale odstawianie takiej szopki przez kilka lat (sic!) jest niczym innym jak ucieleśnieniem tego że ktoś mentalnie nie dorósł do bycia w związku. Prawdę mówiąc zadziwia mnie to jak bardzo można bawić się w gierki i zaklinać rzeczywistość ( rodzinną w tym przypadku) za pomocą sztucznych pozorów. Jak dla mnie to ostre pójście na łatwiznę ale jak kto woli pojechanie po bandzie.

          Sam mam swoje za skorą ale nigdy by mi przez myśl nie przeszło żeby odstawiać taki cyrk.
          W sumie to bardziej niż śmieszne to jest to smutne. Dlatego, że kobieta zamiast się zwyczajnie otworzyć na ludzi i ich poznawanie – w tym facetów – sama zakuwa się w jakieś chore kajdany.
          Cóż, to właśnie (m.in.) odróżnia kobiety od dziewczynek a mężczyzn od chłopców. Dojrzali ludzie nie boją się wyzwań i pracy nad sobą aby osiągnąć swoje marzenia i cele. Tak jak prawdziwy mężczyzna nie będzie się bał podejść i zagadać na ulicy tak charakterna kobieta nie będzie bała spojrzeć śmiało i szczyptę bezczelnie w oczy i uśmiechnąć się.
          Chociaż to duże uproszczenie… to nachodzi mnie pytanie ile zostało nam w Polsce Mężczyzn i Kobiet z krwi i kości… stanu wolnego?

          • Co do tych kobiecych odpowiedzi na zaczepki, które przytoczyłeś – jeśli facet usłyszy to z ust kobiety którą poderwał, oznacza to tylko tyle, że nie jest nim zainteresowana. Bo i czemu miałaby udawać lub dawać numer telefonu jeśli ktoś jest totalnie nie w jej typie, a zwykłe powiedzenie tego wprost może po prostu zaboleć.
            Bierne czekanie na miłość jest bez sensu, to fakt, ale nie oznacza to, że mamy akceptować cokolwiek co tylko do nas zgada :)

          • Łukasz

            Jako kobieta doskonale zapewne wiesz, że często mniej ważne co się mówi a ważne jak się to mówi… i tutaj pies jest pogrzebany. Co byś powiedziała nieszczęśnikowi który stracił całkowicie wiarę w waszą płeć i w siebie bo usłyszał takie nudne i banalne do bólu frazesy powiedzmy 30 razy z rzędu… zamiast „nic z tego nie będzie” ubranego w trochę kultury, sympatii i szczerości?
            Ja mu się trochę nie dziwię. Za to wiele kobiet dziwi się potem że zamiast prostego „bardzo mi się spodobałaś” słyszy „bolało jak spadłaś z nieba”.
            Już o pózniejszym strachu przed podejściem i odrzuceniem to nawet nie wspomnę.

            Kto mówi o udawaniu tudzież o dawaniu numeru komuś kto się danej kobiecie nie podoba? Nikt nikomu nie zabrania spławiać potencjalnego absztyfikanta.:) Co do tego jednak jak się to robi to już można mieć zastrzeżenia. Chyba jest tak dlatego, że w ogromnej większości kobiety nie potrafią wykonać pierwszego kroku w postaci choćby przytrzymania wzroku czy uśmiechnięciu się bo uważają to za skazę na ich honorze. Może wówczas zrozumiałyby co czują wtedy niektórzy nieśmiali gapcie.:)
            Wspominasz, że zwykłe powiedzenie tego wprost może zaboleć. Z moich obserwacji jakieś 80 – 90% kobiet ma głęboko w poważaniu czy zaboli czy nie. Powiem więcej, spora część kobiet nie ma oporów przed byciem chamską. Bardziej niż tego czy zaboli boją się tego czy dany delikwent nie zrobi jej sceny przy ludziach ( bo co koleżanki/ przechodnie/ pani Krysia z warzywniaka powie)… no i żeby poszedł sobie jak najszybciej.
            Swoją drogą, nie przypominam sobie abym w swoim wpisie wspomniał gdzieś żeby umawiać się/ akceptować każdego kto będzie miał odwagę zagadać. Może jedynie powiedziałbym aby docenić. I tyle. Bardziej skłaniałbym się ku temu, że nawet jak do kobiety zagada potem facet, który jest w jej typie to odruchowo go będzie próbowała spławić w myśl zasady: to jest zbyt piękne żeby było prawdziwe. No i niestety często tak jest.( Mam koleżanki i często słucham tych żalów:D).
            Może jedynie przebiło się trochę smutku i nostalgii za kobiecością, której brak wielu współczesnym kobietom.

