Co mi dało bieganie?

Fot. Fotomaraton.pl

Tyłek, sylwetkę, formę – tak, to też. Ale nie o tym będzie dzisiejszy tekst. Kiedy człowiek niezwiązany ze sportem wyczynowym i niewywodzący się ze „sportowej rodziny” zaczyna uprawiać jakąś dyscyplinę, zwykle nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo zmiana ta wpłynie na jego życie. Większość z nas zaczyna truchtać, jeździć na rowerze, pływać etc., bo chce: schudnąć, wyrzeźbić ciało, poprawić kondycję albo zadbać o zdrowie („bo lekarz kazał”). Na tym etapie nie myślimy o sporcie jako o integralnej części naszego życia – stawiamy sobie cel (np. zrzucić 7 kilo), a jogging czy inny crossfit ma być jedynie narzędziem do jego osiągnięcia. Mija rok, dwa, pięć i… nagle budzimy się jako zupełnie inni ludzie.

Bo sport zmienia. Przede wszystkim psychikę.

 

#1. Pewność siebie

 

Jako dzieciak dużo chorowałam, przez co permanentnie przychodziłam do szkoły ze zwolnieniem z wuefu. Do tego byłam astmatykiem, więc nie mogłam biegać. A jak już wyrosłam z chorowania i w siódmej klasie musiałam zaliczyć bieg na 400 metrów, to się popłakałam z bezsilności, bo nie byłam w stanie pokonać takiego dystansu. Dzieciaki darły ze mnie łacha, bo zawsze i we wszystkim byłam najgorsza – chujowo biegałam, chujowo skakałam w dal, chujowo grałam w siatkę i w zasadzie jedyne, co jako tako mi wychodziło, to rzucanie do kosza. Poza tym łatwo przyswajałam wiedzę i miałam dobre stopnie, więc automatycznie przypięto mi łatę kujona. Co tu dużo gadać – byłam ofermą.

Czułam się brzydsza, gorsza, mniej sprawna. Niby standard w okresie dorastania, ale to moje zakompleksienie odchorowałam z nawiązką – przez osiem lat „wygrywałam z anoreksją”. Gdzieś po drodze zaczęłam biegać. Prawdopodobnie po to, żeby jeszcze bardziej schudnąć. Jezu, jak ja tego nie lubiłam. Ale wstawałam rano, zakładałam trampki, dres i truchtałam. 15 minut, 20, pół godziny…

Z anoreksją wygrałam, bieganie zostało. W połączeniu z siłownią nadało mojej wychudzonej, chłopięcej sylwetce zupełnie inne kształty i proporcje. Wreszcie zaczęłam wyglądać jak kobieta. Tam się zaokragliłam, tu wysmuklałam, zauważyłam też delikatny zarys mięśni ud, łydek, ramion. No i ta kondycja! Ja, która kiedyś nie potrafiłam pokonać kilkuset metrów bez zatrzymywania, teraz robiłam po 10 kilometrów i to w jakim czasie! 51-52 minuty! Z dnia na dzień rosłam i utwierdzałam się w przekonaniu, że można – można czuć się dobrze w swoim ciele, można łamać bariery, można osiągać „niemożliwe” i udowodnić wszystkim tym, którzy kiedyś mieli Cię za wołową dupę, że byli w błędzie. W wielkim, zajebistym, wynikającym kurwa z ignorancji błędzie.

A potem zadebiutowałam w półmaratonie z czasem 1h 44min. 17 sek. I od tamtej pory wiedziałam, że już nic mnie nie powstrzyma i wszystko, absolutnie wszystko, zaczyna się w głowie.

