To nie może być miłość, to niemiłość, czy to miłość?

Kilka dni temu napisałam tekst o „prawdziwych facetach”, którzy zdaniem współczesnych kobiet wymarli, zdechli, zniewieścieli, nigdy nie istnieli i takie tam. W owym tekście wspomniałam o moim związku z M.

O tym, że kiedy się poznaliśmy, nie było gromów z nieba, palpitacji serca, spazmów rozkoszy oraz miłosnych torsji. Znaliśmy się i lubiliśmy, ale M. był w swoim związku, ja w swoim, i nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby się na siebie rzucać. M. nie był za bardzo w moim typie, ja też nie przyciągnęłam jego uwagi na tyle, by nie mógł spać po nocach… Owszem, ja uważałam, że jest przystojny, on uważał, że jestem niezła, ale bez wzdychania do siebie i maślanych oczu.

Long story short, u M. sprawa się jebła, ja zakończyłam burzliwą, 4-letnią relację i w którymś momencie po prostu na siebie wpadliśmy. Tu kawa, tam piwo, rozmowa… mnóstwo rozmów. Dobrze się rozumieliśmy, lubiliśmy spędzać ze sobą czas, śmialiśmy się z podobnych rzeczy, mieliśmy wspólne zajawki, no i seks… Seks też był fajny. Postanowiliśmy spróbować. To był układ. Nie odpierdalamy maniany, jesteśmy ze sobą szczerzy, nie próbujemy siebie nawzajem zmieniać i robimy, co możemy, żeby było nam razem jak najlepiej. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tylko tyle albo aż tyle.

 

MIŁOŚĆ A ZAKOCHANIE

 

I nagle pojawiły się osoby, które oburzył sposób, w jaki piszę o związku. Że tak się nie da. Że jestem z M. z braku laku, że nasza relacja jest zwykłym „plastrem” i jak tylko któreś z nas pozna „tego jedynego/tą jedyną”, natychmiast zrobi spierdolkę.

Otwierałam kolejne maile od Wysłanników, kurwa, Prawdziwej Miłości i nie wierzyłam w to, co czytam.

Kobiety sugerowały, że bez bezsennych nocy, rzucania talerzami, rzucania się na łóżko, darcia ubrań, wyrywania włosów i symbiozy 24h/doba, to NIEMIŁOŚĆ. Bo miłość to pasja. Namiętność. Pożądanie. I nieumiejętność funkcjonowania bez drugiej osoby.

No wszystko fajnie, Drogie Panie, ale Wy tu nie o miłości piszecie, a o zauroczeniu, zakochaniu. Mówicie o tej pierwszej, słodkiej fazie, w której nie dostrzega się wad partnera, przeszkody nie istnieją, a we dwoje ooo, możecie wszystko. Gdzie tu miejsce na poznanie drugiego człowieka? Gdzie miejsce na uczenie się siebie i wspólną, nierzadko ciężką pracę nad związkiem? A przede wszystkim gdzie miejsce na autonomię, zaufanie i szacunek dla partnera, które to czynniki są PODSTAWĄ dla stworzenia DOJRZAŁEGO ZWIĄZKU?

Jeśli miłość definiujecie przez pryzmat uzależnienia od drugiego człowieka i permanentnego, endorfinowego haju, to ja już rozumiem, dlaczego mamy tak wiele nieszczęśliwych i samotnych kobiet w tym kraju. Joł.

 

PATRZENIE A DOSTRZEGANIE

 

Ale nie tylko dziewczyny popłynęły. Jeden z czytelników podesłał mi link do pewnego forum, w którym mój tekst był przez szanownych panów szeroko omawiany. Gwoli wyjaśnienia, na forum gromadzą się rasowi bywalcy szkoleń typu „Jak skutecznie wyrywać dupery” poszukujący kobiet z rodzaju Matka Polka w Przebraniu Kurwy. Czy tam na odwrót. Generalnie chodzi o siusiaków, według których związek polega na: seksie, patrzeniu jak kobieta dla nich sprząta/gotuje/robi striptiz oraz seksie. Słowo „feminizm” utożsamiają z wąsatą babą i wrzucają do jednego wora z określeniami typu „pedał”, „frajer”, „babochłop” oraz „zwykła szmata”. Macie obraz?

Panowie forumowicze zgodnie stwierdzili, że przed trzydziestką byłam kobietą niezależną, zaś w momencie, kiedy zmieniłam prefix, moje cycki przyciągane siłą grawitacji opadły na tyle, że postanowiłam za wszelką cenę znaleźć sobie pierwszego lepszego frajera, byle tylko był. No bo skoro od początku nie byłam w M. wpatrzona jak w święty obrazek, to znaczy, że to nie może być miłość. To wyrachowanie, wewnętrzna potrzeba starzejącej się macicy oraz paniczny lęk przed byciem samą w leciwym wieku trzydziestu-kilku lat. Ja pierdolę.

Jeśli istnieją mężczyźni, którzy miłość utożsamiają z bezkrytycznym uwielbieniem ich przerośniętego ego, to ja się nie dziwię, że w tym kraju jest tak wiele singielek z wyboru. Też bym wolała być sama niż z facetem, który chuja pomylił z wiertarką.

 

MIŁOŚĆ A „MIŁOŚĆ”

 

Ten tekst by nie powstał, gdyby dziś rano M. nie napisał do mnie „Kocham Cię, bo tak postanowiłem”, dorzucając cytat z Twardocha:

Nie mylić miłości z zakochaniem. Zakochanie to jest reakcja fizjologiczna, jak erekcja. To się po prostu zdarza, czasem samo z siebie. Jak ktoś nie chce, żeby się zdarzyło, to ucieknie na czas, jasne. A miłość to nie jest uczucie, to postawa względem drugiego człowieka i seria decyzji, jakie się podejmuje. Miłości się nie czuje, tylko się nią żyje. Kocham swoją żonę, bo kiedyś tak zdecydowałem: „Będę kochał właśnie ciebie”.

Przeczytałam to i coś we mnie pękło. Bo widzicie, dla każdego miłość jest czymś innym i nie powinniśmy jej definiować. Teoretycznie. Bo dojrzały, oparty na szacunku związek dwojga dorosłych ludzi nie opiera się na porywach serca. Nie opiera się na zauroczeniu. Nie opiera się też na samym pożądaniu i obsesji. Nie wynika z potrzeby bezwzględnej akceptacji i uwielbienia. Nie jest pochodną wzajemnej zależności, bezradności albo egoizmu.

Jest świadomą, dobrowolną decyzją o tym, by konsekwentnie trwać u boku drugiego człowieka. A taka decyzja nie może wynikać z niczego innego, jak z miłości.

Myślę o tym za każdym razem, kiedy z zacinającej deszczem, zimnem i szarością Warszawy wchodzę do naszego małego, ciepłego świata ze zbyt wąska kuchnią, zapachem cynamonu, mruczącymi kotami i… przepadam w jego ramionach.

*Tytuł tekstu inspirowany tym.

 

Fot. Ed Gregory, pexels.com

0 Like

Share This Story

Relacje
  • JozefP

    Daj linka do tego forum :D

  • Miłosz

    Mocno między oczy, byłaś zła kiedy pisałaś? Podoba mi się.

  • Izabela Ryńska

    Jesteś Malvina niesamowita :))) !! uwielbiam Twoje artykuły <3

  • Lil

    I tak… jestem w podobnym związku, wcale nie spadały mi kapcie z nóg na jego widok nigdy, nie chodziłam jak zombie od niespania i niejedzenia, bo przecież rozmyślałam o lubym. Ma wady, które mnie wk.wiają jak szczekanie psa sąsiadki o 5 rano w niedziele… ale czuję się szczęśliwa. Bo i ja mam wady. Jest o niebo fajniej niż w tych glamour związkach, totalnie wyczerpujących emocjonalnie, które wyciągały ze mnie torpedę w łóżku, bejb z dirty dancing na parkiecie, gesslerową w kuchni itd. Teraz jestem spokojna, jestem sobą, moje serce bije miarowo i jednostajnie. Teraz to doceniam, ten spokój, tą wyjątkową Naszą rutynę, ten brak wzlotów i upadków, tylko stabilność. To właśnie ta różnica między szaleńczym zauroczeniem, a miłością, bo ta druga przychodzi po cichu, naturalnie i zostaje na dłużej, bez względu na zmienność pogody.