            Swoją drogą nie zastanawia Cie jak to jest, że kiedyś zagadanie do nieznajomej kobiety na ulicy było na porządku dziennym a teraz jak ktoś zagada i tak zaczepi jest postrzegany za śmiałego i odważnego…?Hmm?

          • Nie zastanawiałam się nad tym szczerze mówiąc.
            Wszystko zależy od tego jak to się robi – są delikwenci którzy zagadują na ulicy w sposób godny pożałowania, a są tacy którzy zrobią to zupełnie normalnie. Niemniej w dobie serwisów randkowych i możliwości dobrania sobie partnera dopasowanego do naszych potrzeb bez wychodzenia z domu, zagadywanie do ludzi na ulicy może być czasem odbierane jako dziwne, mimo że wykonane umiejętnie, wcale takie nie jest.

            Co do pierwszego kroku ze strony kobiet – są takie które to robią, a są takie, które nie. Ja wolę poczekać aż z inicjatywą wyjdzie facet, na przykład uśmiech odwzajemnię ale nie wyobrażam sobie poderwać pierwsza. Bo tak lubię i tyle. Tylko, że nie płaczę potem w poduszkę ani nie żalę się koleżance, że tak się nie stało. A dziewczyny które udają Panie lodu i spławiają wszystko jak leci są dla mnie…niezrozumiałe ;)

            „Bardziej niż tego czy zaboli boją się tego czy dany delikwent nie zrobi jej sceny przy ludziach” – też bym się tego obawiała, bo jeśli ktoś byłby nachalny i nie zrozumiałby prostego „nie jestem zainteresowana” (a umówimy się, to zawsze boli usłyszane od kogoś ktoś nam się bardzo podoba) tylko starał się dalej o moje względy to byłoby mi z tym bardzo niefajnie. Zakładając że nie mam z potencjalnym adoratorem kumpelskich relacji, zależałoby mi na tym, żeby zniknął mi z pola widzenia i nie siliłabym się przy tym na wspinanie się na wyżyny moich umiejętności międzypersonalnych. Jeśli ktoś ma odwagę żeby podejść i poderwać to powinien być tez gotów przyjąć odmowę i po prostu odejść.

            A jeśli jakiś facet kilkanaście razy z rzędu usłyszy taką odmowę, to przykro mi ale może powinien się nad sobą zastanowić? Bo wydaje mi się że problem leży w nim albo kobietach które wybiera ;)

          • Łukasz

            „Nie zastanawiałam się nad tym szczerze mówiąc.”
            Jakoś mnie to nie dziwi, niestety.

