Nie musisz wiedzieć, czego chcesz. Wystarczy, że wiesz, czego nie chcesz

Jeśli jest w moim życiu jakakolwiek rzecz, której żałuję, to to, że przez osiem lat chorowałam na anoreksję i że wyszłam z tego gówna dopiero w wieku 25 lat. Niby co Cię nie zabije, to Cię wzmocni, ale jak coś Cię zabija dostatecznie długo, istnieje spora szansa, że zostanie z Ciebie ino mokra szmata. Niby będziesz żył, ale co to za życie? Ja wymiksowałam się z tematu w ostatniej chwili. Lucky me, mogłam dziś poruszać się w chodziku i montować sobie co rano sztuczną szczękę.

 

REWOLUCJA VS EWOLUCJA

 

Teoretycznie powinnam żałować wielu rzeczy. Liznęłam trochę patologii, widziałam rzeczy, o których chciałabym zapomnieć, podjęłam całą masę fatalnych decyzji, a jako DDA miałam [mam?] skłonność do wchodzenia w toksyczne relacje z nie tymi ludźmi. Z nie tymi mężczyznami. Ale nie żałuję, bo te związki, te obrazy, te chwile przez lata mnie kształtowały, nadawały rys i sznyt, za każdym razem przy zetknięciu z podłogą pokazując, że ups, I did it again i że może więcej już niekoniecznie. W końcu człowiek uczy się całe życie. Im więcej takich gleb zaliczy, im więcej tych samych błędów popełni, tym większa szansa, że w końcu jakaś zastawka mu w głowie przeskoczy i że zacznie pewne rzeczy zmieniać. Albo i nie.

Mnie przeskoczyła, szybko i boleśnie w okolicach magicznej trzydziestki [podobno kobietom włącza się wtedy żarówka, mężczyznom jakieś 10 lat później, jaka szkoda, może gdybyśmy mieli lepsze synchro, na świecie nie byłoby tylu rozwodów, samobójstw i niekochanych dzieci]. Tak czy siak, rozpoczęłam długotrwały proces poznawania siebie, który w psychologicznej nowomowie nazywany jest często „skontaktowaniem z JA”. W sensie, jak człowiek jest „dobrze skontaktowany”, to znaczy, że nie ucieka, nie wypiera, nie projektuje i nie stosuje wszystkich tych pierwotnych mechanizmów obronnych, które nie pozwalają mu na lepsze wsłuchanie się w siebie. Na poznanie własnych potrzeb, marzeń, oczekiwań. Na zaakceptowanie tego, kim tak naprawdę jest. Bo możesz nad sobą pracować, ulepszać się, przełamywać schematy myślowe, ale nie przebudujesz nagle całej swojej osobowości, charakteru, temperamentu czy preferencji. Pewne rzeczy po prostu się dzieją, pewnych rzeczy nie przeskoczysz. Nie ma sensu robić rewolucji tam, gdzie można zrobić ewolucję.

 

OCZEKIWANIA VS RZECZYWISTOŚĆ

 

Ale wróćmy na chwilę do upadków. Weźmy na przykład takie nieudane związki [one zawsze się dobrze klikają]. Po każdym z nich masz jakieś wnioski, przemyślenia. Zastanawiasz się, co spierdoliłeś/aś Ty, a co ta druga osoba. I dlaczego. I choć może nie do końca wiesz, jak stworzyć relację idealną [albo chociaż zdrową i mocną niczym w reklamie pasty do zębów], powoli dociera do Ciebie, jakiej relacji na pewno NIE CHCESZ.

Bo na przykład nie chcesz już załatwiać problemów awanturą albo fochami. Nie chcesz czuć się w związku ignorowany, lekceważony, niesłuchany. Nie chcesz scen zazdrości. Nie chcesz być pod butem. Itede, itepe.

Wbrew pozorom, choć może nadal nie do końca wiesz, jak powinien wyglądać DOBRY związek, jesteś na najlepszej drodze, żeby taki stworzyć. Wystarczy wyartykułować te wszystkie „nie chcę” drugiej osobie. Najlepiej od razu, w pierwszej fazie znajomości. Powiedzieć: „Nie chcę tego, tego i tego. Nie potrafię tak, tak i tak. Jestem taki, sraki i owaki. To i to mogę zmienić, tego zmienić nie umiem, a jeszcze tamtego – zwyczajnie nie chcę”. Wyobraź sobie, że mówisz tak dziewczynie, z którą spotykasz się od dwóch tygodni. I teraz ona, siedząc nad tym kubkiem kawy, czy co tam aktualnie pijecie, może wstać, powiedzieć Ci „a to wypierdalaj” i wyjść, a może też wziąć trzy głębokie wdechy, dać sobie trzy minuty na przemyślenie tematu i powiedzieć: „Dobrze, wchodzę w to. To teraz wysłuchaj, czego ja nie chcę”.