    • Dzięki za ten komentarz. Bardzo ładnie podsumowuje mój tekst :)

    • Rozważna i romantyczna ;)

      Zdarza się też tak, że miłość rozpoczyna się od tego porywu, a z czasem pięknie dojrzewa, stabilizuje się – co nie znaczy że jest gorsza, słabsza. Jest po prostu inna – bo prawdziwa miłość to też rozwój, ZMIANA. Życie jest ciągłą zmianą , również w związku. Uważam, że nie ma niczego złego w miłości która rozpoczyna się od romantycznego porywu, totalnego zauroczenia – ale trzeba pamiętać, że to początek drogi…Jeżeli partnerzy razem dojrzewają, zmieniają się i potrafią prawdziwie kochać mimo, że np. motylki odfrunęły to pięknie. Jestem w związku od 6 lat i mimo, że nie myślę już o Moim Ukochanym całymi dniami, mam swoje życie zawodowe, zainteresowania (część wspólnych) to kiedy go widzę zawsze czuję ogromny przypływ szczęścia. Mieszkamy razem od kilku lat, w tym roku wzięliśmy ślub i nasza miłość jest już zupełnie inna niż na początku, ale jest coraz piękniejsza :)

    • Malwina

      Dokładnie tak:) Mnie też marzy się taka rutyna, stabilność, pewność, bezpieczeństwo… Ktoś powie – znudziłoby ci się prędzej czy później… Właśnie nie – taka pojebana miłość męczy jak toksyczny wymiatacz… Raz dziki seks,
      przypływy namiętności, miłości, potem awantury, burzliwe okresy, rzucanie talerzami… Ktoś mówi – prawdziwa miłość… Sorry taka miłość to jest interesująca w serialach, nie na własnej skórze:)

  • machu

    Malvia, przyznam, że czytam Ciebie od dłuższego czasu – bliżej nieokreślonego. Twoje spostrzeżenia jakże trafne i szczere trafiają do wielu moich znajomych. Tak trzymaj. Za każdym razem kiedy piszesz relacje ze swojego punktu widzenia, tym bardziej dochodzę do wniosku, że pewne zachowania kobiet i mężczyzn są mocno zachwiane. Jakaś równowagę wprowadzasz w postrzeganiu tego całego syfu – jakim jest „Miłość”. Z jednej strony syf, z drugiej coś do czego każdy z nas dąży i mężczyzna i kobieta. Bo życie w pojedynkę i budzenie się w środku nocy z rozterkami…co dalej, niczego nie przynosi, a będąc w związku trzeba nauczyć się życia w kompromisie.

    Tak apropos, czy to nie zmiana czasu, ustroju wpłynęła na brak stworzonych wzorców relacji. Czy to, że nasi rówieśnicy się rozwodzą to nie powielanie schematu wpojonego przez ich rodziców? Nie dostosowanego do obecnych czasów, w których żyjemy? Gdzie rola mężczyzny i kobiety jest inna niż 25 lat temu? Gdzie bardziej liczy się partnerska relacja niż patriarchat?

    Darz Bór!

    • Tak, powielanie patriarchalnego schematu funkcjonowania w związku to jedno, ale do tego dochodzi jeszcze (jeśli nie przede wszystkim) przenoszenie toksycznych zachowań wyniesionych z domu rodzinnego. Często powtarzamy, że nie chcemy być jak nasi rodzice, nie chcemy powtórzyć ich błędów… A zachowujemy się dokładnie tak samo.

      • machu

        To juz inna rzecz, że rodzina ma wpływ na osobowość osoby i zachowanie w związku. Tak samo jak to czy dana osoba miała rodzeństwo i nauczona jest dzielenia się, lub ma w sobie więcej empatii niż osoba wychowywana jako jedynak/jedynaczka. Nie generalizuje ale sam bylem w kilku związkach z kobietami, które pochodziły z domów rozwodników etc i to ma wpływ na zachowanie „dziecka” w życiu dorosłym – coś jak syndrom DDA – może jest DDR – Dorosłe Dziecko Rozwodnika ;)

  • Późne rokokoko

    Też dziś mi Internety wyrzuciły ten cytat. Nawet miałem go zalajkować… Ale nie umiem w ten sposób postępować. Ten wybór „będę kochać właśnie Ciebie” wg mnie powinien być naturalną konsekwencją tego co „zdarza się jak erekcja” czyli zakochania. Najpierw zakochanie, szał i uzależnienie. Potem właśnie ten wybór. Taki wybór kiedyś podjąłem, tylko druga strona podjęła inny. I dlatego też teraz jestem sam. Zakochanie się nie zdarzyło, a bez tego nie będzie u mnie tego drugiego, bo czułbym się właśnie jakbym to zrobił „z braku laku”. Potrzebuje tego haju na początku żeby mieć motywację do poznania drugiego człowieka a im dłużej jestem sam tym bardziej go potrzebuję. A że nie lubię niestety chodzić na kompromisy sam ze sobą to pewnie się to nie zmieni niezależnie od konsekwencji…
    Więc jeśli Tobie to służy to poniekąd zazdraszczam. Z tym, że raczej efektu niż sposobu.

    • Późne rokokoko

      Aha! Big up za Pokahontaz z Pezetem ;P Bo zapomłem :P :P :P :P

    • dyżurna klasowa

      Mam podobnie jak Późne rokokoko. Ten naturalny haj to jest właśnie to, za czym wszyscy pędzą, lepszy niż cokolwiek innego, lepszy niż jakakolwiek używka. Nie przeczę, że mogłabym kiedyś czuć do kogoś miłość bez tego, ale chyba jednak gdzieś tam po cichu uważałabym, że ta miłość jest taka ułomna i może zastanawiałabym się czy to w ogóle miłość. Ale może inni mają inaczej ;)
      I stanowczo zaprzeczam, że wieloletnia znajomość bez podtekstów wyklucza późniejsze trzaśnięcie pioruna i szał zmysłów.

  • aniqa

    Zazwyczaj nie zostawiam nigdzie swoich komentarzy… chyba, że coś mnie poruszy jak ten tekst właśnie. Sama jestem w podobnym związku do Twojego. Na początku nie chciałam nawet w nim być, ale nocne rozmowy, podobne gusta sprawiły, że kiedyś tam poczułam z tyłu głowy, że chcę mu powiedzieć, że go kocham. Po prostu. Bez fajerwerków, bez motyli w brzuchu, bez rzygania tęczą. I teraz z perspektywy czasu mam tak samo jak Ty ciepłe mieszkanie, dwa zwierzaki i jego ramiona. Pal licho, że za ciasna kuchnia – niektóre nie mają nawet tego, a często z własnego wyboru chowając się za hasłami, że mężczyźni to świnie ;) Kiedyś byłam już w związku pełnym emocji, frustracji i zazdrości. Emocji było tyle, że mogłabym obdarować grono przyjaciół, ale „gorąca miłość spaliła siebie na proch” zostawiając tylko niesmak. Wtedy miałam nieprzespane noce, a teraz zaufanie, bezpieczeństwo, ład i porządek. Wiem, że wybrał mnie, bo chciał, a nie dlatego, że nie było nikogo lepszego, wiem, że będzie, a nie zostawi mnie dla łani, która obudzi jego motyle ;] I gdy pisze czasem do mnie przyjaciółka, że kolejny facet to świnia, że ją olał, nie zadzwonił etc. to mam ochotę je napisać „fuck off” ;)

    • W takim razie cieszę się, że zostawiłaś swój komentarz tutaj :)