            „Niemniej w dobie serwisów randkowych i możliwości dobrania sobie
            partnera dopasowanego do naszych potrzeb bez wychodzenia z domu, zagadywanie do ludzi na ulicy może być czasem odbierane jako dziwne”

            Powinienem powiedzieć, że ręce mi opadają… ale przytoczę tylko 3 cytaty:
            1. „Boję się dnia, w którym technologia zakłóci interakcje międzyludzkie. Wtedy świat zyska pokolenie idiotów” A. Einstein”

            2. „Poznawanie się przez internet jest łatwiejsze, bo obniża poziom stresu. Łatwiej jest powiedzieć komplement osobie na portalu randkowym niż zrobić to twarzą w twarz. W sieci w ciągu pięciu minut możesz wysłać taką samą wiadomość dwudziestu różnym osobom. W realnym świecie to niemożliwe, relacje mają większą wartość. Online wiele nie ryzykujesz – łatwe wejście, łatwe wyjście. A ja nie lubię takich łatwych i chwilowych rozwiązań.” Volant

            3.”Jest takie celne zdanie – miłość najczęściej zaczyna się od spotkania, po którym niczego się nie spodziewamy. Problem w tym, że podnosząc zbyt wysoko poprzeczkę, wiele kobiet już na samym początku ogranicza sobie ilość przypadkowych spotkań.” Volant

            Wspominasz w swojej wypowiedzi, że…
            „zależałoby mi na tym, żeby zniknął mi z pola widzenia i nie siliłabym
            się przy tym na wspinanie się na wyżyny moich umiejętności
            między personalnych”

            Prawdę mówiąc nie wiem i nie wiem czy chcę wiedzieć… czy potraktowałabyś w ten sposób tylko nachalnych pajaców ( zbyt delikatne określenie jak dla mnie) czy również tych „miłych gości”.

            Nie wiem więc nie będę generalizował, wiem z kolei z własnego doświadczenia że ogromna ilość kobiet traktuje pierwszą i drugą grupę tak samo. Czytaj: w pierwszym i drugim przypadku traktuje człowieka jak ulicznego menela.
            Potem zaś niektóre dziwią się, że Ci faceci, którzy coś sobą reprezentują boją się nawet dłużej na nie spojrzeć że o podejściu i zagadaniu to już nie wspomnę.

            „Jeśli ktoś ma odwagę żeby podejść i poderwać to powinien być tez gotów przyjąć odmowę i po prostu odejść.”

            Co do kulturalnej odmowy to się zgodzę, tyle że kobiety lubią czasem opowiadać bajeczki kalibru „mam chłopaka” żeby delikwenta sprawdzić. Shit testy się kłaniają. Chcę ale jednocześnie nie chcę = postaraj się bardziej. Albo np „to miejsce jest zajęte” – powiedziane o pustym krześle.

            „A jeśli jakiś facet kilkanaście razy z rzędu usłyszy taką odmowę, to przykro mi ale może powinien się nad sobą zastanowić?”

            Co się tyczy drewniaków i pajaców (pardon) to zgadzam się z Tobą ( powinien to być bodziec do zmian)… tylko powiedz mi co się stanie kiedy fajny gość dojdzie dzięki takim sytuacjom do wniosku, że bycie gentlemanem z pasjami (nie mylić z ciapciakiem) nie ma sensu i zmieni się w dupka, który zacznie sobie zaliczać i ranić kobiety … tak po prostu dla zabawy?

            Zdradzę Ci pewien mały sekrecik. Wielu owych „dupków” poznałem ( i dość ciekawie z nimi dyskutowałem) i jakieś 85% z nich łączy jeden wspólny czynnik. Kiedyś byli miłymi facetami, którzy w pewnym momencie mieli dosyć.

            „Bo wydaje mi się że problem leży w nim albo kobietach które wybiera ;)”

            Zgadzam się, Twoje zdanie można również odwrócić i idealnie pasuje wówczas do kobiet. :)

  • aisotka

    Wiadomo dlaczego. Kobiety w obecnych czasach się bardzo zmieniły i jak to ktoś już tutaj podkreślił – lepiej sobie radzą. Są zaradne, robią karierę, mają hobby i umieją o siebie zadbać. W czasach, w których wychowała się nasza babcia, mama czy wujek raczej kobieta bez faceta to nic. Musi mieć komu prać, sprzątać czy gotować no i z kim założyć rodzinę. Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia. Jeśli nie będziemy się kryć z takim czy podobnych wyborem (życie samemu) i otwarcie o tym mówić z przekonaniem w końcu rodzinka zrozumie i da spokój. No chyba, że jest wyjątkowo złośliwa :P