 

#2. Determinacja i wytrwałość

 

Zawsze byłam bardzo sumienna i jak sobie coś postanowiłam, to konsekwentnie dążyłam do realizacji celu. Na przykład w pierwszej klasie liceum zorientowałam się, że odstaję na tle rówieśników, jeśli chodzi o angielski – ludzie mieli czwórki i piątki, mnie przez moment groziła dwója (z fizyki też groziła mi dwója, ale fizykę miałam akurat w głębokiej dupie, zaś na angielskim mi zależało). Rodziców nie stać było wtedy na korepetycje czy kurs, więc odłożone z kieszonkowych pieniądze przeznaczyłam na książki do gramatyki i słowniki. Przez całe wakacje kułam słówka i uczyłam się czasów tak zawzięcie, że na koniec drugiej klasy bez problemu miałam piątkę. Widząc moje starania, mama jakimś magicznym sposobem wygospodarowała pieniądze na kurs i rok przed maturą zdałam Firsta, a na II roku studiów – Advance’a.

Więc tak, mam w sobie tę zawziętość, która potrzebna jest przy regularnych treningach, gdzie masz do zrealizowania konkretny plan i wiesz, że jak tego nie zrobisz, nie osiągniesz sukcesu: nie poprawisz techniki, nie zrobisz życiówki, nie zwiększysz kilometrażu i tak dalej. Jest jednak w bieganiu jeszcze jeden czynnik, który zwykle nie pojawia się w innych aspektach życia – ból i dyskomfort fizyczny. Jak to kiedyś ładnie powiedział Dariusz Kaczmarski, dyrektor sportowy Cracovia Marathon: „Sport to nie jest dostosowywanie się do fizjologii, tylko jej łamanie”. W bieganiu praktycznie cały czas wychodzisz poza swoją strefę komfortu. Zagryzasz zęby i robisz to, co masz robić, choć płuca palą, pot zalewa oczy, mięśnię krzyczą „DOŚĆ, KURWA!”, a głowa jest o krok od poddania się. Wtedy nie pozostaje Ci nic innego, jak ten ból zaakceptować i… polubić.

Ja tym sposobem oswoiłam intensywne interwały, czyli krótkie 150-200-metrowe odcinki biegane na tak zwanej pełnej kurwie. Dotarło do mnie, że jeśli nie będę ich robić, nigdy nie nauczę się szybciej biegać. A skoro interwały mają stanowić nieodłączny element moich trenigów biegowych, muszę nauczyć się czerpać z nich jakąkolwiek, choćby najmniejszą radość i satysfakcję – nie tylko po ich zrobieniu, ale też w trakcie. I wiecie co? Kiedy tak lecę i płaczę, to wyobrażam sobie, jak łamię 3:30 w maratonie. I wiecie co jeszcze? Pomaga!

Determinacja wzmacnia psychikę, a im mocniejsza głowa, tym fajniejsze, bardziej świadome życie.

 

#3. Odporność psychiczna i pokora

 

Na pewno znacie albo przynajmniej słyszeliście historie o ciężko chorych ludziach, którzy jakimś cudem wyzdrowieli i… zaczęli postępować tak, jakby im się wszystko od życia należało. Byłam jedną z nich. Po części pewnie dlatego, że jestem jedynaczką. Z drugiej strony, w wieku zaledwie 20 lat byłam już po kilku grubszych doświadczeniach, m.in. poważnym wypadku samochodowym, latach życia z ojcem-psychopatą, hardkorowym rozwodzie rodziców i kilkuletniej chorobie, przez którą straciłam zdrowie, chłopaka i sporo „przyjaciół”… Oczekiwałam od świata, że teraz on się mną zajmie, on o mnie zawalczy i wszystko podstawi pod nos. Na jakiś czas straciłam w sobie ducha fightera, zaczęłam grać księżniczkę-malkontentkę, której wszystko się należy, ale nic się nie podoba.

Bieganie ze swoimi wzlotami i upadkami nauczyło mnie, że ciężka praca nie zawsze przekłada się na sukces. Że nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę. I – co najważniejsze, że jeśli ja sama nie przejmę steru, nigdy nie dopłynę tam, gdzie naprawdę chcę, bo będę realizowała cudze marzenia, potrzeby i ambicje zamiast swoich własnych.