  • andrzej

    Wiesz co. Zlapalas dokladnie taki temat, nad ktorym ja patrzac na moje kolezanki, rozkminiam od dluzszego czasu. 5/6 moich kolezanek zyje w chorych zwiazkach, w ktorych sie dusza, facet cpa, lub wyzywa je od niewiadomo kogo,nie szanuje ich rodziny, lub pogladow, nie wspiera, ale one w nich tkwia, bo KOCHAJA, bo to PIERWSZA MILOSC, bo JEST JEDYNY I CUDOWNY. I tez te same kolezanki, umieja mi powiedziec, ze moj zwiazek jest z „braku laku”, bo gdy sie poznalismy, najpierw sie przyjaznilismy, a dopiero potem po wielu rozmowach, piwach i obejrzanych filmach wieczorami, obudzilo sie jakies zainteresowanie i doszlismy do tego ze chcemy tego samego – dziewczyny/chlopaka pod kocyk, ale pod kocyk nie do niewiadomoczego, a do tego, zeby spokojnie usiasc, porozmawiac, przytulic i przede wszystkim byc. Ze moj zwiazek jest nie taki „bo jak sie nie klocicie rzucajac talerzami i bez wyzwisk, to tak nie wyglada milosc. Bo powinna byc iskra.” Cholera, jest iskra. Tam gdzie trzeba jest, ale na codzien jest rozmowa, szczerosc, zaufanie i zrozumienie. Ja moge mu powiedziec, ze inny facet wedle mnie jest przystojny, on mi powie ze jakas dziewczyna jest ladna, zadne z nas nie robi z tego afery, ani nie strzela fochow, BO MNIE ZDRADZASZ, na co moje, te same co wczesniej kolezanki pukaja sie w glowe – „Jak mozesz swojemu facetowi powiedziec ze ktos inny jest przystojny?”. A no moge. Bo ufam. I on mi ufa. I naprawde wczesniej juz bylam w zwiazku, w ktorym byla kontrola, trzepanie telefonow, facebooka, puszczanie sygnalow po wejsciu do domu i wyjsciu z kibla, iskry i pobite talerze, a i tak skonczylo sie zdrada, placzem i lamentem, wiec po co? Teraz jest dobrze. Jest bardzo dobrze. I niech tak bedzie. A Ty sie nie przejmuj. Najwazniejsze zebys byla szczesliwa ;)

    • Dzięki Endrju ;) ;*

      • andrzej

        :)

        • bierka

          @andrzej czy dasz się namówić na pogaduchy na mailu – mam kilka pytań do Twojego komentarza :) helloyoyo@wp.pl

    • Adriana

      Jak cudownie, że jesteście i że macie siebie. I, że macie swoją ISKRE ;)))

  • Święte słowa naprawdę i żeby jeszcze ktoś miał czelność mówić jak to jest jak jest miłość. Niech się gonią wszyscy na drzewo… a Ty kochaj, bo to Twoje kochanie i kochaj dokładnie tak jak chcesz i jak Ci pasuje ;).

  • m9

    Bingo, Malv!
    „Kocham swoją żonę, bo kiedyś tak zdecydowałem” – a ja bym poszła jeszcze dalej i powiedziała – „codziennie postanawiam kochać mojego męża”
    Tak, mnie też pojebało po 30-tce, zamiast pożaru na chwilę wybieram mały płomień, o który wspólnie codziennie dbamy by płonął jak najdłużej…

  • Smok

    Nie wiem jak Ty to robisz, ale jak zawsze genialny tekst. „Jeśli miłość definiujecie przez pryzmat uzależnienia od drugiego człowieka i permanentnego, endorfinowego haju, to ja już rozumiem, dlaczego mamy tak wiele nieszczęśliwych i samotnych kobiet w tym kraju.” piękne!

  • Monogamiczny z natury

    Nie ma się co przejmować zdaniem tych zawistnych osób.
    Ludzie bardzo często mylą zauroczenie/zakochanie z Miłością. Nie mają o Niej pojęcia, bo tego nie przeżyli/nie dojrzeli do Niej, więc ciężko im cokolwiek odróżniać. ;]
    Dodatkowo możemy rozróżnić kilka rodzajów „miłości” (miłostek).
    Ta często określana mianem „prawdziwa”, „najprawdziwsza” to Agape według teorii Johna Lee. To taki ponadczasowy ideał, o którym wielu marzy.

  • Monogamiczny z natury

    Dodam, że to nic złego, jeśli Miłość narodzi się z zauroczenia, a potem z zakochania. Właściwie to zakochanie przeradza się w Miłość, jeśli spełnione są różne „warunki”, o których nie chce mi się teraz pisać.
    W każdym razie nie trzeba przejść tych początkowych etapów (zafascynowanie i zakochanie), bo z wraz dojrzałością wystarczy tylko lepiej poznać człowieka i dokonać wyboru, że chcemy obdarzyć go miłością, do której jednak jesteśmy zdolni. A zaznaczam, że nie wszyscy są, bo są np. egoistami, „pokaleczeni” przez poprzednie toksyczne związki itp.
    Pozdrawiam.

  • gościówa

    niech mówią, że to nie jest miłość, że tak się tylko zdaje wam …;)

    kujesz jak żądło malvino pe , na tyle skutecznie, iż powstają felietony na Twój temat w sieci, tak trzymaj

    • gościówa

      kłujesz ;)

  • „Tu kawa, tam piwo, rozmowa… mnóstwo rozmów. Dobrze się rozumieliśmy,
    lubiliśmy spędzać ze sobą czas, śmialiśmy się z podobnych rzeczy,
    mieliśmy wspólne zajawki, no i seks… Seks też był fajny. Postanowiliśmy
    spróbować. To był układ. Nie odpierdalamy maniany, jesteśmy ze sobą
    szczerzy, nie próbujemy siebie nawzajem zmieniać i robimy, co możemy,
    żeby było nam razem jak najlepiej. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Tylko 
    tyle albo aż tyle.”

    Gratuluję – właśnie mniej lub bardziej świadomie, zdefiniowałaś związek praktycznie idealny :) Oby więcej tak myślących kobiet na świecie. Wszystkim byłoby łatwiej :)

  • Teoretyzowanie oraz pobożne życzenia to jedno, zaś sposób wypowiadania się członków Waszego forum o wdzięcznej nazwie „Bracia Samcy” – to drugie.

    Miałam wątpliwą przyjemność wysłuchania materiałów z kilku szkoleń z udziałem Twoim oraz V1ncenta i (pomijając fakt, że zabrakło tam zarówno polotu, jak i charyzmy) Wasz sposób wypowiadania się na temat kobiet oraz porady dotyczące traktowania ich są pełne seksizmu i patriarchalnego podejścia do relacji damsko-męskich.

    Chcielibyście być maczo, a macie jeszcze mleko pod nosem. Wasze rówieśniczki być może to łykną, ale kobieta, która ma głowę na karku, zwyczajnie Was obśmieje czy też – zgodnie z obowiązującą w bliskim Ci świecie coachów i trenerów rozwoju osobistego nomenklaturą – zastosuje tzw. „śmieciowe dyskredytacje” ;)

    Pozdrawiam,
    M.

    • Andrrrus

      Jesteś cudowna! PUASy potrafią bardzo skrzywdzić – tępić drani i szerzyć wiedzę wśród kobiet na ich temat.

    • Monogamiczny z natury

      Marek (twórca forum) to niespełniony frustrat, który postanowił walczyć przeciwko WSZYSTKIM kobietom i szerzyć w nieskończoność swoje herezje w necie. Do tego celu uzbierał armię podobnych jemu. Mógłby już dać sobie spokój i zająć się w końcu realnym życiem. Ta ich nienawiść niczego dobrego nie przyniosła i przyniesie – nikomu.