  • Za

    Singiel = stara panna. Wciąż znaczy to samo. To tylko zmiana nomenklatury ;)

    • Ana Nke

      To raczej bullshit, a i dodam winkla! ;) A i może w Polsce mamy zapożyczenia typu single, czyli singiel, ale równie dobrze może chodzi Ci o pojedynek gry w tenisa. Owszem. Eremita, singiel i stara panna oraz stary kawaler- każde żyje w pojedynkę, ale może grać w debla…. WINK WINK Jednak skojarzenia są inne, a stara panna, to określenie w moim mniemaniu pejoratywne. I tak też nasi przodkowie je traktują. Teraz singiel niesie za sobą różne odczucia. Nie będę mówić za wszystkich jakie, ale dla mnie nie brzmi negatywnie. Biorąc pod uwagę obecne czasy kiedy połowa osób zawiera związek małżeński w późniejszym wieku (tj 30 i 30+), nasze matki/babki powinny na nas wołać starymi pannami już od 25 roku życia. Wg „nowej nomenklatury”.

  • sink.zodiac

    Czy to nie jest tak, że kobiety po prostu tracą swoją zdolność reprodukcyjną przed czterdziestką, a przetrwanie gatunku to główny cel ludzi jako rasy? Tak po prostu.

  • Malvina, wydaj wreszcie tą książkę. Nie mogę się doczekać :-)

  • Kamil

    On 38 lat i Ona 36 lat. Ona – cudowna matka, egoistka, wszystko bedzie Cię dużo kosztować a Twoje problemy mnie nie interesują. Zawsze mam racje a po Twojej ostatniej imprezie wyrzuciłam Cię z domu. Nie pokaże słabości, nie chce być zależna a wszelki opór złamie milczeniem. Kobieta. On – nieuporządkowany artysta walczący o tożsamość, pijak walczący o swoj ratunek, popełniający masę błędów dzieciak czasami, który edukuje sie emocjonalnie na dość żałosnym poziomie. Obliczona ciąża? Brak merytorycznych rozmów – jedyna zmienna uśmiechu – PIN do karty. Czy chce być sama? Nie wiem. Czy ja chce być sam? Tez nie wiem… Czy to nie jest tak ze człowiek ma problem czasem decyzji? Po prostu nie wie światu mówi o bliższej sobie decyzji? Malvina ma racje ze równowagi w odbiorze nie ma… Tylko co dalej z tym zrobić skoro ktoś chce… A nie chce?

  • PannaJoanna

    Kurcze,fajnie ze o tym piszesz!
    Wszystko sprowadza sie w uproszczeniu do tego,by spelniac wlasne oczekiwania a nie czyjes. Brzmi banalnie, ale sama mialam z tym problem.
    Jeszcze do niedawna bylam w kilku miesiecznym zwiazku z facetem, z ktorym podswiadomie wiedzialam ze nic mnie nie laczy i ktorego nie lubie, ktory byl dla mnie czesto nie mily i sprawial ze poznalam co to znaczy byc samotna w zwiazku. Gdzies gleboko wiedzialam ze zasluguje na wiecej, na o wiele wiecej i ze jestem w stanie na to poczekac,zbudowac z inna osoba i gdybym miala jaja powiedzialabym mu w koncu bye bye, ale.. ale przeciez mam juz 25lat a moja matka,ciotki nie dadza mi spokoju gdy wroce na urlop do domu czy przez telefon,wiedzac ze jestem sama. Wiec co tam,pociagne to jeszcze troche. Skutki tragiczne, zdradzil mnie pewnego wieczoru ze znajoma znajomych (typ zdziry o ktorej napisalas osobny text) i.. co poczulam jako pierwsze? Nie uklucie zazdrosci,zdradzonej kobiety ale.. ulge. Ze juz z nim ‚nie musze’ byc. Chore. Moglabym uniknac tej calej szopki,pozniejszego bolu i rozczarowania gdybym o wiele wczesniej wybrala SIEBIE. Tak, siebie. Tego co Ja chce, tego co Ja czuje.
    Potraktuje to jako jedna z wielu lekcji zyciowych.
    Pozdro Malv.