Tak, bieganie pomaga poznać lepiej samego siebie. Uczy doceniać każdy sukces, ale też porażkę. Uczy, że niepowodzenie nie musi być powodem do rozpaczy i samobiczowania, a wręcz przeciwnie – może stać się punktem wyjścia do przemyśleń: co robię źle, czy mogę to poprawić, a jeśli tak, to jak? Na spokojnie, bez pretensji do siebie, za to z sympatią. Takie podejście daje kopa, sprawia, że człowiek staje się jeszcze bardziej produktywny, wytrzymały i… niezłomny. A to, Moi Kochani, przekłada się bezpośrednio na parę w nogach i w życiu generalnie.

 

#4. Optymizm i samoakceptacja

 

Wszyscy wiemy, że bieganie (no, sport ogółem mówiąc) wspomaga wydzielanie endorfin – hormonów szczęścia, dzięki którym czujemy się radośni, podkręceni, trochę jak na lekkim haju. Śmiem twierdzić, że bieganie kilka razy w tygodniu wspomaga utrzymanie endorfin na stałym poziomie, bo odkąd wróciłam do regularnych treningów, jestem o wiele bardziej radosna i pozytywnie nastawiona do otoczenia.

Jak mnie cholera bierze, to nakurwiam kilka kilometrów w tempie „Jakby Cię Korwin Gonił” i po takim wyścigu nie mam już siły na kogokolwiek się denerwować. Gdy mi smutno, lecę 20-25 kilometrów po lesie, czasem się wyłączam, a czasem próbuję rozwiązać problem, jednak za każdym razem wracam do domu spokojniejsza. No i cele, cele też są ważne. Każdy wykonany trening daje mi świadomość, że jestem coraz bliżej spełnienia swojego postanowienia, a cały ten pot, krew i łzy wylane podczas treningów to kolejne cegiełki, z których zbuduję swój osobisty pomnik zajebistości ;)

Poza tym, kiedy tłuczesz kilkadziesiąt kilometrów w trakcie jednego wybiegania, zostajesz sam na sam ze sobą. Jesteś jedynym człowiekiem, z którym w duchu rozmawiasz, przerzucasz się opiniami, wymieniasz poglądy. W którymś momencie po prostu musisz polubić własne towarzystwo, inaczej byś oszalał. A przecież nie od dziś wiadomo, że jak człowiek lubi samego siebie i czuje się spełniony w tym, co robi, to inni też jakoś bardzej do niego lgną, a życie staje się prostsze.

 

#5. Wolność

 

To uczucie, kiedy jesteś tylko Ty i przestrzeń wokół. Czujesz zapach żywicy, słyszysz szum drzew, patrzysz na mokre, jesienne liście pod stopami i czujesz nagle taki przypływ energii, że przestajesz biec, a zaczynasz lecieć jakbyś dostał skrzydeł. To jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakich może doświadczyć człowiek – uczucie wolności. 

Czasami, kiedy obok nie ma nikogo, rozkładam ręce i krzyczę. Jakie to jest zajebiste… :D 

 

#6. Świadomość

 

I na prawie-koniec kilka bardziej „namacalnych” zalet biegania. Ten sport niesamowicie zwiększa świadomość własnego ciała oraz – co ważne – uczy szacunku do niego. Każdy rozsądny i doświadczony biegacz rozciąga się po treningu, daje sobie czas na regenerację i przede wszystkim obserwuje własne ciało – jego reakcje, sygnały, które wysyła oraz zmiany, jakie w nim zachodzą. Dba o nie, bo jest jego narzędziem pracy, bo od formy i stanu zdrowia zależą przecież wyniki, osiągnięcia, progres generalnie.

Często takie pierwsze widoczne zmiany są bodźcem, by zmienić również swoje nawyki żywieniowe (jeść lżej, zdrowiej, bardziej racjonalnie) oraz podejście do używek. Ja np. dzięki bieganiu przestałam palić – dym papierosowy, który wdychałam mijając przechodniów w trakcie biegania, zaczął mi przeszkadzać tak bardzo, że nie potrafiłam już przebywać w pobliżu osób palących, nie wspominając o tym, że zaczęłam mieć hiper odrzut do fajek.