  • Justa

    Rewelacyjny tekst….jak zawsze zresztą. Jednak TEN tekst mnie zmasakrował….na tyle że muszę dodać swój komentarz :) (zazwyczaj nie komentuje). Jestem w związku już parę lat. Kocham swojego mężczyznę, który jest moim przyjacielem, kochankiem, PARTNEREM(!) ,który nie dyktuje mi jak mam żyć ale słucha mnie i doradza, gdy mam jakiś problem i vice versa. Akceptujemy…. może też trochę za „mocne” słowo ;) …jesteśmy świadomi swoich wad ale nie udajemy że ich nie ma. Nie „rzucamy talerzami” w siebie, w ścianę czy cokolwiek innego…..bo to niczego nie rozwiązuje ale rozmawiamy! Nie szpiegujemy się i mamy swój „wolny od siebie” czas (hobby, babskie i męskie wieczory….a tego to sporo ludzi skumać nie potrafi „ale co? puścił cię?” a co ja krowa na łańcuchu?!). Jest częścią mojego świata ale nie całym światem! Byłam oburzona tymi komentarzami pod Twoim ostatnim tekstem typu „to nie miłość”. Czy to, że gdy pierwszy raz zobaczyłaś M.i nie dostałaś palpitacji daje prawo oceniać Wasz związek jako „nic z tego nie będzie”? No kurwa mać! Jeśli partnerskie związki (które, trwają już kilka lat…bo na taki związek się pracuje a nie jest wynikiem spotkania w barze i „motylków”) są skazane na spierdolke to jakie szanse ma związek „burzliwych emocji”? Może i ma, nie wiem…ja mam inne doświadczenie, ale nie komentujcie i nie potępiajcie ludzi, że nie zakochali się po waszemu, i nie robią czegoś tak jak wy….

  • Greg

    Ale ty się utwierdzasz czy przekonujesz ?? Dobranoc

  • kozaczek

    w slodkiej fazie bardzo czesto tworzymy w glowie obraz partnera niezgodny z rzeczywistoscia… ta faza ma wiele wad!
    nie moge sie jednak doszukac zadnych w dojrzalym wyborze partnera…

  • Adriana

    Malvina dzięki Babo za Twoje genialne przemyślenia wystukane na klawiaturze; ))

  • A.

    A nie byliście jeszcze poranieni po poprzednich związkach?Pytam,bo jestem osobą,która bardzo rzadko i bardzo ciężko się zakochuje,a każde rozstanie odchorowywałam latami.W Waszej historii uderza mnie brak problemów z zaufaniem ponownie,brak instynktownego zadawania ciosów profilaktycznie,żeby samemu nie oberwać…Wszystko co piszesz brzmi tak dojrzale i wyważenie…zazdroszczę i podziwiam.Jestem parę lat starsza od Ciebie (genialni forumowicze zalecaliby mi pewnie eutanazję),a nie wiem czy dorosła(bym)do czegoś takiego…Ale tym bardziej szanuję Twoją postawę…

    • Byłam poraniona, nawet bardzo i rzeczywiście się to po jakimś czasie na nas odbiło, bo z opóźnieniem zaczęłam „odchorowywać” poprzednią relację. Na szczęście ten etap mamy już za sobą, a M. swoją postawą tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jest facetem, z którym chcę być.

      • A.

        Tym bardziej Wam tego gratuluję, bo ewidentnie zbudowaliście razem coś bardzo wartościowego… Tak trzymajcie! :)

  • fajter

    Fakty:
    1. Emocje po latach wygaszają się. Jeśli na początku związku „motylków” jest niewiele, to po dłuższym czasie prawdopodobnie będzie ich jeszcze mniej.
    2. Przez całe życie spotykamy osoby, które na nas działają – tak po prostu. Wystarczy spojrzenie, uśmiech, przypadkowy dotyk, by wywołać falę podniecenia.

    Teraz wyobraźmy sobie osobę, która po latach w stabilnym związku spotyka nagle kogoś, do którego czuje „chemię”. Co może zrobić?
    1. Zerwać kontakt, żeby nie kusić losu.
    2. Spotykać się sporadycznie, żeby przez chwilę poczuć „motylki”, po czym wracać do domu.
    3. Pewnego dnia wypić o drinka za dużo i pójść o krok za daleko, po czym żałować tego lub nie.
    4. Rozpocząć romans.
    5. Zerwać z poprzednim partnerem i odejść do nowego, tłumacząc sobie, że nowe uczucie to prawdziwa miłość, a stare obok miłości nigdy nie stało.

    Większość osób pomija punkt pierwszy, przechodzi do punktu drugiego i po czasie do trzeciego. Właśnie od takich osób dostałaś wszystkie te wiadomości. Jeśli będziesz gotowa, że ktoś kiedyś jeszcze na Ciebie zadziała, być może najmocniej w Twoim życiu i olejesz tego kogoś, to związek spokojnie przetrwa :) Po prostu mało kto to dzisiaj jeszcze potrafi…

    • Monogamiczny z natury

      Nie zgodzę się z tym. Mam swoje doświadczenia i z mojego punktu widzenia wygląda to następująco: Miłość to nie są emocje (wszelkie emocje naturalnie pojawiają się, ale też zawsze kiedyś znikną, by inne znów powstały – zależne od sytuacji), więc „ich wypalanie się” nie ma tu związku.

      Ponadto dla osoby, która „naprawdę, szczerze i prawdziwie” kocha – inni ludzie nie wzbudzają w niej odczuć o zabarwieniu erotycznym (nie pojawia się emocja pod nazwą „pożądanie”), to jak nieprzenikalna bariera. Ci inni ludzie istnieją, zauważamy ich, możemy stwierdzić, że są brzydcy lub atrakcyjni, mili lub niemili itp., ale „nie działają”.

      To moje zdanie poparte osobistym doświadczeniem (na koncie mam wieloletni związek do dziś). Ja to ja, ale oczywiście wiem, że są inni, którzy mają inaczej. W końcu każdy ma swój punkt widzenia.

    • Monogamiczny z natury

      Znalazłem jeszcze linka do artykułu. Miłość to nie naukowe fakty, jednak nawet pewne badania w pewnym sensie potwierdzają to, co pisałem wcześniej:
      http://sympatia.onet.pl/tips/jak-dlugo-trwa-milosc,4353725,advice-detail.html

  • Ela

    Ja też, ja też! Nie było fajerwerk, nie było szczęki na podłodze na jego widok, w sumie to spodobały mi się jego oczy, a poza tym uważałam, że wygląda dziwacznie.

    Poszłam z nim na tę randkę, no bo skoro się umówiłam… I czekał na mnie przed samochodem, jakby wiedział, że panicznie się boję, że nie będę wiedziała do którego auta podejść. A potem zainteresował mnie sobą na tyle, że postanowiłam poznać go bliżej. Bo pokazał mi inną muzykę, bo fajnie grał na gitarze, bo miał do powiedzenia coś interesującego. No i tak mnie zaciekawił, że zostałam.

    Teraz pierwszy raz w swoim życiu mam kogoś, kto wspiera mnie w moich pasjach i napędza do działania, kogoś, z kim nie kłócę się o takie pierdoły jak rozwalone na środku pokoju skarpetki, czy zostawione na stole kosmetyki. Dzięki temu mogę być bałaganiarą i nikt mnie za to nie obraża (co niestety się zdarzało, bo kobieta winna być Panią Domu itp. itd.). Mam kogoś, kogo mogę obudzić o 6 rano i powiedzieć: „kochanie, zaspałam na autobus”, a on wstanie, włoży coś na siebie i mnie zawiezie do pracy. Bez złości, bez krzyczenia. Jestem z kimś, kto mnie zna jak nikt inny i doskonale rozumie i wierzę, że z mojej strony ma to samo. Wreszcie mam ukojenie dla swojej niespokojnej duszy. Nie było nieprzespanych nocy (no dobra, jedną przegadaliśmy), były tylko dwie(!) randki i po miesiącu zamieszkaliśmy razem. Już za chwilę miną dwa lata, a ja jestem szczęśliwa, spełniona, dobrze znam jego wady, a on zna moje i zwyczajnie chcemy siebie. Po kilku wcześniejszych, szalonych związkach stwierdzam z całą pewnością, że wolę to ZROZUMIENIE od amorów, motylków, uniesień, czy czego tam jeszcze. Chociaż, muszę się przyznać, mogę się na niego gapić jak śpi i drapać po głowie, wtapiając palce pomiędzy jego długie włosy. I czuję wtedy takie ciepło… I myślę sobie, że jest najpiękniejszy na świecie :D Bo to nie jest tak, że w zdrowym, bezpiecznym i stabilnym związku nie ma uczuć. Są. I czasem jest tak zajebiście, że… (wstaw cokolwiek najlepszego przyjdzie Ci do głowy) :D

    Zapomniałam. Kiedy byliśmy na etapie kolegowania się, pokazywał mi kroki do walca. W pewnym momencie poczułam coś, co się dzieje w książkach. Serio. Zamarłam, serce mi prawie wyskoczyło, wstrzymałam oddech, miałam wrażenie, że skóra mi płonie, a może jemu? Usiadłam na łóżku udając, że źle się poczułam, ale on poczuł to samo. Od tamtej pory oboje kombinowaliśmy co by tu zrobić, żeby z koleżeństwa zrobić coś więcej :D A nawet mi się wtedy nie podobał! Dałam sobie szansę go poznać, a potem przyszły emocje.