Mam takie dziwne wrażenie, że właśnie w ten sposób powstają dojrzałe, udane związki. Od zdefiniowania tego, czego się w nich absolutnie nie akceptuje.

 

TO CO CHCESZ VS TO CO CI SIĘ WYDAJE, ŻE CHCESZ

 

Z resztą, tak jest w każdej sferze życia.

Weźmy pracę. Rzadko kiedy na dzień dobry trafiasz do wymarzonej roboty. Zwykle zaczynasz gdzieś od parzenia kawy i przerzucania papierów, później zaliczasz kilku szefów dupków i gromadzisz kolekcję nieodebranych [i niepłatnych] nadgodzin, by w końcu zrozumieć, że pierdolisz takie życie. Po chwili budzisz się gdzieś w Bieszczadach, strugając stoły, które później opylasz warszawskim lemingom za nieco powyżej średnią krajową.

Oczywiście ironizuję, ale jak myślicie, skąd biorą się te wszystkie historie ludzi sukcesu? Z sakramentalnego „NIE CHCĘ”. Nie chcę już dłużej zaharowywać się po godzinach. Nie chcę ładować kabzy pana prezesa, skoro wiem, że w tym czasie mógłbym ładować swoją. Nie chcę pracować w korpo. Nie chcę nosić białej koszuli. Nie chcę chodzić na spotkania, pisać raportów ani wklepywać durnych danych do Excela – w końcu jestem po ASP, do cholery! Itede, itepe.

Kiedy już wiesz, czego na pewno nie chcesz, łatwiej odkryć to, czego chcesz, czego potrzebujesz, co sprawia Ci radość i czyni Cię szczęśliwszym.

 

SZCZĘŚCIE VS POZORY SZCZĘŚCIA

 

W dzisiejszych czasach pojęcia szczęście, radość, spełnienie, sukces są strasznie wyświechtane, zgwałcone przez reklamy, kołczów rozwoju i całą tego typu retorykę. Tymczasem szczęśliwe, spełnione życie jest wpisane w ludzką piramidę potrzeb. A my w tym naszym wszechobecnym pędzie i nieustannym spełnianiu CUDZYCH oczekiwań, zajebiście-strasznie-bardzo zagłuszamy samych siebie. NASZE potrzeby, marzenia, oczekiwania.

Zagłuszamy je dobrze płatną pracą, mocnym alkoholem, dobrymi narkotykami, fejmem w social mediach i sportem. Zagłuszamy, będąc 24 h/doba na wysokich obrotach. Zagłuszamy, będąc na kolacji ze znajomymi i gapiąc się w telefon. Zagłuszamy, wykonując czynności bez chwili zastanowienia, PO CO my to w ogóle robimy.

Widzę to u siebie, widzę u innych. I ja już tak dłużej NIE CHCĘ.
A Ty?

 

fot. Michel Fertig, pexels.com

0 Like

Share This Story

Ludzie
  • m0gart

    Czasami zagłuszamy swoje potrzeby, marzenia i oczekiwania.
    A czasami zagłuszamy po prostu ich brak. Żyjemy sobie z dnia na dzień, siłą bezwładności, czekając, co przyniesie jutro.
    Najlepsze jest to, że większość z nas tak ma. Wydaje nam się, że to my jesteśmy wyjątkowi, tylko nas tak życie doświadczyło i nadal doświadcza, tylko my mamy problemy ze znalezieniem miejsca dla siebie, celu, drugiej połówki (albo 0,7). A tu uwaga, niespodzianka! Nie jesteśmy pięknymi i wyjątkowymi płatkami śniegu, jak pisał Palahniuk. Większość ludzi żyje prostym, banalnym, szarym życiem, większość nie przepada za swoją pracą, większość ma serdecznie dosyć swojej żony czy męża. Bo niestety również większość ma niewielką samoświadomość i raczej nie domyśla się, czemu spotyka ją to, co spotyka. I najczęściej nie ma odwagi ani siły, by zmienić stan rzeczy.
    Wasze zdrowie.