    • S.

      Mam „już” 25 lat :D

  • Rodzinę trzeba sobie wychować. Mój Chór Ciotek już umie w święta/inne zgromadzenia rodzinne i nie zadaje mi pytań typu „mam takiego pacjenta, bardzo miły kawaler, lat 30, doktorant… – mogę mu dać do ciebie namiar?”

  • Łukasz

    Owszem, nie sposób się w tej kwestii z Tobą nie zgodzić – „jak ma być to będzie.”
    Moim zdaniem jednak problem polega na tym że w dzisiejszych czasach każdy wychodzi z takiego założenia tj że jakoś to będzie, kiedyś się znajdzie… sam bez wysiłku. Fakt, czasem znajduje się… ale nierzadko tylko w kilku % przypadków. Reszta klientów dumnie zasila szeregi bractwa singli narzekając, że wszyscy fajni są już zajęci. Żeby tego było mało wciskają ten kit innym i praktycznie non stop powtarzają, skutkiem czego Goebbelsowska myśl o kłamstwie powtórzonym 100 razy i stającym się prawdą, zaczyna… przerażać. Przynajmniej mnie…
    Zastanówmy się z resztą dlaczego mamy tyle milionów singli…?

    Owszem zdarzają się faceci, którzy mimo braku otwartości, całego tego chłodu emocjonalnego i spojrzenia Kuby rozpruwacza, potrafią zadziałać i podjąć próbę przebicia się przez ową bitch shield ale to rzadkość i niezmiernie mała ilość męskiej populacji – co gorsza, spora część owych to prawdziwi zawodowcy od jedno – nocnych eventów, jeśli wiesz co mam na myśli.
    Co do związku to winszuję i mam nadzieję, że Ci się układa.

    Moim zdaniem jednak otwartość (mniejsza lub większa) jest podstawą. Pewnie dlatego, że jest ogromna różnica pomiędzy byciem szczyptę niedostępnym a byciem nieprzystępnym. Smutnym jest, że w dzisiejszych czasach wielu ludzi myli te pojęcia i myśli że pierwsze oznacza drugie.
    Ale to moje skromne zdanie. :)

    • maur

      „szczyptę niedostępnym, a byciem nieprzystępnym”. W sedno. :)
      Bractwo singli powiększające się, czasy, które uczą wymagać, szukać i przebierać. Czasem spotkanie, na którym masz wrażenie, że druga strona przerabia właśnie w głowie ankietę 20 pytań, bo przecież nie chodzi o poznanie człowieka czy spróbowanie, a znalezienie „ideału” spełniającego kryteria.

      • Łukasz

        Czasy tu raczej nie uczą niczego. To ludzie się zmieniają i to moim zdaniem na niekorzyść. To że przebierają i wymagają jest spowodowane mnogością narzędzi, które powinny ułatwić proces poznania swojej drugiej połówki. No i w sumie ułatwiają. To że ludzie nie mogą poznać swojej drugiej połówki jest spowodowane ich niezdecydowaniem i w niektórych przypadkach napompowanym ego no i wymaganiami z pupy. Rzekłbym że ludzie ludziom zgotowali a raczej gotują ten los.
        Co do kwestii „ideału” muszę się zgodzić. Ostatnio strasznie było to widoczne na „szybkich randkach” na które się wybrałem – tak, tak, żeńska strona dała bardzo soczysty popis.