  • Kobieta

    Cześć Malvina, odniosę się do Twojej wypowiedzi o Bracia Samcach, to co opisałaś o nich to bardzo, bardzo duże uproszczenie. Mężczyźni też są krzywdzeni przez kobiety. Tam jest niestety o nas kobietach to do czego nie chcemy się przyznać i przyjąć uczciwie na klatę, nasze kobiecy grzechy a wolne od nich nie jesteśmy. Forum stworzone dla mężczyzn, idealne dla kobiet, dlatego, że tyle na raz wskazówek, rad jak tworzyć udany związek, normalne relacje, to ja kobieta jeszcze wcześniej nie spotkałam. Rad prosto z męskiego serca. A rady trafne.
    Tam drogie kobiety, oprócz szowinistycznego podejścia, które ma większość mężczyzn, ale głęboko to ukrywają w poprawności politycznej, znajdziecie nie jedną odpowiedź na Wasze pytania.

    • Być może da się tam znaleźć inspirujące wypowiedzi. Ja przeczytałam kilka wątków i mnie zemdliło – poziom dyskusji oraz argumentacji zatrzymał się gdzieś na poziomie licealno-gimnazjalnym. Więc może to rzeczywiście dobre miejsce – dla ludzi do 17 roku życia.

      Pozdrawiam.

      • Enemy

        To może trzeba było poczytać trochę więcej zamiast ulegać efektowi pierwszego wrażenia. Już nawet credo forum na samej górze mówi zupełnie co innego, niż tu o nim piszesz ;)

        • Na swoje nieszczęście poczytałam. W tym „genialne” credo założyciela forum oraz dyskusje z wątków zatytułowanych m.in.: „Zaliczanie pasztetów” czy „Dziwki i szwagry”.

          Współczuję wszystkim kobietom, które z tego bagna czerpią swoje „mądrości życiowe”. Facetom z resztą też.

          • Enemy

            No i to akurat najmniej odwiedzane działy, w porównaniu do dyskusji na temat rozwoju osobistego, zdrowia, związków, gdzie jest po kilkadziesiąt wątków a nie 4 na krzyż. Poza tym chyba jako feministka nie powinnaś mieć nic przeciwko „pasztetom”, które też chcą mieć fajny seks. Premiowanie tylko pięknych kobiet wszak jest takie seksistowskie :)

          • Wybacz, ale zakończę tę rozmowę ze względu na Twoją wątpliwą argumentację dot. „pasztetów” oraz zerowy poziom, jaki właśnie dzięki Tobie osiągnęła.

      • Grzegorz Miąsek

        Oni mogli tyle mieć :)

        Ja wiem, że obcowanie z tym jest ciężkie, dla kobiety pewnie bardziej, ale mnie akurat jest ich trochę żal. Znam tzw. pawdziwych mężczyzn, ze dwóch nawet lubię. A to jest strasznie ciasny uniform. Cały czas być silnym, twardym i wszechwiedzącym. Powielają nieaktualny wzorzec nawet nie zauważając, że upupia przede wszystkim ich. Bez marginesu na błąd. Bez miejsca na rozmowę o uczuciach. Mentalność wojownika w świecie bez wojny.

        Dlatego przytul samca :) On ma miękki środek, tylko w skorupce tak grubej, że aż mu ten środek poharatała.

  • ewa.

    Świetnie napisane.
    Zawsze znajdą się znawcy, doradcy i inni tacy. Nikt nie powinien definiować Twojej MIŁOŚCI. Po tekstach są w stanie stwierdzić, że nie ma u Ciebie miłości i to związek z braku laku? Nieźle.
    Dla każdego miłość jest czymś innym. Ja weszłam w związek bardzo świadomie. Obyło się bez motylów, bo tak chciałam. Byłam tą laską z poprzedniego teksu (ale u mnie związane to było z własnymi kompleksami). Od początku wiedziałam, że każdy człowiek ma wady, że chcę je znać, nie tłumić. Nie chcę obudzić się i stwierdzić „o kur. nie znam tego gościa”. Może jestem głupia, może to beznadziejne, że pozbawiłam się tych maślanych oczu, motylków w brzuchu, ochów i achów, ale przez to wiem z kim mam do czynienia.
    Od początku szczerość, rozmowy, czułość. Miłość przyszła z czasem, miłość to codzienność. Teraz po ponad roku mogę dopiero powiedzieć, że to miłość.
    Uwielbiam Twoje teksty!

  • Ktoś

    w sedno…

  • Tasior

    Największy plus Twojego bloga to objętość :) aż miło się czyta, jak nie trzeba scrollować 2 godziny :) a jako puentę można zacytować zagramaniczne powiedzonko „Live and Let Live”.

  • Anja Angelina

    Pajonczku,
    ale Ty masz timing.. :)
    Chyba właśnie coś takiego samego rodzi się u mnie.. :)
    Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogły sobie przybić pajęczą piąteczkę :)
    Całusy!

  • Ew

    To się po prostu nazywa dojrzałość :)
    Nie patrz na innych i keep goin’ ;)

  • Ależ oczywiście, że może się zacząć od wielkich wibracji w żołądku i bezsennych nocy, a skończyć na pięknym, długotrwałym, dojrzałym związku. Nigdzie w swoim tekście nie stwierdzam, że jest inaczej.

    Pozdrawiam i polecam bliższą przyjaźń ze słownikiem języka polskiego, bo skoro już o pożądaniu mowa, to warto byłoby wiedzieć, jak ten wyraz zapisać ;)

  • Tak miało być :)

  • paula

    Kiedyś nie wyobrażałam sobie związku bez rzucania talerzami, ognia, sinusoidy emocji. Nawet o takim marzyłam! Dopoki nie zobaczylam drugiego dna. Wniosek? Uważaj o czym marzysz :)

    wmorzumysli.wordpress.com

  • Grzegorz Miąsek

    A my mielismy motyle, haj, pieprzenie jak króliki i ten cały asortyment zwany zakochaniem. To oczywiscie minęło i dobrze, bo przy tak ograniczonej poczytalności ludzie nie powinni z domu wychodzić. Jedenasty rok idzie, nie udusiłem jej, ona mnie nie zatłukła. Innej nie chcę i nie potrzebuję, ona mówi, że z innym by nie wytrzymała.

    Niech będzie, że to miłość, choć ubranie tych wszystkich małych radości, złości, fuckupów, nawyków, planów i różowych t-shirtów, które mi z uporem maniaka kupuje w jedno słowo jakoś to wszystko trywializuje.

  • Jeszcze kilka tekstów i zacznę podejrzewać, że podsłuchujesz moje rozmowy ze znajomymi przy piwie albo nie daj boże masz wgląd do moich szkiców w wordpressie ;-)
    By nie powtarzać komentów innych (i mocno uogólniając):
    – forum zostawmy tym troglodytom (idiotów w necie nie brakuje)
    – efekt WOW i „talerze” zostawmy młodym osobom, ale też starszym i z braku innego słowa „niedojrzałym” (mocno skrótowo i w dodatku w cudzysłowie).
    – a cieszmy się tą rutyną, spokojem i tym wszystkim o czym piszesz (jeśli to mamy oczywiście, a jeśli nie mamy to przechodzimy tindera w prawo :P).