  • Monika

    Uwielbiam Twoje teksty, natomiast ten pokochałam miłością od pierwszego przeczytania! Dokładnie w ten sposób zaczynam myśleć o relacjach damsko-męskich, o pracy, o swojej przyszłości…

  • de

    „Zagłuszamy je dobrze płatną pracą” – hę? Ja tam się nie znam, ale mam całkiem OK płatną pracę, żeby realizować moje potrzeby. Ale co ja tam wiem…..

    • S.

      Jeżeli lubisz swoją pracę to wszystko gra. Tekst raczej odnosi się do osób, które mając dobrze płatną pracę są nieszczęśliwe ponieważ praca nie daje im satysfakcji lub też zawsze marzyli o czymś innym.

  • Karolina Żywiecka

    jakbym czytała o sobie …wszystko pasuje…anoreksja,korpo,nie udane związki…czy Ty na pewno nie pisałaś o mnie :P jak zwykle artykuł trafiony w 10 :)

  • Karolina Żywiecka

    jakbym czytała o sobie…wszystko się zgadza..anoreksja,korpo, relacje z facetami…czy Ty na pewno nie pisałaś o mnie ;) jak zwykle tekt rewelacja…uwielbiam Cię czytać :)

  • Pionierka

    Jak człowiek parę razy wpadnie w gówno po szyję to potem bardzo jasno ma zdefiniowane, czego nie chcę. Pytanie, czy da się zdefiniować bez wpadania w gówno. Pewnie tak. Mnie się nie udało niestety. Ale teraz żyję sobie moim spełnionym, fajnym życiem. Mnie sprzyja jedna fajna cecha – jestem skrajnie wewnątrzsterowna i mało empatyczna. Nie żyję spełnianiem cudzych oczekiwań bo ich zwyczajnie nie zauważam.

    • Czy wpadanie w gowno pozwala również zdefiniować co sie chce? Osobiscie mam z tym problem i ani wewnątrzsterowność ani brak empatii w tym nie pomagają.

      • S.

        „Osobiście mam z tym problem i ani wewnątrzsterowność ani brak empatii w tym nie pomagają”
        Jak to mówił mój majster na budowie…
        „Boś mongoł”.

        Przesłanie jest takie, że popełnianie błędów czyli wspomniane wpadanie w gówno wyczula człowieka by unikać tego czego nie chce. Drogą eliminacji dochodzimy do tego co lubimy lub darzymy najmniejszą niechęcią. A jak nadal się nie wie czego się chce to trzeba się zapisać do klasztoru albo do partii politycznej. Oni Ci powiedzą czego chcesz jak sam/sama tego nie wiesz.

        • Eliminacja negatywów życia wystarcza na początku. Jak już się wszystko to, czego nie chce wyeliminuje, osiąga się poziom bezpieczny, ale nadal daleki od ideału.
          Można oczywiście przekonywać się, że jest zajebiście i wszystkich w necie również – teraz to modne.

          Klasztor buddyjski pozwala odnaleźć pewne odpowiedzi, ale nie wszystkie….

        • Eliminacja tego czego się nie lubi jest pierwszym krokiem.
          Brak negatywności nie daje szczęścia tylko pewien komfort.

          Teraz przekonywanie siebie, a zwłaszcza innych, że jest super jest ultra modne. To też nie daje szczęścia, chyba że autohipnoza jest skuteczna.

          Buddyjski klasztor może dawać jakąś nadzieje

  • Gdybyś kiedyś przestała pisać, to mój świat stałby się odrobinę bardziej smutny. Wiedz o tym.
    Pięknie ujęłaś od innej strony to, o czym sama myślałam.

  • S.

    Tym razem muszę się z Tobą całkowicie zgodzić.

    Jeżeli chodzi o sprawy zawodowe to ja od wielu lat przewijałem się przez różne branże, stanowiska, zawody by na końcu dojść do wniosku, że zwyczajnie nie lubię pracować. Może spełniłbym się otwierając budkę z drinkami na jakiejś plaży w Ameryce Południowej.

    Wszelaka praca gdzie człowiek jest zmuszony wyrabiać jakieś normy, targety, udawać miłego w stosunku do ludzi których masz ochotę udusić gołymi łapami budzi we mnie niechęć i obrzydzenie.

    Ale drogą eliminacji człowiek kształtuje swój charakter i światopogląd. To jest jak z jedzeniem, żeby stwierdzić, że czegoś nie lubisz najpierw musisz tego spróbować.
    No chyba, że ktoś widząc zaciek na suficie stwierdził, że to Jezus który wskazał mu właściwą drogę życiową ;)

    • I co zdecydowałeś, czym się teraz zajmujesz?