Dzięki bieganiu zwiększa się również zdolność zarządzania własnym czasem, zwłaszcza, jeśli poza bieganiem pracujesz, masz inne angażujące hobby i np. rodzinę. Wtedy szkoda Ci marnować godzinę czy dwie na oglądanie seriali albo leżenie i patrzenie w sufit. Zaczynasz doceniać każdą wolną minutę, którą możesz przeznaczyć na trening, dobry posiłek i regenerację. Dociera do Ciebie, że lepiej przebiec kilkanaście kilometrów, a później w fajny, aktywny sposób odpocząć niż iść na kolejny melanż, po którym obudzisz się następnego dnia o 13 z megakacem i do wieczora spędzisz czas na zajadaniu pizzy i bezmyślnym gapieniu się w telewizor. Spoko, taki odpał jest fajny raz na jakiś czas, ale im dłużej i intensywniej trenujesz, tym rzadziej masz na niego ochotę.

Bieganie to również najłatwiejsza, najtańsza i – moim zdaniem – najbardziej efektywna metoda spalania tkanki tłuszczowej. Mniej więcej od stycznia do kwietnia tego roku miałam przerwę od crossfitu ze względu na problemy z barkiem. W tym czasie trochę biegałam, ale sporadycznie. Generalnie nie ruszałam się za wiele, sporo imprezowałam, więc efekt był do przewidzenia – nabrałam ciała. W maju po ponad dwuletniej przerwie wróciłam do regularnego biegania, a mniej więcej pod koniec lipca zaczęłam intensywne treningi pod maraton. W tym czasie jadłam w miarę czysto (ale bez jakiegoś nazi-reżimu), trochę mniej imprezowałam i… efekt był widoczny już po dwóch miesiącach. Wysmuklałam, zeszczuplały mi uda, zniknęły boczki, które zaczęły się robić w okolicach bioder, brzuch zmalał. Bez treningów siłowych, płacenia za karnety i diety-cud z limitem 1200 kalorii.

 

#7. Ludzie

 

Co tu dużo mówić – dzięki bieganiu, startom w zawodach, wspólnym treningom poznajesz masę wspaniałych, pozytywnych i inspirujących ludzi. Z tego miejsca chciałabym bardzo pozdrowić wszystkich moich przyjaciół z Golden Team Biegajmy Razem, wszystkich znajomych biegaczy z Crossfit Elektromoc oraz wszystkich biegających Czytelników bloga, którzy inspirują mnie i podtrzymują na duchu swoimi komentarzami. A tym, którzy nie trenują, ale zastanawiają się nad rozpoczęciem swojej przygody z bieganiem, powiem tylko jedno: 

TO MOŻE BYĆ POCZĄTEK CZEGOŚ NAPRAWDĘ NIEZWYKŁEGO
0 Like

Share This Story

Trening
  • Ewa

    Fantastyczny post! Nie chodzi już o samo bieganie, ale te momenty, kiedy napisałaś o samodyscyplinie i o dążeniu do celu, o samodzielnej nauce języka (gdzie dla mnie brak pieniędzy na korepetycje wydaje się skreśleniem wszystkiego), bardzo mnie zmotywowało, żeby nie odpuszczać w swoich postanowieniach. Dzięki. :-)

  • Ania

    #6 efektYwna metoda

    • Dzięki, poprawione. Durny błąd, ale zmęczona już byłam, jak pisałam ten akapit ;)

  • beata

    Od paru dni mam dziwne przeświadczenie, że w moim życiu nic nie dzieje się DLA mnie, ale POD kogoś. Jesień? Hm.. Chyba po prostu dojrzałam do pewnych wniosków, ale nie wiem jak wyjść z czarnej dupy, w jakiej się znajduję. Chciałabym, a boję się, blablabla. I w takich chwilach zaglądam na blog malvina-pe i co widzę? Porządną dawkę motywacji i pozytywny kop w tyłek! Co prawda dzisiaj idę na melanż, ale od jutra… ;) Biorę sprawy w swoje ręce i zaczynam… biegać. Jeśli jest to tak zajebiste, jak mówisz i chociaż odrobinę może pomóc mi w uporaniu się z własnymi demonami, to nie ma na co czekać.
    Wielkie dzięki, Malwino!