  • Marta

    Mam to samo. Poznaliśmy się przez neta, w grze mmo. On był inteligentny i miał podobnie absurdalne poczucie humoru. No i dobrze się z nim rozmawiało. Po chwili stwierdziliśmy, że dobrze by było się zobaczyć, spotkaliśmy się. Nie rzucił mnie na kolana na pierwszym spotkaniu, na drugim zastanawiałam się, czy aby na pewno to to, skoro moje serce nie ma palpitacji. Jeździł na trasie Wrocław-Kraków. Po pół roku stwierdziliśmy, że zamieszkamy razem i zobaczymy co z tego będzie, bo dojazdy są męczące. To było trzy lata temu. Uczymy się siebie, życia razem, drzemy koty o PSa, kto dziś gra i o to, kto robi zakupy na rosół. I co? Jestem szczęśliwa i wybieram jego i życie z nim.

  • Mała Mu

    Mojego chopa znam od 17 lat od 10 jesteśmy razem, był jednym z trzech moich najlepszych kumpli i nadal nim jest. Wzdycham do szatynów z ciemnymi oczami i mocnym zarostem, tak, też tym na cycku – taki chop z lasu.A mój to blond-rudy, szarooki i z 3 włoskami na klacie. Woolverine trochę ciężko z niego zrobić. Ja też nie jestem Natalie Portman z miseczką DD Zakochałam się w moim „prawie mężu” po trzech miesiącach bycia z nim i ta miłość trawa do dziś (pomimo tego że czasem bywa wredną, męską suką). Jest nam dobrze ze sobą ale mamy też świadomość że bez tej drugiej połówki damy rade przeżyć, nie jesteśmy ze sobą na siłę ale z wyboru.

  • A.

    Nie „brakuje” mi tego w relacjach innych ludzi, po prostu wiem, że często przechodzenie z jednego związku w drugi skutkuje tego rodzaju mechanizmami obronnymi- więc wyraziłam mój podziw dla tych, którym najwyraźniej udało się tego uniknąć. Nie prosiłam o psychoanalizę, ale oczywiście bardzo dziękuję za Twoją opinię.

  • Zbyny

    Co tak stoicie? Idźcie na całość i zamieńcie bycie parą na bycie rodziną. Tu nie ma co czekać :)

  • Ewa

    kolejna powiem ze mam tak samo z moim R. ;) i nie zamieniłabym tego na żadne motyle i szał świata. Spotkaliśmy się w momencie kiedy oboje byliśmy dłuższy czas sami, bez chęci na kolejny kosmos i zgrzytanie zębów. Mamy swój ciepły grajdołek, zrozumienie, bezpieczeństwo i najprawdziwszą miłość na świecie. Wyszła bez zauroczenia, wiedzieliśmy na trzeźwo dokładnie jakie mamy wady i zalety.
    … I nawet dziś, kiedy pomyślałam ze położymy się spać razem, od razu świat był lepszy:)
    Malva -> :* zawsze trafiasz do mnie

  • Marta

    Amen.

  • byłam kiedyś z facetem, przez którego spać nie mogłam, jeść i tym podobne rewolucje, myśleć racjonalnie przez motylki w brzuchu i zmieniłabym dla niego wszystko – na szczęście w porę się opamiętałam i do teraz zastanawiam się CZEMU BYLAM TAKA GLUPIA?… bo teraz jestem z facetem, z którym oczywiście też „rzucamy się na łożko” (:D) i tak dalej, ale nie pamiętam aby były jakieś rewolucje żołądkowe i od razu mówiła: TAK TO ON, MÓJ IDEAŁ! ale jest pomiędzy nami więź- miłość, szacunek i wola obustronnej pracy nad związkiem, jest moim motywatorem i ukojeniem – i jestem najszczęśliwsza i postanowiłam to – jest moim mężem ;)

    każdy ma to czego chce i myslę, że też to do czego dorósł i zmądrzał ;)

  • To nie miłość… to wyższy poziom, bez drogi na około.

  • kasia

    pieknie! trzeba o tym mowic czesciej, glosniej i wiecej! Filmy klamia, romantyzm zrył nam banię, a motyle, gromy, tęcze, iskierki sa przereklamowane.
    Wlasnie czytalam ciekawy artykul, gdzie porownano zwiazek, milosc w zwiazku do nawigacji – trzeba cholerstwo obserwowac, nawigowac, update’owac. Podazajac stara wersja, na ślepo, trafimy w koncu na sciane. Trzeba z tym pracowac, nie jest dane raz na zawsze.
    Malv, nikt szczesliwy i spelniony nie bedzie z boku analizowal Twojego zwiazku, bo:
    -sam nie ma na to czasu
    -wie, ze nie ma jednej recepty, wzoru czy normy
    -spojrzy na Ciebie i od razu wie
    a idealisci-fundamentalisci to najczesciej sfrustrowane single ziejące żalem i jadem.

  • Rudaa

    Czytam Cię od bardzo dawna, uwielbiam Cię czytać. Jak tylko wpadłam na Twojego bloga to pół dnia czytałam wpisy od samego początku, szlam do pracy i jak wracałam czytałam dalej.

    Co do związku, ja mojego onego znam długi czas, jest starszy ode mnie o 8 lat. Jak miał 18nastke to ja z jego siostrą obok w pokoju bawiłam sie lalkami. Jak już ja skończyłam 18nascie, a on zjechał do Polski ( bo długi czas spędził za granica) traktowałam go jako starszego brata mojej przyjaciółki. „Cześć, cześć. Co tam ? Spoko.” Nigdy nie widziałam w nim potencjalnego mego onego i nagle jak grom z jasnego nieba zaczęliśmy rozmawiać jak nigdy wcześniej, spędzaliśmy długie „papierosy w kuchni” na rozmowach o wszystkim i o niczym. Nastał moment, ze przychodząc do mojej przyjaciółki zaczęłam tak naprawdę przychodzić do niego. Owszem, były długie spędzone namiętnie noce, były motyle w brzuchu i było to wszystko co powinno byc, alenajbardziej podobało mi sie to, ze było miedzy nami kumplostwo, taka niby zwyczajnia rzecz ale jednak wyjątkowa . Teraz jesteśmy zaręczeni i uwielbiam przychodzić do naszego domu i wydurniać sie z nim jak z najlepszym kumplem i prztualć sie do niego i czasem nawet nawrzeszczeć i pomimo, ze wszyscy mówili mi, ze z jednego związku w drugi (bo tak tez u nas było) nie ma sensu, bo to tylko na chwile, bo ob starszy to tylko wykorzysta to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie bo mam swojego „Andrzeja” i nie oddam go nikomu. ☺️

  • aspinms

    Malvina… Trafiłaś w sedno. To jest miłość.

  • Obecnie też jestem w związku, w którym nie wzdychalam do niego przez rok robiąc z siebie szmate żeby tylko na mnie spojrzał, bez grania w gierki – kto pierwszy napisze temu bardziej zależy. Zakochaliśmy się w sobie z czasem i jakież to było piękne! Z pełną świadomością, po wielu wielu godzinach współnych rozmów, po ponad tysiącu kilometrach, które przeszliśmy w górach [a bo i od wspólnej pasji się zaczęło]. Dojrzała miłość- w końcu.
    Pozdrawiam!
    i przestań czytać głupie, bezwartościowe maile kochana :)

  • Z romantyzmu mam tylko gorączki. Tzn. potrafię myślami się do gorączki doprowadzić, nie jestem z tego dumna. Zakochuję się w mózgu, więc facet może być szkaradny (ja mówię „dyskusujnej urody”, ale koleżanki uczynne twierdzą, że szkaradny). I owszem, w dwóch przypadkach zdarzyło mi się zadurzyć tak, że byłam ćpunem powietrza i emocjonalną idiotką, ale oba związki odchorowywałam (nie miałam facetowstrętu, ale byłam bardziej nieufna, trzymałam na dystans); trzeci związek był właśnie pozbawiony fazy motyli i od razu wsunęłam się w ciepłe kapcie; stabilność, ciepło, wzajemne (tak mi się wydawało) zrozumienie; w planach były nawet zaręczyny. Niestety mojemu D. brakowało spazmów właśnie, tego, że nie można się ze mną pokłócić i że jestem zbyt wyrozumiała… i się rozstaliśmy. Ostatnio spotkałam kolejnego faceta i było mi z nim dobrze. Podczas rozmowy wyszło znów, że jemu brakuje właśnie motyli, skier i uniesień. Na pytanie, jak mogę tak spokojnie decydować się na chęć bycia z kimś, odpowiedziałam „bo tak zdecydowałam”.
    Widać nie tylko kobiety mają umysł podatny na disneyowsko-holywoodzką papkę a ja niechcący dokonałam plagiatu ;)

  • Brzeska

    Aśka ostatnio u siebie na blogu napisała, że miłość to przyjaźń, szacunek, łóżko, co zajebiście dopełnia się z Twoim tekstem. Bo to swoisty wybór właśnie, jeśli mowa o relacji na serio. I co tu dużo mówić – sms’a dostałaś mega!