        Najśmieszniejsze jest to, że po jakichś 5 minutach od zakończenia tego eventu ja i 5 Panów rozmawialiśmy, śmialiśmy się i dowcipkowaliśmy w najlepsze po oddaniu swoich kart organizatorom. Cała ta akcja skończyła się piwkiem i przednią zabawą.
        Co do Pań to okazało się że większość przyszła z koleżanką/kami w odwodzie (sic! uwierzycie że kobiety 25 – 35 lat są takie dziecinne i strachliwe? -_- ) a następnie owe „parki” siadały sobie na koniec przy stolikach i uzgadniały typy = która jakiego uważa za fajnego i co na to psiapsióła. Uwierzycie?
        Ja i chłopaki, wychodząc o mało nie padliśmy ze śmiechu.

  • Takie posty sprawiają, że czuję, że powinnam się nawrócić na jakąś religię i pójść gdzieś na pielgrzymkę w podzięce za normalność mojej rodziny.

  • Klaudia

    Halo, halo! Tu Matylda ;) W tamtym roku na 85 urodziny babci zabrałam ze sobą przyjaciela geja, żeby babcia była w końcu szczęśliwa i w kółko nie pytała, kiedy znajdę męża i urodzę dzieci..W wielkim skrócie – tydzień później babcia zamówiła mszę w naszej intencji, z okazji „narzeczeństwa” i musieliśmy reagować, żeby nie szyła mi sukni z welonem i nie zaczęła odkładać do koperty..;) Nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego, bo pomimo śmiesznej sytuacji, było troszkę zawirowań. Babcia dalej szuka mi męża, bo bez męża to wiadomo – jak bez ręki i nigdy nie zaznam szczęścia w życiu, jeśli nie wyjdę za żadnego Romana/Mariana/Gienka i nie urodzę mu 6 dzieci.

    Niechby pił, niechby bił, byle by był..a co mi tam!

    Też czuję presję otoczenia/rodziny, na myśl o jakimś rodzinnym spotkaniu czy obiedzie, mam ochotę schować się pod łóżko, bo wiem, że znowu padną pytania o chłopaka, randki, dzieci i standardowo – co z Tobą jest nie tak, że nikogo nie masz?
    Chyba nie muszę tłumaczyć każdej cioci i wujkowi z osobna, że byłam w związku, nie wyszło, wyłam w poduchę ponad 2 lata i ciężko mi było się pozbierać, ale powoli wracam do normalnego życia i nic na siłę i na szybkiego? Nie będę i nie chcę się wiecznie nikomu tłumaczyć, bo to tylko i wyłącznie moja sprawa.

    I pewnie – chciałabym kiedyś wyjść za mąż i nosić złoty krążek na palcu. Zawsze tego chciałam, ale nie wiem, co mi życie przyniesie. Może jednak tego wykastrowanego kota? Albo rybki? Albo chociaż może chomika? Wiem jedno – kiedy przyjdzie czas, chętnie przyssę do jakiegoś fajnego gościa, bez czucia oddechu na karku wszystkich ciotek, wujków, kuzynek i babci, którzy ZAWSZE wiedzą wszystko lepiej.

    Dobrze, że Matylda czyta skandynawskie kryminały, uczy się hiszpańskiego, kupuje za drogie buty, robi fenomenalne pierogi i czasami trafia na siłownię. Lepsze to, niż życie z bucem tylko i wyłącznie dla złotego krążka na palcu i dla uznania reszty rodziny, bo to nie o to w tym chodzi..