    Ps: Uwielbiam Cię i nienawidzę jednocześnie. A wiesz dlaczego? Bo kiedyś też miałam (dalej mam) smykałkę do pisania, ale zrezygnowałam z niej, jak z miliona innych rzeczy, bo młoda i wybitnie durna byłam. I Ty swoimi tekstami boleśnie mi to uświadamiasz.
    Ok, przepraszam za wywód. Lecę zmieniać swój świat na lepszy. :)

    • No to wracaj do pisania i zabieraj się za bieganie! :)
      Trzymam kciuki, będzie fajnie :*

      • Roman Kolodziej

        I co ? Udało sie pobiegać ? Biegam od 10 lat i będę to robił przez następne … Beata, trzymam kciuki. ZACZYNAJ !

  • Noxie

    Do tego ma się uda jak Bjoergen i twarz jak pięćdziesięciolatka z powodu uwalniania wolnych rodników podczas treningu, które niszczą strukturę kolagenu i elastyny.

    • Ty tak serio? :D

      • Noxie

        Tak?

        • W takim razie współczuję.

          • Ola

            a ja lubię moje uda; wole Bjoergen niż zflaczałe z celulitem :-)

    • Ania

      wręcz przeciwnie! Ćwiczenia fizyczne mają pozytywny wpływ na kondycję skóry i pomagają w walce z wolnymi rodnikami (szczególnie ćwiczenia na powietrzu). Jedyne co, to podczas biegania grawitacja działa niekorzystnie :) pozdrawiam

      • Od czego mamy staniki biegowe? :D

        • Ania

          Mam na myśli twarz…. Chyba, że zastosujesz maskę zaprojektowaną przez recepcjonistkę w Ally McBeal (kojarzysz? :D)

          • Ha ha ha :D Tak, od razu o tym pomyślałam :D

    • Justyna Gałuch

      umięśnione uda to jedna z fajniejszych wizualnych konsekwencji biegania jak dla mnie :)

  • Pamiętam, kiedy w lipcu zeszłego roku, znajdując się w emocjonalnej, totalnej rozsypce próbowałam przez kilka dni z rzędu wyjść na trening jak zawsze i zwyczajnie sobie pobiegać po lesie. No i jak to baba w rozsypce – łzy, krzyk, pretensje do samej siebie o ten stan i jedyne co ciska się na język to: „nosz k****!”, które wcale nie pomagało. Nogi nie chcą biec. Głowa nie chce biec. Frustracja sięga zenitu. A raczej dna.
    Gdybym nie uwielbiała biegać, to pewnie siedziałabym w kapciach z antydepresantami w dłoni. Nie wiem jak mają ci, co wieczory spędzają z tyłkiem na sofie, ale wiem, że jest w biegaczu tak potężna determinacja, upór i pozytywna moc, która niesamowicie kształtuje charakterek! Nic, tylko polecać ;) Świetnie to ujęłaś!

  • Ola

    :-* ciekawe czy kobitki z naszego miasta tak mają bo połowę tych rzeczy przypisałabym do siebie :-) Fajny tekst.

  • Aaaa dzięki! Jutro Cracovia Półmaraton! Biegnę bo to naprawdę coś niesamowitego! :)

    • PawelG

      tak fajna sprawa ale jak chcesz poczuć przypływ dużej adrenaliny i swietnej atmosfery to wybierz się np. do Berlina, Wiednia, nogi same niosą człowieka jak słyszy ile osób kibicuje/gra/bawi się

      • Wszystko przede mną! :) Na razie dalej się unoszę nad ziemią po sobocie! <3

  • Bieganie rozwala system. Bieganie zbudowało moją pewność siebie zamordowaną w podstawówce. Dzięki bieganiu wróciłem do życia pokonując wieloletnią niezdiagnozowaną depresję.