  • Piotr Surmacz

    Trochę życia mi upłynęło zanim wyraźna stała się dla mnie granica między zakochaniem, a miłością. Choć różnice pomiędzy tymi stanami ducha definiuję podobnie jak Malvina, to w odróżnieniu od niektórych z nas nie uważam, że naturalną konsekwencją pierwszego bywa drugie.
    Według mnie, właśnie te różnice w postrzeganiu partnera, w jego „przydatności” dla nas w wybranym typie relacji decydują, czy tylko zakochujemy się w kimś, czy też rozważamy z upływem czasu daną osobę w kontekście stałego partnerstwa.
    Myślę, ze zakochujemy się w kimś, bo w danym okresie życia ta osoba daje nam coś, czego bardzo nam brakuje. Czasem więź tworzy się przez seks, czasiem przez potrzebę bycia zrozumianym. Zawsze jest to jednak coś, co druga strona nam daje, a czego (czasem nieświadomie) nam brakuje.
    Nawiasem pisząc, sądzę, że podobny mechanizm pojawia się w trakcie romansów. Ktoś kto jest w szczęśliwym związku, nie będziesz szukał „innych” doznań, bo jego życie emocjonalne jest kompletne i wszystkie potrzeby zaspokojone.
    Do tego dochodzą podczas zakochania, dobrze nam znane uczucia: tajemniczości, nowości czy słynnych motylków w brzuchu. Tak zwane „fresh meat”, które powoduje, że patrzymy na drugą osobę pobłażliwie i z optymizmem. W zakochanie wpadamy też łatwiej, bo zestaw cech partnera potrzebnych do zakochania jest inny, moim zdaniem znacznie uboższy, niż osoby, którą chcemy obdarzyć dojrzałą miłością i związać się z nią na długo.
    Prawdziwa, dojrzała miłość to zupełnie inna bajka. Jeśli z kimś spędzamy zwariowane weekendy, romantyczne wieczory i przeżywamy szczęśliwe orgazmy, nie oznacza to automatycznie, że równie prosto i łatwo będzie nam się z tą osobą planować i budować dalsze życie. Tu potrzeba trochę innego zestawu „kompetencji” partnera: zaufania, wierności, uczciwości, lojalności, umiejętności chodzenia na kompromis i najzwyczajniej w świecie podobnych planów na życie. Oceniamy więc te kompetencje i podejmujemy świadomą, dojrzałą decyzję.
    Myślę, że właśnie to miał na myśli cytowany w artykule pisarz.

  • Uczynna przyjaciółka mówiła mi „jest starszy, miał kogoś, nie chce młodszej dziewczyny, to nie twój ideał, nie te oczy, nie te włosy, nie pasujecie, zniszczy ci życie, rzuci, zniknie itd”. No i cóż mogę powiedzieć? Nie chciał dziewczyny, ja nie chciałam chłopaka. Po wielu rozmowach, w dzień i w nocy, po tysiącach zrobionych wspólnie kilometrów, po kilku wspólnie sprawdzonych knajpach, zrzędzeniu o życiu i ludziach. Stało się i tyle. Od początku nie nazwana po imieniu relacja sama zmieniła się w związek. Ale oparty na przyjaźni, rozumieniu się bez słów, walczeniu z życiowymi potworami – wspólnie i z wyboru. Motyle i uniesienia? Były, są i będą, taka kolej rzeczy, ale to się chyba nazywa pożądaniem. A miłość? To decyzja, że co dzień wracam do wspólnego domu, że myślimy o sobie planując czas wspólnie czy osobno, że czeka na niego obiad kiedy wraca z pracy, że wpada po mnie na uczelnie, pyta jak minął dzień, że mamy wspólne plany czy marzenia. A przyjaciółka? Pokręciła się, poznała kogoś, była i znikła. To kto miał mi to życie popsuć, rzucić i zniknąć?

  • KaZet

    Nie wiem czy ta do konca moge sie zgodzic z tekstem bo moje doswiadczeie zyciowe podpowiada cos odwrotnego. Przychodzi ten poryw serca u jednej czy drugiej strony I z milosci „przyjacielskiej”, „powolnej”, „wychodzonej” zostaje wspomnienie i gorycz.
    Zreszta faceci odchodza do mlodszych atrakcyjniejszych a dziewczyny bo juz im sie nudzi, nie maja tych emocji… a moze nigdy nie mialy. Gdy wtedy slyszysz ze ktos tak naprawde nigdy nie byl z Toba szczesliwy bo nie mial tych porywow tych emocji…Nie chce tez oceniac ktory zwiazek jest bardiej dojrzaly, kazdy ma swoj wybor. Dla mnie jednak lepiej jak jest jakis ogien od poczatku a potem z tego ognia mozna wykrzesac i wiecej. Jest to rozwiazanie idealne. Tyle ze nie jestem przekonany czy w wieku 30, 30+ taki wielki ogien istnieje czy nasze wymagania, doswiadczenia nie powoduja ze juz jestesmy ostrozni, chcemy byc bezpieczni, nie ryzykujemy, nie angazujemy sie. Prawda jest jednak ze to nasze plany, wybory, pokazuja czy kochamy czy tylko chwilowo sie zagotowalismy.

  • shelmahh

    czytam różne wypowiedzi pod postem i w moim odczuciu nie ma reguły. w swoim życiu były różne opcje. dzikie, namiętne i spokojne, dojrzałe. żadna z nich nie jest lepsza od drugiej. to wynikało z tego jakie temperamenty się spotykały. więc trudno jest generalizować co to jest miłość a co nią nie jest. nie jesteśmy tacy sami, mamy różne doświadczenia i momenty w życiu. więc w moim odczuciu miłość jest wtedy kiedy talerze fruwają, z łóżka nie wychodzimy, jest namiętność i tylko MY, ale też wtedy kiedy jest miło, dojrzale i umiemy wspólnie budować naszą przyszłość. obecnie jestem w związku, w którym wszystko dzieje się naraz. są tygodnie dzikiej namiętności bez zbędnych słów, tęsknoty ale też spokojniejsze akcje, w których widzę ile pracy wkładamy oboje w ten związek.

    jest tylko jedna akcja, która daje mi do myślenia codziennie. Gdy byłem w małżeństwie, to mimo naszych starań i tak polegliśmy. Gdy patrzę wstecz widzę, że wszystko było niejako zaklepane. Nasza miłość i bycie razem przede wszystkim. Teraz nie pobieramy się (moja M też jest po rozwodzie) i tu nic nie jest zaklepane węzłem małżeńskim. To daje codziennie adrenalinę i gdzieś w tle cały czas majaczy poczucie braku stabilizacji i bezpieczeństwa. I dobre to jak cholera! :D może jest to jakiś przepis na tę adrenalinę, o której tak piszą kobiety do Ciebie Malvina przy jednoczesnym dojrzałym związku, który trzeba szlifować codziennie?

  • shelmahh

    Twoje słowa są bliskie moim przemyśleniom. zawsze byłem w długich związkach. od samego początku w sumie. tych krótkich nie liczę i nawet ich nie wspominam. teraz jestem zdania, że ilu ludzi, tyle rodzajów miłości. I daleki jestem od tego by wypominać ludziom, że jeśli kręci ich adrenalina, namiętność mega dzika, to pewnie są zakochani. Ja w takim zakochaniu przeżyłem 10 lat, mam z tego związku 2 dzieci.