      • S.

        Szukam dalej. Próbuje różnych nowych rzeczy. Dokształcam się, jeżdżę na szkolenia uczę się kolejnych języków. Przestałem się zadręczać sprawami zawodowymi. Z tego gąszczu różnych prób coś może się w końcu zrodzi.
        Może się okaże, że całe życie będę szukał ;)

    • Problem w tym, że jeśli nie jest się dzieckiem Billa Gatesa to trzeba jakoś mieć co do gara włożyć. Zarabianie na życie zawsze wiąże sie z deadline’ami albo/i wchodzeniem w dupe szefowi/partnerom/klientom, w zależności od branży i profesji. Można jeszcze mieć zajebiste szczęście, ale to czynnik mocno losowy i marnie kontrolowalny.

      • S.

        Nie. To kwestia wyboru. Nikt Ci nie zabrania zostać żulem lub sprzedać wszystko i kupić kawałek dżungli w Amazonii czy też zostać traperem i polować na futrzaki.

        Jakie deadliny? A taka Pani w warzywniaku ma deadliny? Chyba, że nie sprzeda towaru i jej towar zgnije albo nie odprowadzi podatku na czas. Kokosów nie zarobi ale na chleb wystarczy. Chcesz to kupuj nie to won. Nikomu nie musisz w dupe wchodzić.

        Wszystko jest kwestią wyboru. Ale jeżeli wyjściowym założeniem jest status, stan posiadania to faktycznie masz rację, trzeba się upodlić.

        • Fakt, możesz mieszkać w dżungli i zbierać grzyby. Dożyjesz do 40, może 50 o ile wczśniej cie coś nie zeżre. Możesz hodować owce w Bieszczadach, ale najpierw musisz na nie zarobić.
          I tam też masz ograniczenie czasowe – bo nie karmiona owca zdechnie, grzyby zostaną wyżarte przez zwierzęta albo zgniją.

          Praktycznie każdy poziom statusu wyższy niz żul wymaga już pewnego włażenia w dupe….

        • Prawdziwą wolność możesz mieć na poziomie zula, bo każdy stopień wyżej musisz choćby dbać o owce w Bieszczadach albo pułapki na zwierzaki w dżungli

  • Malinche

    Siłę człowieka można poznać między innymi po tym właśnie, że umie rozpoznać co jest dla niego dobre, a co mu nie służy i z czego powinien zrezygnować dla własnego dobra. Odpuścić, let it go… Jest to cholernie trudne, bo jest. Na mnie spadło to raz jak grom z jasnego nieba: co ja tu robię obok tego człowieka, nie chcę tego, nie chcę być tak traktowana – pomyślałam – co za BUC – dodałam na koniec. Ludzie przychodzą i odchodzą – takie jest życie. My kobiety nie zawsze wiemy czego chcemy, ale wiedza o tym, czego NIE CHCEMY skraca nam drogę do lepszego poznania siebie i stworzenia udanej relacji z właściwą osobą. Pięknego tygodnia wszystkim i Tobie Malvino! :)

  • Gdyby tak można było koło 20-stki wiedzieć już czego się nie chce… jak byłoby pięknie. A tak większość zaczyna dorosłość od „chcenia” wielkich rzeczy. Cudownych związków, fury pieniędzy itp. I godzi się na to, żeby przez parę lat robić rzeczy, których nie chce w imię tych wszystkich wyobrażeń. No i rzeczywiście przychodzi taki czas, że nas oświeca. Chyba każdy to przechodzi.

    • S.

      Człowiek powinien mieć dwa życia. Pierwsze żeby dowiedzieć się czego chce. Drugie by je po prostu przeżyć.

      • m0gart

        Słusznie prawisz. Bo to, czego chcemy lub nie chcemy, odkrywamy w granicach trzydziestki lub czterdziestki, a bywa, że później. Trochę czasu się na to traci.

    • W większości przypadków to tzw oświecenie polega na rezygnacji z ideałów i marzeń. I tak, większość rzeczywiście to przechodzi…

  • nocnamara

    Spoko babka z Ciebie.

  • Zerwałam kontakt dwa lata temu. Jedna z lepszych decyzji w moim życiu.