  • Tomasz Sławek

    Przyznaje, że od Twojego opisu zmagań z maratonem zastanawiam się nad bieganiem. Ten tekst mnie przekonał. Opisane przez ciebie doświadczenie nie są mi obce, bo trenowałem z życiu sporo sportów walki, ale kontuzje mnie pozjadały. Być może bieganie będzie bardziej pasowało do mojego prawie trzydziestoletniego już ciała.
    Lubię czytać twoje wpisy na temat sportu, jest w nich dużo pasji i energii, a to zawsze przyciąga.

    • Dziękuję. Bieganie oczywiści polecam, tylko się nie zapomnij w dobre buty na początek zaopatrzyć ;)

      • Tomasz Sławek

        A może wysmarowałabyś kiedyś tekst o bieganiu, ale od strony technicznej i subiektywnie. Jakie treningi, ile, jakie buty właśnie. Nie siedzę w temacie i ciężko odróżnić potrzeszcza i fanatyka od rozsądnego człowieka, który się na tym zna.

        • Aleksandra

          Malv tak jestem za czekam na taki właśnie wpis jak Tomek wspomniał, koniecznie dla tych wszystkich którzy chcą ale brakuje im technicznego mentora bo przecież duchowego już mamy!!!:)

        • Kurczę, buty i treningi to jest sprawa tak bardzo indywidualna, że głupio by mi było komukolwiek cokolwiek radzić. Jest jedna ważna zasada przy zakupie nowych butów biegowych – trzeba wziąć jakieś swoje stare buty (mogą być sportowe, ale niekoniecznie) i pokazać specjaliście w sklepie biegowym – on wtedy ustali, czy stopa ma tendencję do pronacji, supinacji, czy może jest neutralna i pomoże dobrać odpowiedni model buta. Warto przed zakupem butów zrobić sobie test stopy (foot ID – raz na jakiś czas takie badania robi Asics). No i trzeba w sklepie założyć co najmniej kilka-kilkanaście par butów, w każdej z nich się przebiec i wtedy wybrać te, w których nam jest najwygodniej. But biegowy powinien mieć 1-1,5 cm luzu na czubku, czyli zwykle jest o jeden rozmiar większy niż nasz normalny but.

          Co do treningów – na początku wystarczy luźno truchtać, stopniowo zwiększając kilometraż (i pamiętając o rozciąganiu!). Z czasem można zajrzeć na portale biegowe, jak np. bieganie.pl i stamtąd brać plany albo po prostu znaleźć sobie osobistego trenejro ;)

          • PawelG

            lepiej oddac dobór butów w rece specjalisty/tki, takich sklepów w miastach trochę jest, idziemy, chodzimy po ‚czerwonym’ dywanie, biegamy i taki specjalista jest w stanie powiedzieć jaki typ stopy mamy – choć ostatnie badania mówią ze buty do typu stopy to jakas sciema ;-). Kupujesz pierwsze buty treningowe z dobrą amortyzacja, średnio raz na rok je zmieniasz, jeśli zapalisz się na bieganie po terenie to trailowe, potem jak się zapalisz za kilka lat to kupujesz startowke i lecisz na maratonie lekka jak baletnica – wiec samycyh butów biegowych może być niezla kolekcja jeśli ktoś nieco poważniej podchodzi do tematu :). I nie oszczędzaj na butach!

  • Marta Mróz

    Świetny tekst. ;) Mi bieganie dodaje energii do życia i dużo radosci, szczegolnie jeśli udaje mi się biegać regularnie.
    I mam nadzieje ukończyć maraton!
    Do zobaczenia na biegowych ścieżkach :)

  • U mnie przede wszystkim pewność siebie i świadomość, że moje ograniczenia są przede wszystkim w głowie. Zawsze myślałam, że sport to nie dla mnie – bo nie. Bo ja się nie nadaję. I okazało się, że ciężką pracą osiągnęłam coś, co kiedyś nie mieściło mi się w głowie i co więcej – dziś uważam, że to żaden znów wyczyn i stać mnie na więcej. Nie chodzi mi oczywiście o to, że świat leży u mych stóp i mogę wszystko, ale wiem, że mogę więcej i wiele drzwi się przede mną otwarło. I świadomość swojego ciała. Wygląd wciąż się liczy, nie oszukujmy się, ale nie szukam już ciągle mankamentów, zaakceptowałam to, czego poprawić się nie da. Ale wiem gdzie mam jakie mięśnie, wiem, które są silne, a nad którymi muszę popracować, wiem ile moje ciało może i ile jeszcze przed nim. To naprawdę coś niesamowitego, dla kogoś, kto długo widział w ciele wroga.