    Napisałam ten komentarz słuchając piosenki, która powinna być tłem do tego tekstu..

    https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=6km-dDFjnTk

    Malvina, prześlij mi chłopaka! [a najlepiej od razu męża, będzie z głowy] :)

  • maur

    Swój rozum każdy ma, ale o ile prościej z zewnątrz ocenić czyjeś zachowanie/myślenie lub jego brak, niż będąc w środku. Wyrwać się z pewnych utartych schematów nie jest tak łatwo. Podejrzewam, że znalazłyby się rzeczy odnośnie których Ty możesz być „głupi”.. a jeśli nie – nie wszyscy możemy być idealni. ;-)
    Tam jest spora przestrzeń między kimś, kto ma jakieś „głupie” zachowania, ale w dużej mierze nieświadomie, albo pracuje nad nimi, a kimś kto nauczył się stosować przeszłość jako uniwersalną wymówkę na wszystko.

    • S.

      Bo ja jestem głupi i otwarcie się do tego przyznaję. Drażni mnie to litowanie się nad każdym i szukanie wytłumaczenia na każdą głupotę oraz wynajdywanie poprawnych politycznie określeń, żeby tylko kogoś nie urazić.

  • A może tu nie chodzi o żadne sterowanie czyimś życiem, tylko po prostu chęć posiadania wnuków? Starsze pokolenie za sens życia uważe przekazanie genów i pójście do katolickiego nieba.
    I w takim przypadku, zabieranie przyjaciela geja zamiast szczerej rozmowy z matka, która może sie po prostu martwić jest kompletnie kontrproduktywne.

    Jeśli Matylda w ogóle chce znaleźć jakiegos faceta (oczywiście nie musi – to jej prywatna sprawa), to z każdym rokiem jej szanse spadają coraz bardziej….

    • Łukasz

      Wiesz, myślę że starsze pokolenie ( a przynajmniej jego część) myśli że nawiązywanie nowych/ dłuższych znajomości przychodzi ówczesnej młodzieży/ trzydziestolatkom równie łatwo jak za ich czasów. Niestety nie znają bardzo często problemów swoich dzieci czy wnuków.
      Wynika to m.in z tego że kiedyś można było podejść i zaczepić gdziekolwiek, powiedzieć proste „Cześć, bardzo mi się spodobałaś” i było to zwykle preludium to krótszej lub dłuższej rozmowy. Czasem coś z tego wychodziło czasem nie… ale ludzie byli otwarci… i rzekłbym że bardziej kulturalni.

      A teraz? Facebooki, Tindery, Badoo, Sympatie i co? I jajco. Panowie niezdecydowani – niewieścieją, Panie… jeszcze bardziej niezdecydowane chodzą z wysoko zadartym noskiem… wyżej i wyżej. Z jednej strony żenujące otwieracze pokroju: „bolało jak spadłaś z nieba” z drugiej jeszcze bardziej żenujące odzywki… wróć shit testy: „mam chłopaka”,” nie jestem taka”, ” nie daję numeru” itd

      Bagienko.
      A co do Matyldy to raczej nie wygląda mi aby kogokolwiek szukała. Sytuacja z jednorazowymi numerkami i kolegą gejem pokazuje to aż nadto klarownie.
      W końcu po co się postarać, zadziałać, dać szansę. Lepiej iść na łatwiznę a potem narzekać prawda?

  • Dobrrrreee…. ;)

  • Koczilla

    „jak to w ogóle możliwe, że w XXI wieku kobiety wciąż czują społeczną presję przyssania się do jakiegoś Romana, Mariana, czy innego Gienka? ”
    Tak to możliwe, że w XXI wieku ponad połowa polskiego społeczeństwa wciąż mieszka na wsi, a reszta ma rodzinę ze wsi.
    + druga wojna światowa oraz powojenny system autorytarny – czynniki, które bardzo dobrze robią instytucji małżeństwa (w „podpisanym” duecie łatwiej przetrwać) i generalnie „konserwują” światopogląd.