  • Brzeska

    Ok, nie patrzyłam nigdy tak. Albo inaczej – świadomie nie patrzyłam tak na życie, ale masz rację. Wyartykułowanie sobie czego się nie chce i z czym nie ma dyskusji, daje możliwość podjęcia pewnych negocjacji. Szukania sposobów na rozwiązanie danego problemu. Pójście w zmiany. Wszystko. Wiedza na co się nie da zgody, daje nam niezłe podstawy do szukania tego naszego celu. Niezależnie od dziedziny. Poza tym w jakimś stopniu pokazuje też nam to jacy jesteśmy, choćby w jakiejś tam części, a to zawsze jest in plus

  • Ja pierdykam jakie to życiowe, moje nie chce kończy się przy rozmowie z moim mężem gdy ja mu mówię „nie chce chodzić do tej cholernej roboty” a on mi odpowiada „i co rzucisz robotę i nie będzie co go gara włożyć?!”. Trzeba mieć wiele wiele odwagi do tego swojego nie chce ja jeszcze jej nie mam.

    • S.

      „nie chce chodzić do tej cholernej roboty”
      „i co rzucisz robotę i nie będzie co go gara włożyć?!”.

      Jak ja to znam… Momentami aż się ciśnie na usta by powiedzieć „Tak! Rzucę robotę a co włożę do gara to zobaczymy”.

  • Marcin Marszalek

    trafne pytania. tlą się chyba w każdym. po przeczytaniu tego tekstu zaczynają się palić. i będzie kolejna nieprzespana noc. i bardzo dobrze:)

  • lola

    Boże blessssss Malvina! Amen

  • Daniel Chrzciciel

    Nie ma chyba rzeczy, której bym w swoim życiu naprawdę żałował. Za to wielu moich znajomych ma szeroką wiedzę na temat tego, co czyni mnie nieszczęśliwym.

    „Znajdź sobie chłopie lepiej płatną pracę. Młody jesteś, powinieneś szczyty zdobywać!”
    Nie chcę mieszkać w robocie. Nie chcę żeby mnie zżerał stres. Nie chcę spać po dwie godziny dziennie. Mam prostą, mało prestiżową pracę, w której jestem całkowicie spokojny i nie muszę martwić się, czy nie dostanę pierdolca. A że nie śpię na górze złota – to jestem w stanie przeżyć.

    „Zostaw go, znajdź sobie kogoś normalnego. Nie widzisz, że sobie rujnujesz życie?”
    No nie widzę. Nie chcę szukać na siłę kogoś, kto nie będzie miał żadnych problemów. Nie chcę zmieniać partnera kiedy zrobi się mniej wesoło. Więc mam tego, którego kocham. Może to szalone, ale przeżyję jak czasem zamiast pójść na imprezę zostanę w domu i będę go pilnować.

    „Powinieneś drzwiami i oknami wbijać się do swojej rodziny. Rodzina to rodzina. Trzeba mieć dobry kontakt”
    Nie chcę przejmować się tym, że matka mnie nie lubi. Nie chcę wykańczać się psychicznie jeżdżąc do domu na obiadki. Mam w okół ludzi, którzy mnie szanują i z takimi będę się trzymać. Jeśli ktoś się ode mnie odciął to znaczy że beze mnie przeżyje.

    Więc jestem cholernie nieszczęśliwym człowiekiem. Ale nie muszę nic zagłuszać. Oprócz idiotów.

    Tekst jest świetny. Powtarzam to chyba w każdym komentarzu, ale ja nie jestem zbyt kreatywny jeśli chodzi o komplementy.

    • m0gart

      Lubię czytać Twoje komentarze. Sprawiają wrażenie szczerych i pisanych od serca.

      • Mhm. Mam to samo :)

      • Daniel Chrzciciel

        Dzięki :)

    • S.

      „Nie chce mieszkać w robocie”
      Dobrze powiedziane. Zapożyczę sobie ten zwrot do mojego słownika ;)

    • kasia Pi

      ja właśnie przeczytałam pierwszy, ale też już bardzo polubiłam:)

  • Dobry tekst, by nie powiedzieć świetny, ale to mogłoby Ci przewrócić w głowie, więc nie powiem. Zaglądam tu od kilku miesięcy i najlepszy jak dotąd wystukany Twoją ręką. Można się zgadzać z treścią lub nie, ale dobry.
    Sobą zaś bym nie był, gdybym nie wytknął Ci makaronizmów. Po co one? Czy to samo wyrażone w języku polskim mało kozacko by brzmiało?