  • Roman Kolodziej

    I taką Mavinę lubię…Czuć autentyzm przemyśleń.

  • Magdalena Krauze

    Malv przerwałam w połowie i ubieram się na swój 1 terning!! :)

    • I jak było? :)

      • Magdalena Krauze

        Cudownie!! Strasznie dobrze biega się jak jest chłodno (a myślałam, że Ci co biegają zimą to wariaty:)hih ) ps. Trzymaj się ciepło:)

  • Jak zaczynałaś swoją przygodę z bieganiem? Biegałaś sama/ z kimś? Zaczynałaś od marszobiegów czy po prostu wychodziłaś z domu i ‚go’?

    • Zaczynałam jak chyba każdy – od truchtu, czasami na chwilę zatrzymywałam się i biegłam dalej, ale nigdy nie robiłam marszobiegów. Przez pierwsze pół roku biegałam sama, bardziej nieregularnie. Później zmieniłam mieszkanie i mój współlokator wkręcił mnie w bieganie trzy razy w tygodniu. Wychodziliśmy i robiliśmy 3-4 kółka wokół osiedla, czyli jakieś 10-13 kilometrów. On też uświadomił mi, że potrzebuję butów do biegania (wcześniej biegałam w zwykłych adidasach albo trampkach) i zaszczepił we mnie myśl o półmaratonie.

    • PawelG

      nie każdemu podejdzie bieganie ale warto się na początku nieco zmusić żeby dojść do fazy kiedy wydzielają się endorfiny i stymuluj umysł w różnym krajobrazie-to pomaga na nude :)

  • Emilia

    Hmm, nie wiem, czy to z moją okolicą jest coś nie w porządku, czy to dzieci tak się zmieniły przez kilka lat, ale 7 lat temu, gdy jeszcze na tle klasy byłam dość wysportowana, rówieśnicy dokuczali mi właśnie przez to, że starałam się i miałam całkiem niezłe wyniki na lekcjach WF-u. „Normalna” dziewczyna w klasie była łamagą i nie wykonywała nawet połowy ćwiczeń w czasie rozgrzewki, bo jej się nie chciało. Gdy pokazywałam, że zależy mi na wynikach, śmiano się ze mnie, nawet z tego, że pociłam się w czasie zajęć. :’) Po kilku latach przestałam się starać, by się nie wyróżniać i nie słuchać drwin. Gdy myślę o tym teraz, jestem zła na siebie, bo dziś, w wieku 17 lat, widzę, jak ucierpiała na tym moja kondycja i sylwetka. Wystarczyło wtedy olać bandę leniwych łajz i trzymać formę, a mogłabym być dziś zupełnie innym człowiekiem. Teraz staram się ćwiczyć regularnie i pozbyć się efektów dziecięcej głupoty, więc dziękuję za świetny wpis i przypomnienie, że zapierdalać trzeba, bo kondycja się sama nie poprawi. :)

  • Natzet

    Przeczytałam i pomyślałam „phiii ja i bieganie. Nie ma szans żeby ten tekst przyczynił się do rozpoczęcia mojej przygody z tym oto owym sportem” Przypomniało mi się też jak zawsze każdemu mówiłam, że ja się do tego nie nadaję, że to zwyczajnie nie jest dla mnie. Jednak całkiem nieświadoma jak zadziałało na mnie to co napisałaś poszłam dzisiaj biegać. Było to marne 45 minut z przerwami, ALE chcę więcej! Za kilka dni jadę po porządne buty itd., trochę poczytam, zapoznam się i zaczynam. Mam nadzieję, że dam radę. Dziękuję bardzo Malv! :)

    • Wow! I dla takich chwil jak ta warto pisać! Jakbyś miała jakieś pytania, wal śmiało, pomogę rozwiać wątpliwości. A póki co życzę wiatru w plecy i żeby było z górki ;)