  • Amber

    A ja uważam, że jak facet jest przystojny albo i nie a ma wysoki status społeczny(lekarz , dobry prawnik, dyrektor w banku) i gruby portfel to kobiety same mu się pchają do łóżka i tak czy tak zdradza tą zaobrączkowaną, którą wykorzystuje do wychowywania potomstwa. Dlatego kobieta powinna dużo zarabiać mieć własne mieszkanie i być przygotowana na samotne macierzyństwo. Ja jestem w związku od 9 lat i zazdroszczę koleżankom randkowania, bzykanka na boku co chwile z innym, mój mąż jest alergikiem i pracoholikiem więc ja teraz zamiast się bzykać i pić wino z jakimś mineciarzem nudzę się na kompie bo biedaczek śpi zmęczony alergią i chyba go zostawię bo mam ochotę latać za facetami i niekoniecznie muszę z nimi być na stałe i bawić się w mamusię bo zależy mi tylko na moich własnych pieniądzach i seksie(mąż dużo zarabia ale po 7 latach nie mamy dostępu do wspólnych kont bo ja nie chce mieć dziecka więc daje mi forsę na wydatki domowe 1/15 swoich dużych zarobków A wolni faceci po 30 są różni przeważnie nie wierzą już w miłość i zależy im na porządnym bzykanku z zajebistym lodem przed każdym sexsem i forsie. Moja 32 letnie koleżanka jest od 1,5 roku w związku i mówi, że w tym wieku nie da się już zakochać więc jak jej obecny partner skoczy na bok nie będzie mu mieć za złe bo sama też skacze bo jak to mówi ją nosi. Więc nie wiem czy jest się do czego śpieszyć lepiej szukać do 35 niż zostać samotną mamusią bez forsy w wieku 28 lat.

  • Łukasz

    Ok, powiedz mi w takim razie dlaczego w naszym kraju jest wiele… jeśli nie bardzo wiele kobiet, które pracują/ uczą się, robią karierę, mają mnóstwo ciekawych zainteresowań, uprawiają sport, są ładne i zgrabne i jednocześnie same, hmm?
    Pytam bo zaciekawiło mnie odwrócenie poniekąd twojego stwierdzenia:

    „Jeśli fajny gość jest na prawdę fajny to bardzo szybko znajdzie partnerkę”
    To samo więc powinienem powiedzieć o kobiecie: Że jeśli jest naprawdę fajna to powinna szybko znalezć partnera… a jednak tak się nie dzieje.

    Tylko proszę bez twierdzeń w stylu: „bo faceci się ich boją”. Nie, nie boją się. ;)

    No więc?

    • Może dlatego, że przez całą masę obowiązków nie mają zwyczajnie czasu na posiadanie partnera, albo po prostu nie chcą go posiadać?
      Żeby znaleźć trzeba chcieć i szukać, ewentualnie czasami po prostu poczekać.
      Skąd to straszne parcie na to żeby kogoś koniecznie mieć?

      • Łukasz

        Pewnie dlatego, że instynktownie ludzie łączą się w pary a bycie „samotnym” czy „samym” nie jest dla nas czymś naturalnym. Z jednej strony dlatego niektórzy tkwią w kiepskich związkach zamiast poszukać kogoś wartościowego. Z jednej strony boją się że zostaną sami na sam ze sobą i nikt ich nie zechce a drugiej nie chce im się szukać skoro na miejscu jest ktoś akceptowalny, zwłaszcza jeśli ten ktoś oszczędził im trudu i znalazł ich… zamiast oni jego. Zero wysiłku i stresu prawda?
        W przedstawionym przez Ciebie twierdzeniu podoba mi się fakt, że można go doskonale odnieść do obu płci i dlatego, moim zdaniem ludzi, których poznajemy… nie powinniśmy pochopnie oceniać. Każdy ma własne motywy, przeszłość i doświadczenie… które doprowadziło go w to a nie inne miejsce. Nie trzeba się zgadzać z każdym człowiekiem ale odrobina szacunku w stosunku do niego to już by się przydała. Strasznie to rzadkie jest obecnie.