    Co do relacji międzyludzkich, to brakuje w tym Twoim „nie chcę” miejsca na kompromis. Nie zbudujesz trwałych fundamentów związku w jakiejkolwiek jego konfiguracji, jeśli sztywno będziesz stała na linii swojego – nie chcę. Musi znaleźć się miejsce na elastyczność i kompromis.

  • Ja też nie. #youmademyday ”A my w tym naszym wszechobecnym pędzie i nieustannym spełnianiu CUDZYCH oczekiwań, zajebiście-strasznie-bardzo zagłuszamy samych siebie. ” wieszam Twoje słowa na ścianie, żeby po przebudzeniu codziennie na nie patrzeć i przypominać sobie o niezagłuszeniu siebie. dziękuję.

  • Pani od biologii

    Właśnie ostatnio skontakowałam się z JA (nie do końca świadomie) i okazało się, że nie chcę robić doktoratu z mikrobiologii, chcę nim pieprznąć o ziemię i uczyć ludzi, zajmować się popularyzacją nauki a nie dziubaniem w labie. Nie mogę żyć wśród ludzi, którzy całe swoje życie podporządkowują pracy kosztem własnego zdrowia, rodziny i jakiegoś życia poza labem. Nie chcę też przejmować się tym, co na to mama, ciocie, sąsiedzi i kot znajomych, nie chcę tłumaczyć że nie upadłam na głowę, nie chcę przejmować się że mam opinię wariata, który rzuca wszystko tuż po pierwszej publikacji w Nature. Ani czuć się winna tego, że mama płacze, bo jej dziecko zgłupiało.

    Dostaję lekkiego dupościsku, bo nie wiem czy mi wyjdzie, ale wiem, że jeszcze pół roku i moja nerwica mogłaby się przerodzić w gorsze cholerstwo.

    Więc jakby no.. masz idealne wyczucie czasu z notkami :D

    • S.

      A dużo Ci zostało tego doktoratu ? Bo jak już jesteś za połową to szkoda było by nie kończyć. Mimo bólu dupy warto czasem zagryźć zęby i zawalczyć do końca.

  • Jula

    Prawda, trzeba dostać po dupie żeby zrozumieć, czego się chce. I niestety zestarzeć…obecnie gnije w gastro robo codziennie powtarzając sobie jak bardzo nienawidzę moich szefów. Codziennie szukam tej pieprzonej niemieckiej precyzji wśród stada osłów….zagluszajac moja zajebistosć dobrym kursem ojro.
    Niedługo czas na zmiany, właśnie sobie „ścielę, żeby się ku*** wyspać ”
    Sorry za interpunkcję, zagłuszyła mnie myśl o dojcze leniach i chłopcach pizdach.
    Peace und pozro

  • Jula

    Prawda, trzeba dostać po dupie żeby zrozumieć, czego się chce. I niestety zestarzeć…obecnie gnije w gastro robo codziennie powtarzając sobie jak bardzo nienawidzę moich szefów. Codziennie szukam tej pieprzonej niemieckiej precyzji wśród stada osłów….zagluszajac moja zajebistosć dobrym kursem ojro.
    Niedługo czas na zmiany, właśnie sobie „ścielę, żeby się ku*** wyspać ”
    Sorry za interpunkcję, zagłuszyła mnie myśl o dojcze leniach i chłopcach pizdach.
    Peace und pozro

  • S.

    Jeżeli dr przed nazwiskiem jest Ci niepotrzebny do tego co chciała byś w życiu robić to faktycznie olej doktorat.

    Natomiast jeżeli dr przed nazwiskiem może Ci jakoś pomóc w popularyzowaniu biologii to może i warto.

    3-4 lata do końca? A ja zawsze myślałem, że doktorat się robi w 4 lata. Ale ja tam się nie znam. Mongoł ze mnie, ja to nawet magistra nie mam… :P
    Także szacun za same starania ;)

  • Nikt nie zmusza do czytania. Niezależnie od tego co uznamy za belkot a co nie – rzeczywistość pozostanie taka jaka jest.
    Niech sobie każdy dobierze poziom jaki mu odpowida, czy żul czy CEO – jesteśmy wszyscy świadomi z jakimi poświeceniami to sie wiąże

  • Dzięki sobie, mam to za soba, teraz już pozwalam aby czas robił resztę. Albo płyniesz z tym wszystkim i wiesz o co tu chodzi, albo jest kicha normalna no. A jeszcze u boku osobę, która to zrozumie? :)