  • W podstawówce nie znosiłam biegać (nie mięliśmy boiska i trzeba było biegać nad „stawki” od takie bagienka niedaleko szkoły). Na studiach biegałam tylko, gdy dopadał mnie stupor twórczy, tj. utykałam w martwym punkcie z artykułem/pracą. Po studiach bieganie stało się formą uporządkowywania myśli, odreagowywania korporacyjnych stresów i obmyślaniem strategii. I im więcej problemów, tym dystans dłuższy ;)

    Teraz jest nieodłącznym elementem mnie. I mimo, że nie mam spektakularnych wyników, to kocham to robić. Prócz hartu ducha, determinacji, siły, pewności siebie, umiejętności planowania i realizowania projektów bieganie dało mi cudownych znajomych i przyjaciół. Kocham w biegaczach ich pasje i uwielbiam targi przed maratonem czy półmaratonem, gdy można pogadać z ludźmi, którzy rozumieją Twój dylemat odnośnie butów (bardziej docięte, czy jednak kolejne treningowe :P) czy Twoje przejęcie, gdy kupujesz sobie zegarek, który nie tylko mierzy kilometry, ale także wylicza interwały i pipczy XD

  • S.

    True. Ja akurat biegać nie lubię ale fakt w zdrowym ciele zdrowy duch.

  • PawelG

    Malvina, jestem tu nowy, trochę biegam, fajnie piszesz :-). Tylko cholewcia nie biegaj na piętach ! bo się szybko wykończysz

  • Guierekc

    Koooocham bieganie! Kocham imprezy biegowe! :) W Warszawie gdzie moge pobiec po pko biegu niepodleglosci?

  • j.

    Możesz powiedzieć coś więcej na temat nauki angielskiego? Chodzi mi głownie o to czy miałaś jakiś swój własny plan nauki czy po prostu nadrabiałaś zaległości ze szkoły? Strasznie mnie to ciekawi, bo niestety posługuję się tylko niemieckim, a do tego mam słomiany zapał.

  • Wojtek Szczepan

    Wypas wpis! Mnie akurat nie trzeba motywować do biegania bo robię to z przyjemnością od lat a moja pewność siebie jakoś nie rośnie ani nie spada wraz z kilometrażem i nie mam o to pretensji ;] mam za to inny problem! średnio po 20km, kiedy juz wszystko ze sobą przedyskutuje, gdy każdy poprzedni km jest przeanalizowany, każdy nadchodzący zaplanowany! tempo ustalone! Okolica obcykana do pożygania. Forma jest! tylko lecieć! Gdy najnormalniej w świecie jestem już znudzony swoim towarzystwem. Co wtedy Malvino Pe robią profesjonalni biegacze?!! czy maraton nie jest dla mnie??:) czy co gorsze jestem po prostu zbyt nudny na 4-godzinne pogadanki?! ;] pzdr!

  • Mi na poczatku dało sporo kontuzji i tyle, nie wiedzialam jak sie za to zabrać żeby móc codziennie biegać i nie miec ciagle jakichś problemów ze stawami, kolanami, kłuciem w klatce piersiowej itd. Po miesiacu zmieniłam buty na New Balance, bo ktoś mi powiedział, że potrzebuje czegoś co lepiej amortyzuje, było rzeczywiście lepiej, przez jakiś czas musiałam dojść do siebie, kontuzje przeszły i już na szczęście nie wróciły.

  • sink.zodiac

    Uwielbiam sport, czytam Cię regularnie, a ten stary post leży w zakładkach, które często odwiedzam. Zgadzam się z każdym peanem na temat ćwiczeń i zdrowia w tym artykule :)

  • Fakt. Bieganie to nie tylko fajna sylwetka i jędrne ciało – to sposób na życie, fajnie weseli wspierający się wzajemnie ludzie. Sposób na radzenie sobie z problemami. To trening psychiki, samodyscypliny i auto motywacji. Gratuluję wytrwałości i życzę kolejnych maratonów w nogach :)