    I mogę teraz śmiało powiedzieć. Kochałem i byłem zakochany jednocześnie. To w sumie mój standard, do którego dążyłem i dążę w życiu. I udaje mi się to. Kochać, budować dojrzały związek ale tkwić w zakochaniu bez końca. W tym szaleństwie kiedy nie liczysz czasu. I łapię się teraz na tym, że nie znam daty rocznicy, momentów, bo zawsze wydaje mi się, że nasz związek trwa od tygodnia. Tak się czuję. A tu kredyty, dom, dzieci, kot, samochód. Full stabilizacja ale z dodatkiem chilli aby zawsze krew była gorąca a związek namiętny :)

  • AlexLuthien

    „Bo dojrzały, oparty na szacunku związek dwojga dorosłych ludzi nie opiera się na porywach serca. Nie opiera się na zauroczeniu. Nie opiera się też na samym pożądaniu i obsesji. Nie wynika z potrzeby bezwzględnej akceptacji i uwielbienia. Nie jest pochodną wzajemnej zależności, bezradności albo egoizmu.” jasne, że tak ; )
    Zakochanie i zauroczenie jest wypadową.
    Napisałaś o rozpływaniu się w jego ramionach – to chyba jest swojego rodzaju zauroczenie drugą osobą? ;)

  • Malwina

    Świetne:) Zgadzam się w 100%. Te opinie lasek i „mężczyzn”, które Cię zaatakowały… znam takie opinie i takich ludzi. Święta racja – miłość to nie uczucie. Przeczytałam kiedyś, że miłość to troska o dobro drugiego człowieka (a książka
    była napisana przez księdza, ale to nie ma nic do rzeczy, bo naprawdę tym
    jednym zdaniem otworzył mi oczy). Miłość to TROSKA o dobro drugiego człowieka –
    nie mogłam nigdy pojąć jak można ślubować komuś miłość, wierność i uczciwość…
    Zawsze myślałam no ok uczciwość za 20 lat – ok, wierność za 20 lat ok, ale skąd
    mam wiedzieć że będę go kochać? Bo wtedy byłam przekonana, że miłość to
    uczucie, ale teraz wiem że tak nie jest. Kochasz mamę – troszczysz się o nią,
    przyjaciółkę, dziecko – troszczysz się o nich… Proste. Uwielbiasz spędzać z
    nimi czas, i choć na co dzień nie ma motyli w brzuchu wiesz że nie wyobrażasz
    sobie życia bez nich.

    Na marginesie – Malwina masz przeteksty… Leże i wstać nie
    mogę…:D

    To Ty miedzy innymi uświadomiłaś mi z kim byłam 10 lat – idealnie to opisujesz
    facet szukający Matki Polki w przebraniu Kurwy albo na odwrót:) Tacy goście chcą tylko
    seksu, twojej atrakcyjności przeplatanej z odpierdalaniem całej roboty w domu,
    przy dzieciach i przy nim przez ciebie i dbaniu o NIEGO… Ty kurwa powinnaś się
    cieszyć, że cię wybrał, bo on jest wyjątkowy… Rzeczywiście lepiej być
    singielką. Bo wolę być sama w samotności, niż samotna w związku. I też
    zdecydowałabym się na związek z rozsądku – i to nie dlatego bo latka lecą i z
    braku laku, tylko właśnie dlatego bo dobrze mieć kogoś, kto na to zasługuje.

  • Joanna Otter

    Trafiłaś w punkt. I w czas.
    Nasza miłość pojawiła się w międzyczasie, nawet nie wiem dokładnie kiedy. Między jedną a drugą rozmową. Zauważyłam, że dzień bez rozmowy z nim jest jakby niepełny, pusty. Że jak mi dobrze to z nim pierwszym chcę się podzielić moją radością. Że jak źle to kto jak nie on ukoi nerwy. Co dziwniejsze to wszystko odbywało się na odległość. Dużą odległość. Ja w Polsce, on na drugim końcu świata. Poza tym na początku ja starałam się być z kimś innym. On również.
    Znamy się kilkanaście lat. Coś wtedy iskrzyło, ale się skończyło. I całe szczęście! Byłam wtedy typem permanentnie uzależniającym się od drugiej osoby. Teraz wiem, że wtedy to by nie przetrwało. Teraz, po latach (kontakt urwał się na 10 lat), potrafię wyciągnąć wnioski z własnych błędów. I wiem, że mimo iż bardzo się od siebie różnimy, to na samą myśl, że z nim, pysk sam mi się jarzy. Bo potrafi ogarnąć mój zołzowaty charakter, pełen niepewności i wyolbrzymiania wszystkiego. Mimo iż czasami zastanawiam się czy dwie tak zupełnie inne jednostki będą umiały razem żyć. Mimo iż czasami tak się wku***my, że baterie same się ładują. Mimo wszystkich różnic nie mogę się doczekać, aż zaczniemy budować wspólną coś.
    To już niedługo.

  • Magdalena

    Musze przyznać, że artykuł to strzał w 10 jeśli chodzi o świadomość
    związków w naszych czasach, ale ja trochę z innej beczki pisze, bo chciałabym zapytac czy wedlug was istnieje ta jedyna osoba, która pochodzi z tego samego źródła energii, ale ma zupełnie inna osobowość a ten sam rodzaj odczuwaniay ( prawdziwa druga polowa) ? Pisze, bo tu nie chodzi o jedno życie które jesteśmy świadomi, ale o caloksztal… dość kontrowersyjny temat obejmujący ciało przyczynowe itd…trzeba mieć wgląd, miałam też wizje przepowiadające, wszystko się sprawdziło, spotkalam go, wiem, że to On, wszystkie znaki się sprawdzaja ( temat bardzo obszerny ) Jestesmy 3, 5 roku ze soba, burzliwie i nie burzliwie, bo to rozwoj koncowy w oparciu o pokonaniu ego i koncowe doswiadczenia….

  • Agnieszka K

    Reasumując to się nazywa związek budowany na przyjaźni, tak moim zdaniem powinno być. Przyjaźń to podstawa w związku, same zauroczenie i ten szał, palpitacje serca na widok drugiej osoby to tylko początek, a później robi się monotonia, a jak jest przyjaźń to wygląda to całkowicie inaczej.

  • Misia

    Ten tekst dał mi dużo do myślenia, zawsze myślałam, że miłość to motyli , co chwile latanie do łazienki przed spotkaniem czy tez szalone bicie serca, a jednak tak nie jest. Ile razy kogoś skreślałam tylko dlatego bo nie było tego czegoś ” od razu” a latałam za facetami co mieli mnie kompletnie w du*&^pce i zrobiłabym dla nich wszystko. Jednak na wszystko potrzeba czasu. Moja kumpela poznała faceta przez internet, pamiętam jak za bardzo nie była zachwycona pierwszym spotkaniem nie miała motylków w brzuchu czy tez braku apetytu. Ale zaryzykowała , pojechala z nim na pierwsze wakacje, wiadomo wspólna noc itp. Potem rzuciła w Polsce prace i wyjechala do niego do Holandi i są do dzisiaj i nie wyobraża sobie ona BEZ NIEGO ŻYCIA.

  • raphael

    Zacytuję Potworskiego: „Pytanie=po chuj takie zerojedynkowe stawianie sprawy=dlaczego w swoim
    wywodzie nie bierzesz pod uwagę faktu istnienia związków, w którym oba
    rodzaj miłości mogą występować jednocześnie? Albo takich, w których
    „miłość” przekształca się w miłość? Wkurwia cię fakt, że są ludzie,
    którzy mają to samo co ty, a przy okazji profity płynące z chemii między
    nimi? stosujesz dysonans poznawczy, czy też najzwyczajniej w świecie w 
    to nie wierzysz?”

  • Dot

    ” Ja pierdolę.
    Jeśli istnieją mężczyźni, którzy miłość utożsamiają z bezkrytycznym uwielbieniem ich przerośniętego ego, to ja się nie dziwię, że w tym kraju jest tak wiele singielek z wyboru. Też bym wolała być sama niż z facetem, który chuja pomylił z wiertarką.” Roześmiałam się na cały głos! Genialny opis :D
    A cały tekst oczywiście też świetny :)